Koniec urlopów na żądanie?
Koniec urlopów na żądanie. PO i PSL chcą, by pracownik musiał uzasadniać prośbę o dzień wolny, a szef mógłby mu odmówić.
18.04.2008 | aktual.: 18.04.2008 11:38
Koniec urlopów na żądanie? Niektórzy politycy chcą, by pracownik musiał uzasadniać prośbę o dzień wolny, a szef mógłby mu odmówić. Zdaniem związków zawodowych, to niedopuszczalne, pisze "Metro".
Pękła ci rura w łazience albo wypadła bardzo ważna urzędowa sprawa i nie możesz przyjść do pracy? Teraz w takich sytuacjach pracownicy mogą poratować się urlopem na żądanie. Wystarczy przez telefon zawiadomić szefa, że dziś nas nie będzie. Nie musimy podawać przyczyn, a pracodawca nie może nam odmówić. Kodeks pracy gwarantuje nam prawo do czterech takich dni w roku w ramach urlopu wypoczynkowego.
Ale PO i PSL chcą ograniczyć ten przywilej. Proponują, by pracownik musiał umotywować swój wniosek o wolny dzień, a pracodawca mógłby mu odmówić. Posłanka Bożenna Bukiewicz z PO tworzy projekt odpowiedniej ustawy. - Gdyby wszedł on w życie, instytucja urlopu na żądanie praktycznie przestałaby istnieć - ostrzega Andrzej Radzikowski z OPZZ. - Nie wyobrażam sobie, bym tłumaczyła się dyrektorowi, że nie mogę przyjść do pracy, bo przepłakałam noc po kłótni z mężem. Raczej będę kombinować np. jak wziąć lewe zwolnienie lekarskie - mówi Anna, nauczycielka z Warszawy.
- Urlop na żądanie stał się formą nacisku na pracodawcę - argumentuje Andrzej Czerwiński, wiceszef klubu PO. - Ten przywilej paraliżuje gospodarkę - wtóruje mu Eugeniusz Grzeszczak z PSL. Politycy dają przykład lekarzy, pielęgniarek, celników i policjantów, którzy masowo brali urlopy na żądanie, by wywalczyć podwyżki. W szpitalach trzeba było odwoływać operacje, samochody na granicy stały w kilkudziesięciogodzinnych kolejkach. Podobną akcję zapowiadali na koniec kwietnia pracownicy skarbówki.
- Posłowie chcą zastosować odpowiedzialność zbiorową. Bo straci na tym ogromna większość rzetelnych pracowników, którzy na protestują, tylko żądają urlopu w przypadku nagłych komplikacji życiowych - protestuje Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ "S".
Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" chciałaby iść jeszcze dalej. - Urlop na żądanie powinien być całkiem zniesiony - mówi Małgorzata Rusiewicz z PKPP. - Dla małych i średnich przedsiębiorców nieoczekiwany urlop nawet jednego pracownika wiąże się często z przestojem w działalności firmy i ze stratami finansowymi - argumentuje szefowa Lewiatana Henryka Bochniarz.
- Na całkowitą likwidację urlopów na żądanie ja się nie godzę. Będziemy szukać czegoś pośredniego w Komisji Trójstronnej z przedstawicielami rządu, pracodawców i związkowców - mówi minister pracy z PSL Jolanta Fedak. W resorcie pojawił się pomysł, by np. zabronić wykorzystywania wszystkich czterech dni urlopu naraz.
Ani Lewiatan, ani posłowie nie mają danych, jak często Polacy korzystają z tego przywileju. Zadzwoniliśmy do kilku małych i średnich firm. Z rozmów wynika, że urlop na żądanie jest wykorzystywany, ale niezbyt często. - Nikt nie robi z nim problemów - usłyszeliśmy w agencji reklamowej zatrudniającej ok. 40 osób. - W tym roku zażądałam jednego dnia wolnego, gdy nagle zachorował mój kot i musiałam jechać do weterynarza. Szef zgodził się od razu - mówi Agnieszka Czapla, księgowa z Warszawy.
Ale nawet lewica, za której rządów w 2002 r. wprowadzono ten przywilej, przyznaje, że jakieś zmiany są potrzebne. - Może warto ograniczyć liczbę osób, które w danym dniu mogą wziąć wolne - zastanawia się Anna Bańkowska z LiD.
Przeciwko ograniczeniom jest PiS i związki zawodowe. - Likwidacja uprawnień pracowniczych to najgorszy sposób rozwiązywania problemów. Nie próbuje się ich łagodzić, tylko pozbawia się pracowników broni - alarmuje szef "S" Janusz Śniadek.