Koniec świata? Oby jak najczęściej! To okazja dla przedsiębiorczych
Ile końców świata przeżyła już ludzkość? Nie sposób zliczyć. Od początku istnienia cywilizacji wróżbici przepowiadają jej rychły kres. Natomiast przedsiębiorczy ludzie biorą się do pracy i próbują na tym zarabiać. Nic w tym temacie nie zmieniło się do dziś.
04.12.2012 | aktual.: 17.06.2014 09:29
Apokalipsa made in Mexico
Specjalne „zestawy na koniec świata” w związku z 21 grudnia 2012 zaczęli jako pierwsi sprzedawać Meksykanie. Nic w tym dziwnego. W końcu to na terenie ich kraju mieszkali Majowie, twórcy przepowiedni o czekającej nas rzekomo za kilkanaście dni apokalipsie. Atmosfera podwyższonego napięcia musi więc być w tym kraju szczególnie wyraźna. Tym bardziej, że Meksykanie uwielbiają świętować.
Na koniec świata zaczęto się przygotowywać w Meksyku już dawno. I to pod nadzorem rządu. W ubiegłym roku oficjalne czynniki zapowiedziały, że liczą na turystyczny najazd w ostatnich dniach 2012 roku.
Według ubiegłorocznych planów rządowych strategów, dawną ojczyznę Majów, czyli południowe stany Meksyku, w tym roku miało odwiedzić ponad 50 mln turystów z całego świata. To ok. 2,5 raza więcej, niż zazwyczaj odwiedza w ciągu roku cały kraj. Daliby oni meksykańskiej gospodarce dziesiątki miliardów dolarów. Dzięki temu Meksyk znalazłby się w czołówce najczęściej odwiedzanych krajów świata, za Francją czy Hiszpanią, ale przed Włochami. Oznaczałoby to potężny zastrzyk finansowy przede wszystkim dla hotelarzy i biur podróży.
Na rynkach meksykańskich miast ustawiono zegary odliczające ostatnie chwile do godziny zero. Kapłani w meksykańskich wioskach zbierają siły na wielogodzinne tańce i modły. Sceptycy kpią, że każdy turysta będzie mógł zamówić sobie indywidualny koniec świata - z tequilą na plaży albo z wycieczką w głąb lądu na osiołku, do wyboru.
21 grudnia będzie dniem licznych imprez masowych i zabaw - również w sąsiedniej Gwatemali, gdzie także żyją potomkowie plemienia Majów. W pobliżu turystycznej miejscowości Cancun zostanie natomiast zakopana kapsuła czasu. Znajdą się w niej zdjęcia i krótkie informacje od ludzi minionej cywilizacji - czyli od nas. A wszystko po to, by przyciągnąć turystów, zaś miejscowym dać pracę. Nawet rzeczy ostateczne służą dziś komercyjnym celom.
*Na Syberii też zarabiają * Meksykański pomysł twórczo rozwinęli Rosjanie. Tyle tylko, że ich handlowe przygotowania przed 21 grudnia nie cieszą się przychylnością władz. Te na hałas związany z budzącą grozę datą patrzą bowiem sceptycznie.
W Tomsku, dużym mieście położonym na Syberii, w supermarketach sprzedawany jest zestaw "na koniec świata". Oferowany "po okazyjnych cenach" - rzeczywiście, jeśli koniec świata nastąpi, druga okazja się nie zdarzy. Zawiera niezbędne w takiej sytuacji – zdaniem jego twórców – produkty. Znajdują się wśród nich konserwy, zapałki, notes z ołówkiem, kostka szarego mydła, no i oczywiście buteleczka czegoś mocniejszego.
Polecamy: Gigantyczne premie dla ludzi Prezydenta
Krytycy zestawu natychmiast wskazali, że butelka z wódką jest za mała. Wygląda na to, że mieszkańcy Syberii spodziewają się, iż koniec świata nie będzie mimo wszystko definitywny – ktoś przetrwa i będzie musiał się wzmocnić. Cena zestawu – 28 dolarów lub 890 rubli, czyli niespełna 90 złotych.
*Filmy dla sceptyków, bunkry dla ostrożnych * Fortunę dzięki historiom o końcu czasów zbijają ludzie z wyobraźnią, czyli filmowcy i pisarze. Obraz pod lapidarnym, choć wszystko mówiącym tytułem "2012", nakręcony już w 2009 roku, zarobił blisko 800 mln dolarów. Książek z magiczną datą w tytule powstało sporo, a ich autorzy również mogli liczyć na duże gratyfikacje. Miliony czytelników są bowiem ciekawe, co spowoduje apokalipsę i jak świat będzie wyglądał po niej. Najlepiej zaś oglądać lub czytać o tym w wygodnym i bezpiecznym fotelu!
Zestawy z butelką wódki czy podróże na południe Meksyku to oferty dla ludzi, którzy w koniec świata nie bardzo wierzą. Traktują go jedynie jako okazję do rozrywki. Istnieje natomiast potężny biznes oferujący swoje produkty i usługi ludziom, którzy myślą: "w tym coś jest", i wobec tego wolą się zabezpieczyć. Naturalnie musi ich być na to stać, bo ten rynek został stworzony dla dobrze sytuowanych.
I tak schron w wersji amerykańskiej, z zapasem jedzenia na rok, kosztuje 20 mln dolarów. Mimo słonej ceny, w ostatnich latach popyt na tego typu budowle wzrósł w USA czterokrotnie. Kasę gromadzi też belgijski pisarz Patrick Geryl, autor kilku publikacji o apokalipsie roku 2012. Przedsiębiorczy pisarz nie poprzestał na tantiemach od sprzedanych książek. Pobierał po 5 do 10 tys. euro od osoby w zamian za wybudowanie w Afryce bunkrów, w których beneficjenci będą mogli przeczekać najgorsze.
Ile mógł zebrać?
Z przyczyn logistycznych oferował miejsce w bunkrach jedynie dla 5 tysięcy osób. Daje to w sumie 25-50 mln euro.
Natomiast amerykański kaznodzieja Harold Camping w ciągu ponad 20 lat działalności zgromadził ok. 100 mln dolarów. Tyle właśnie, według szacunków, miał wydać Camping na kampanię informującą o nadciągającym końcu ludzkości.
Pieniądze te pochodziły od ludzi, którzy uwierzyli w jego przepowiednie, oraz z działalności stacji radiowej rzutkiego kaznodziei. Można zresztą powiedzieć, że z przepowiedni o końcu świata uczynił on stałe źródło dochodów. Przepowiadał go bowiem, począwszy od 1988 roku, czterokrotnie. Co ciekawe, za każdym razem znajdował licznych wyznawców. Widać z tego, że ludzi gotowych zainwestować w koniec świata nigdy nie zabraknie.
TK, AS, WP.PL