Koniec marzeń o drugim Kuwejcie?
Ambitne plany polskich firm naftowych dotyczące poszukiwania dostępu do własnych złóż ropy naftowej wciąż pozostają głównie na papierze. Trudna sytuacja na rynku dodatkowo zmusza nasze koncerny do wycofywania się z prowadzonych już prac w kierunku pozyskiwania złóż.
19.06.2009 | aktual.: 19.06.2009 12:32
Ambitne plany polskich firm naftowych dotyczące poszukiwania dostępu do własnych złóż ropy naftowej wciąż pozostają głównie na papierze. Trudna sytuacja na rynku dodatkowo zmusza nasze koncerny do wycofywania się z prowadzonych już prac w kierunku pozyskiwania złóż.
Coraz więcej wskazuje na to, że jednak nie zostaniemy w najbliższych latach potęgą wydobywczą. Tymczasem jeszcze pod koniec listopada 2008 roku, a więc już w obliczu pierwszych oznak kryzysu gospodarczego, gdy PKN Orlen ogłaszał zaktualizowaną strategię na lata 2009-13, wydawało się, że wejście w segment wydobywczy stoi przed nami otworem.
Płocki koncern planował wydawać co rok na upstream ok. 140 mln zł, dzięki czemu w 2013 roku własne wydobycie koncernu miało wynieść co najmniej 1 mln baryłek ropy (ok. 130 tys. ton) rocznie.
Co więcej, kwota ta uwzględniała jedynie tzw. inwestycje organiczne, nie licząc akwizycji i umów partnerstwa strategicznego, z którymi Orlen wiązał największe nadzieje na poważne zaistnienie na rynku wydobywczym.
Prezes PKN Orlen Jacek Krawiec podkreślał wówczas, że w efekcie przeceny spowodowanej kryzysem spółki wydobywcze można kupić nawet za 20-30 proc. ich wcześniejszych wycen. A Sławomir Jędrzejczyk, wiceprezes płockiej spółki ds. finansowych, dodawał, że na ten cel Orlen może przeznaczyć większość środków pozyskanych z planowanych do sprzedaży udziałów w Polkomtelu i Anwilu.
Orlen mówi pas
Jeszcze pod koniec lutego tego roku Jacek Krawiec informował o zaawansowanych rozmowach dotyczących zakupu przez Orlen notowanej na giełdzie spółki wydobywczej, która miała kosztować koncern kilkaset milionów złotych. A potem nagle wszystko się zmieniło.
_ Zrezygnowaliśmy z zakupu tej spółki i podjęliśmy decyzję o ograniczeniu wydatków na upstream do absolutnego minimum _- powiedział nam Sławomir Jędrzejczyk.
Według niego, spółka zajmuje się obecnie jedynie dwoma projektami z tej dziedziny, jednym w Polsce, a drugim na szelfie Morza Bałtyckiego, ale nie należy się spodziewać w ich przypadku ani znaczących wydatków, ani szybkiego efektu w postaci wydobycia surowca.
Również kiedy dojdzie w końcu do sprzedaży udziałów Anwilu i Polkomtela, nie poprawi to sytuacji w segmencie upstream. _ Środki z tych dezinwestycji zostaną przeznaczone przede wszystkim na spłatę zadłużenia grupy, a nie na inwestycje w segment wydobywczy - nie zostawia wątpliwości Jędrzejczyk. _
W ramach poszukiwania oszczędności także Grupa Lotos zapowiedziała powstrzymanie się od startowania w kolejnych przetargach na poszukiwanie i zagospodarowywanie zagranicznych złóż ropy naftowej. To głównie dzięki rezygnacji z tego typu przetargów gdański koncern chce zmniejszyć wydatki na sektor upstream w latach 2009-12 o 1,6 mld zł, z 4,5 mld zł planowanych w aktualizowanej w czerwcu 2008 roku strategii do 2,9 mld zł.
Prezes Lotosu Paweł Olechnowicz zapewnia jednak, że zapowiedzi ograniczenia zagranicznej aktywności w sektorze wydobywczym nie dotyczą przygotowywanego do eksploatacji złoża Yme na Morzu Północnym, a także koncesji poszukiwawczych, przyznanych spółce Lotos Norge przez norweski rząd.
Przepadło? To dobrze
W drugiej połowie grudnia 2008 r. rozstrzygnięta została runda kwalifikacyjna APA 2008, w efekcie której spółka Lotos Norge uzyskała udziały w czterech koncesjach na pięć złożonych wniosków. Koncesje dotyczą złóż wyłączonych z eksploatacji, ale wciąż zawierających wydobywalne pokłady ropy i gazu.
Jednak kolejne pięć wniosków o licencje poszukiwawczo-wydobywcze, złożonych przez Lotos Norge w ramach tzw. 20. rundy licencyjnej organizowanej przez norweskie Ministerstwo Ropy i Energii, w tym jeden przygotowany wspólnie ze spółką zależną Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa - PGNiG Norway, już przepadło. Jak się dowiedzieliśmy, w obecnej sytuacji rynkowej takie rozstrzygnięcie jest jednak Lotosowi na rękę.
Olechnowicz przekonuje, że koncesje poszukiwawcze w Norwegii nie będą się wiązały z koniecznością praktycznie żadnych wydatków w 2009 roku (za wyjątkiem opłaty administracyjnej w wysokości 100 tys. koron za każdą licencję, płaconą przez całe konsorcjum).
_ W 2010 roku wydatki na te koncesje nie powinny przekroczyć 1 mln koron, a dopiero w kolejnych latach, jeśli uda się nam znaleźć ropę, mogłyby znacząco wzrosnąć, gdyby doszło do eksploatacji _ - dodaje szef Lotosu.
W Grupie Lotos zapewniono nas jednocześnie, że to, iż wspólny wniosek Lotos Norge i PGNiG Norway tym razem przepadł, nie oznacza, że obie spółki nie pracują nad innymi wspólnymi projektami.
Na razie wszystko wskazuje również na to, że zgodnie z zapowiedziami, w czwartym kwartale 2009 roku ruszy wydobycie ze złoża Yme na Morzu Norweskim, w którym Lotos Norge posiada 20 proc. udziałów.
Według planu, w 2010 roku z tego złoża gdańska spółka spodziewa się pozyskać ok. 400 tys. ton ropy, natomiast już w ostatnich miesiącach tego roku można - zdaniem prezesa Olechnowicza - liczyć na kilkadziesiąt tysięcy ton.
Z prób ekspansji na szelfie norweskim nie rezygnuje natomiast PGNiG Norway, które w wyniku rozstrzygnięcia 20. rundy licencyjnej obejmie 35 proc. udziałów w licencji poszukiwawczo-wydobywczej PL521 na Norweskim Szelfie Kontynentalnym. Operatorem tej licencji jest StatoilHydro (40 proc. udziałów), a pozostałym udziałowcem Svenska Petroleum Exploration Norge (25 proc. udziałów).
Licencja składa się z trzech bloków licencyjnych i obejmuje obszar o powierzchni ponad 1000 km kw. Wstępny okres ważności licencji to sześć lat z opcją przedłużenia do 30 lat. PGNiG poinformowało, że prace rozpoczną się od wykonania badań sejsmicznych 3D. Po analizie ich wyników, w zależności od tego, czy okażą się one obiecujące, PGNiG wspólnie z partnerami podejmie decyzję dotyczącą ewentualnych wierceń na obszarze licencji.
Piotr Apanowicz
wnp.pl