Jeździłam Uberem i Boltem w dzień protestu. "Strzał w kolano"

Na poniedziałek, 7 kwietnia, zaplanowano ogólnopolski strajk kierowców Ubera i Bolta. Protestujący chcieli zwrócić uwagę na wysokie prowizje pobierane przez korporacje. Sprawdziliśmy, co sądzą o tym sami kierowcy i dlaczego nie wszyscy przyłączają się do protestu.

Strajk kierowców Ubera i Bolta
Strajk kierowców Ubera i Bolta
Źródło zdjęć: © East News | ARKADIUSZ ZIOLEK

Pomysłodawcą akcji jest Serhii Mykhailiuk, znany w mediach społecznościowych jako "piwko_nie_można". Jak twierdzi, obecne warunki narzucane przez Ubera i Bolta nie pozwalają kierowcom godnie zarabiać. 

- Strajk został zorganizowany, żeby pokazać UberowiBoltowi, że jesteśmy bardzo niezadowoleni z wysokiej prowizji, jaką od nas pobierają - mówi w rozmowie z WP Finanse organizator strajku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W jakim stanie jest polska gospodarka? Rozmowa z wiceprezesem mBanku Adamem Persem

Kierowcy walczą o lepsze warunki pracy

Dzień strajku został nazwany przez organizatora "dniem wolnym" dla kierowców. Mykhailiuk apelował w mediach społecznościowych do swoich kolegów i koleżanek z branży, by tego dnia nie wyjeżdżali do pracy.

Utrudnień nie będzie. Nie zamierzamy blokować dróg. Po prostu tego dnia nie pracujemy - informował nas organizator strajku.

Dlaczego kierowcy się nie buntują?

Mimo apeli organizatora, nie wszyscy kierowcy przyłączyli się do protestu. Redakcja WP Finanse przeprowadziła w poniedziałkowy poranek kilka przejazdów, zarówno przez aplikację Uber, jak i Bolt. Niektórzy z nich nie byli nawet świadomi trwającego strajku.

Pierwszy kurs zamówiłam tuż po godzinie 10 przez aplikację Uber. Za 6-minutową podróż zapłaciłam 5,30 zł. Kierowca, który podjął zlecenie, był zdziwiony pytaniem o strajk. 

- Może jestem łamistrajkiem albo to jakaś kaczka - skwitował kierowca Ubera. Dodał, że nie rozumie, jak ktoś może decydować się na wolne, skoro dla wielu to jedyne źródło dochodu.

Przejazd Uberem
Przejazd Uberem© WP Finanse | Paulina Master
Czasem jest tak, że taksówkarze rozsyłają takie rzeczy po to, bo za mało zarabiają. Bo oni uważają, że my im pieniądze odbieramy. Tylko, że my mamy te same wszystkie opłaty, co oni, tylko nam się opłaca jeździć, a im się nie opłaca - mówi kierowca Ubera.

Zwrócił też uwagę na ograniczenia dla kierowców Ubera, m.in. wymóg posiadania auta nie starszego niż 19 lat, czego nie muszą przestrzegać tradycyjni taksówkarze. - My nawet płacimy więcej, np. za wystawianie faktur, czego oni nie robią - dodał.

Przy kolejnym przejeździe skorzystałam z aplikacji Bolt. Trasa miała nieco ponad 2 kilometry i trwała 5 minut. Koszt? 15,40 zł. Ponieważ ruch zaczął się zagęszczać, dopłaciłam kilka złotych, żeby samochód podjechał szybciej - i faktycznie, kierowca pojawił się niemal od razu.

Przejazd Boltem
Przejazd Boltem© WP Finanse | Paulina Master

Okazało się, że kierowca również nie miał pojęcia, że taki protest w ogóle się odbywa. Przyznał, że to jego pierwszy dzień po urlopie i nie śledził, co się działo w mediach. Mimo to od rana miał ręce pełne roboty. - Mam bardzo dużo zamówień jedno za drugim - powiedział kierowca Bolta. 

Ostatni kurs również zamówiłam przez Bolta, tym razem po godzinie 11. Czas oczekiwania był dłuższy w porównaniu do poprzednich przejazdów. Na znalezienie kierowcy musiałam jednak czekać około 15 minut. Przejazd na dystansie 3 kilometrów, który trwał 6 minut, kosztował mnie 14,62 zł.

Przejazd Boltem
Przejazd Boltem© WP Finanse | Paulina Master

"Strzelają sobie w kolano, a nie firmie"

Kierowca, który mnie odebrał, nie owijał w bawełnę. - To i tak nic nie da - powiedział o strajku.

Opowiedział też, że tego dnia część protestujących dla żartu zamawia kursy i je odwołuje. - Jak płatność jest gotówką, to nie ponoszą żadnych konsekwencji. Dlatego dzisiaj proszę tylko o płatność kartą. Nie opłaca mi się jechać tylu kilometrów, żeby się później dowiedzieć, że to żart - wyjaśnił.

Według niego strajk nie ma sensu, bo Uber i Bolt to globalne firmy, których nie ruszy jednodniowy protest w Polsce. - Tak naprawdę strzelają sobie w kolano, a nie firmie. To jest porażka. Jedyny efekt tego strajku to to, że klienci przerzucą się na klasyczne taksówki. Dopłacą kilka złotych, ale przynajmniej będą mieli pewność, że dojadą, a nie trafią na strajk - skomentował.

Ja już od roku jeżdżę i od roku są takie same prowizje. Bolt ma stałą. Uber z tego, co dzisiaj się dowiedziałem, ma ruchomą. Ale oni nie zmienili tego miesiąc temu, czyli jak ktoś podpisywał umowę to wiedział, z czym się to wiąże - uważa kierowca Bolta.

"Strajki nic nie zmienią"

Jego zdaniem kwestia zarobków to nie jest wina Bolta czy Ubera, tylko większej ilości kierowców. - Jak kiedyś było na przykład dwóch klientów na jednego kierowcy. To teraz jest dwóch kierowców na jednego klienta. Uważam, że strajki nic nie zmienią - podsumował.

Jak dowiadujemy się od organizatora strajku, Uber i Bolt na ten moment nie odpowiedziały na protesty kierowców. - Mają zbyt wiele dumy, by utrzymywać kontakty towarzyskie z kierowcami - mówi Serhii Mykhailiuk.

Paulina Master, dziennikarka WP Finanse

Źródło artykułu:WP Finanse
uberbolttaksówki

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (8)