Kolejne “bycze” sesje potwierdzają chęć ataku na szczyty

W środę zachowanie amerykańskiego rynku akcji potwierdzało wnioski wyciągnięte z wtorkowej sesji. Po pierwsze rzeczywiście nastroje nadal są „bycze”. Po drugie potwierdzało też to, co opisałem w środę bardzo dokładnie. Inwestorzy na rynku akcji uwierzyli, że euro może być nadal słabe, a akcje mogą drożeć. Sygnały, które wysyła rynek walutowy i rynek akcji są nadal bardzo rozbieżne.

Kolejne “bycze” sesje potwierdzają chęć ataku na szczyty
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

13.05.2010 09:36

W środę Hiszpania ujawniła plany cięć płac i innych oszczędności budżetowych, Portugalia bez problemu sprzedała obligacje, a nowy rząd Wielkiej Brytanii zapowiedział ograniczenie deficytów. Same plusy dla europejskiej waluty. Okazało się jednak, że odbicie kursu EUR/USD było krótkotrwałe. Jak widać rynek walutowy nie wierzy w powodzenie planów europejskich rządów. Nic dziwnego skoro w Hiszpanii związki już zapowiedziały akcje protestacyjne. Podobną niewiarę widać było na rynku surowców. Prawdziwą zagadką było złoto. Nadal drożało bijąc kolejne rekordy. Takie zachowanie tego surowca można tłumaczyć na dwa różne sposoby. Pierwszy to ucieczka w bezpieczną przystań, ale trudno to tłumaczenie przyjąć skoro akcje drożały. Drugie to rosnąca obawa, że nowe pakiety pomocowe i długo utrzymywane te stare niedługo zaowocują dużym wzrostem inflacji. Potwierdzałby tę tezę wzrost rentowności obligacji, mimo bardzo dobrego wyniku aukcji 10. letnich obligacji.
Informacje z rynku akcji nie były korzystne dla byków. Po poniedziałkowej sesji Electronic Arts (obniżona prognoza przychodów) i Walt Disney (po publikacji raportu kwartalnego) zasmuciły inwestorów. Interesujące było to, że informacja z Wall Street Journal mówiąca o tym, że kolejna firma sektora bankowego (Morgan Stanley) ma problemy z amerykańską prokuraturą niespecjalnie wpłynęła na zachowanie rynków. Wydawałoby się, że obawy o wiarygodność sektora finansowego (wpierw Goldman Sachs – teraz Morgan Stanley) powinna niepokoić, ale tak się nie stało. To też pokazuje, że rynek chce wzrostu.

Indeksy giełdowe rozpoczęły sesję na plusie i byki praktycznie w żadnym jej momencie nie oddały inicjatywy. Indeksy bardzo mocno wzrosły sygnalizując, że gracze wierzą w zakończenie korekty. Nie wykluczam, że mają rację. Mają jednak przed sobą dwa poważne zadania. Pierwsze to pokonanie przez S&P 500 linii szyi formacji RGR (1.184 pkt.), a drugie to pokonanie szczytu na 1.217 pkt. Dopóki tego nie dokonają to ciągle obowiązywać będzie sygnał sprzedaży.

Na GPW od początku sesji w centrum uwagi był debiut PZU. Był to rynek sam w sobie z potężnymi obrotami. Otwarcie było całkiem sensowne (349 zł, czyli + 11,7 proc.). Mniej więcej tego można było oczekiwać. Popyt był olbrzymi więc kurs rósł, ale nadal utrzymywał się poniżej +15 procent. Dopiero fixing spowodował, że ten poziom został minimalnie przekroczony. Reszta handlu odbywała się w cieniu tego debiutu i to do tego stopnia, że przez pierwsze pół godziny indeksy stały na poziomach z poniedziałku.

Potem popyt wziął się do roboty, bo dobre informacje docierające z Europy, wzrosty indeksów na europejskich giełdach i bardzo dobre zachowanie PZU (potężny obrót) dało impuls, który wzmocnił stronę popytową. WIG20 już po nieco ponad godzinie handlu zyskiwał ponad półtora procent, ale od tego momentu podaż zaczęła atakować. Doprowadziła nawet do dotknięcia poziomu wtorkowego zamknięcia, ale potem indeks, pod wpływem rynku amerykańskiego, ruszył na północ. Nie widać było jednak wielkiej chęci do kupowania akcji i tylko dzięki wzrostowemu fixingowi udało się zakończyć sesję przyzwoitym, jednoprocentowym wzrostem. Przyszłość zależy od tego, czy indeksom w USA uda się przełamać kwietniowe szczyty.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)