KNP istnieje już tylko teoretycznie
Konflikt w partii Janusza Korwin-Mikkego grozi jej rozpadem. Opozycja zagroziła zmianą prezesa.
11.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:11
Opisywany przez „Rzeczpospolitą" we wrześniu scenariusz rozłamu w Kongresie Nowej Prawicy właśnie zaczął się realizować.
W partii działają dwa nieuznające się zarządy. Zwalczające się frakcje czekają na rozstrzygnięcie sądu rejestrowego, który orzeknie, kto ma prawo podejmować decyzje. Sam Korwin-Mikke próbuje mediować i nie opowiada się wyraźnie po żadnej stronie, ale pojawiły się już próby jego usunięcia. Dotarliśmy też do zawiadomienia , w którym jeden z członków domaga się, by prokuratura ścigała lidera za poświadczenie nieprawdy w partyjnych dokumentach.
Sprawa ma swój początek na październikowym konwencie , który wybrał nowe władze. Odsunięci starzy działacze, którzy zakładali KNP (zwani kolorowymi od nazwiska nieformalnego lidera europosła Stanisława Żółtka), mówią o nim rewolucja październikowa. Kontrolowany przez nich sąd partyjny już go unieważnił. Mimo to Korwin-Mikke w sądzie, który prowadzi rejestr partii politycznych, próbował wpisać nowe władze.
Reakcja dotychczasowego kierownictwa była zdecydowana. - Obie strony mają wzajemnie się wykluczające opinie prawne. Doszło do starcia. I choć teraz sytuacja się uspokoiła, to czekamy, co zarejestruje sąd - mówi jeden ze stronników Żółtka.
Zanim jednak ustalono chwilowe zawieszenie broni, nastąpiła walka na noże. Najpierw do prokuratury wpłynął wniosek o ściganie Korwin-Mikkego. W dokumentach złożonych do sądu miał wskazać, że stanowisko sekretarza generalnego i skarbnika sprawują osoby, które nie dostały absolutorium na partyjnym zjeździe. To Arkadiusz Oziębło i Robert Oleszczak, czyli członkowie tzw. spółdzielni, która walczy z „kolorowymi". Ci drudzy już podjęli decyzję o wykluczeniu ich z partii.
Frakcja Żółtka poszła jednak jeszcze dalej. Na posiedzeniu władz, w którym większość mają „kolorowi", padł pomysł włączenia do dyskusji punktu o odwołaniu prezesa. Pomysłodawcy zorientowali się jednak, że nie przejdzie on nawet w tak przychylnym im gronie.
- Chcieliśmy potrząsnąć Korwin-Mikkem. Żałuję, że nie doszło do tej dyskusji, bo on musi się liczyć z tym, że jak przegnie w jedną stronę, to go wymienimy - wskazuje jeden z naszych rozmówców.
Co na to sam lider? Choć tarcia są na tyle silne, że napomknął o nich na swoim profilu w jednym z portali społecznościowych, to problem stara się bagatelizować. - Obydwa zarządy są dobre. Jest tylko problem, który jest legalny ?- mówi „Rzeczpospolitej".
„Kolorowi" straszą Korwin-Mikkego, ale liczą, że w końcu stanie jednoznacznie po ich stronie. Próbę zarejestrowania przez niego nowych władz tłumaczą ostrożnością. - On zdaje sobie sprawę, że po rozstrzygnięciu sądu będzie musiał współpracować z jednym lub drugim zarządem - mówi jeden z przedstawicieli tej frakcji.
Ich przeciwnicy są jednak dużo bardziej zdeterminowani. - Statut partii sprawia, że Korwin-Mikke nigdy nie odzyska kontroli nad partią. Będzie musiał stworzyć nową. Najlepiej dogadując się z narodowcami - przekonuje osoba sympatyzująca ze „spółdzielnią".
Pomysł współpracy KNP z Ruchem Narodowym rzucił też na swoim blogu Jacek Wilk kojarzony z „kolorowymi". Tyle że w środowisku organizatorów Marszu Niepodległości nikt nie bierze tego poważnie. - Ich statut uniemożliwia zarządzanie partią. Sądzę, że nie dotrwają w jednym kawałku do wyborów prezydenckich - ocenia jeden z liderów Ruchu.
Zdaniem narodowca walka toczy się o możliwość układania sejmowych list, ale też o pieniądze. W lutym na konta KNP wpłyną pierwsze poważne sumy w jego trzyletniej historii. Kilkadziesiąt tysięcy euro przeleje Parlament Europejski z tytułu dołączenia w październiku do eurosceptycznej międzynarodówki.