Karma z kurczakiem, ale prawie bez kurczaka. "Lepiej od razu odstawić"
Co się znajduje w popularnych karmach dla zwierząt? Z etykiet trudno się tego dowiedzieć, bo dla producentów składy to pilnie strzeżone tajemnice. Niektórzy eksperci podejrzewają więc, że trafia tam mięso najgorszej jakości. I apelują, by z karm w ogóle zrezygnować.
Karma Pedigree Junior jest "z kurczakiem" - o czym konsument informowany jest przez wielki napis. Jednak gdy przyjrzymy się temu, co jest napisane drobnym drukiem, kurczaka dostrzec trudniej. - 44 proc. mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego, w tym 4 proc. kurczaka - czytamy w składzie.
Podobne proporcje mają także karmy dla kotów. Na przykład przysmak z drobiem dla dorosłych kotów od firmy Mispol S.A. Tam mamy 33 proc. mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego, ale drobiu jest już tylko 3 proc. Karmy z drobiem, ale z minimalną ilością drobiu? Spytaliśmy producentów, o co tu chodzi.
- Zgodnie z tymi wytycznymi, aby zastosować w nazwie karmy określenie "z drobiem" musimy go mieć w recepturze nie mniej niż 4 proc. - nie ukrywa Magdalena Kwiatek, dyrektor ds. jakości w Mispol. - Nie oznacza to jednak, że jest go wyłącznie te 4 proc. - zaznacza. Czemu więc nie grać w otwarte karty z klientem? Kwiatek mówi, że skład może "pod pewnymi warunkami zostać uznany za informację poufną w celu ochrony". Zapewnia jednak, że nie jest tak, że mięso jest wybrakowane.
- W samym kawałku czy kąsku mamy udział składników pochodzenia zwierzęcego na poziomie blisko 90 proc. W tym głównie drób. Ilość 4 proc. w składzie ma jedynie na celu zadeklarowanie zgodności z wymaganiami prawnymi. W tej konkretnej recepturze w przeważającej mierze użyliśmy składników drobiowych - zapewnia Magdalena Kwiatek.
Także producent karm Pedigree zapewnia, że 4 proc. niekoniecznie oznacza 4 proc. - Jedzenie dla psów w puszkach i saszetkach produkowane przez firmę Mars, producenta marki Pedigree, zawiera zwykle około 50 proc. mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego w całej porcji, co po odliczeniu sosu lub galaretki daje około 85 proc. mięsa na kawałek jedzenia. Wartość 4 proc. określa minimalną zawartość określonego w deklaracji karmy składnika (np. kurczaka przy określeniu "z kurczakiem"), który pojawia się na opakowaniu, a pozostałe mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (np. wątroby, serca) są pełnowartościowym źródłem białka i innych niezbędnych składników pokarmowych - zapewnia firma Mars.
Nie wszystkich ekspertów takie zapewnienia jednak zadowalają. A niektórzy mówią wprost - lepiej z karm po prostu zrezygnować.
Karma dla kotów Whiskas jest promowana jako produkt z kurczakiem. Ale kurczaka jest jak na lekarstwo
"Karmy są najlepsze dla weterynarzy"
Sceptycznie do karm podchodzi na przykład Dorota Sumińska, znana warszawska weterynarz i autorka licznych publikacji na temat zwierząt. Jest ona zdania, że znaczną część zwierzęcych chorób można by łatwo pokonać - gdyby tylko odstawić zwierzęciu karmę. Z przekąsem mówi też, że "karmy najlepsze są dla weterynarzy". - Jeśli nie ma innej opcji, to oczywiście karmą trzeba karmić. Ale lepsze są inne pokarmy - mówi Sumińska w rozmowie z Wirtualną Polską.
Inne, czyli jakie? - Naturalne. Ze zwierzętami jest podobnie jak z ludźmi. Im pokarm jest mniej przetworzony, tym lepiej. A karmy są przetworzone bardzo i mają bardzo długie terminy ważności. Nawet kilkuletnie - mówi Sumińska. I zaznacza, że jej zdaniem nie jest przypadkiem, że producenci tak oszczędnie informują o zawartości swoich produktów. Podejrzewa, że do puszek mogą trafiać na przykład odpady z produkcji jedzenia dla ludzi.
Jak pozyskać klienta w internecie. Zobacz wideo:
Karma? Podajmy bez obaw
Nie wszyscy eksperci krytykują karmy. Do ich zwolenników zalicza się na przykład dr hab. Tomasz Niemiec z Wydziału Nauk o Zwierzętach warszawskiej SGGW.
- Są oczywiście różne karmy, ale w założeniu powinny one pokrywać potrzeby bytowe zwierząt, nie powodując jednocześnie skutków ubocznych - mówi w rozmowie z WP.
- Karmy nie powinny szkodzić, a są przy tym proste. Dzięki nim właściciel nie musi się obawiać, że poda zwierzęciu niewystarczająco wartościowego pokarmu - dodaje.
Czytaj też: Afera mięsna. Trwają kontrole polskiego bydła
Czytam dr. Niemcowi skład karmy Pedigree. Przyznaje, że składy mogłyby być nieco bardziej przejrzyste dla przeciętnego klienta. Jednak ma zaufanie do firmy Mars, które jest właścicielem marki Pedigree. - Jako jedna z niewielu firm ma ona swoje laboratoria, gdzie karmy są testowane, więc na przykład strawność takich produktów jest odpowiednio dowiedziona - zapewnia naukowiec.
Dr hab. Tomasz Niemiec przyznaje jednak, że mięso z karmy jest gorsze niż te w potrawach dla ludzi. - To jest zazwyczaj mięso trzeciej kategorii. Ale chyba nie powinniśmy się oburzać na to, że nie dajemy na przykład psom tego, co sami jemy - uważa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl