Koronawirus zmienił handel. Małe warzywniaki z dostawą pod drzwi wyprzedają zadławione markety

Nawet do maja nie ma terminów dostaw do domu z popularnych marketów. Zyskują małe, lokalne sklepy, które wprowadziły dostawy pod drzwi. Powstają całe aplikacje wyszukujące takie punkty w okolicy. - Mamy więcej zamówień, niż jesteśmy w stanie przerobić - przyznaje Justyna Pasierb, właścicielka wrocławskiego "Warzywniaka na Kruczej".

Koronawirus zmienił handel. Małe warzywniaki z dostawą pod drzwi wyprzedają zadławione markety
Źródło zdjęć: © East News | Tomasz Kaczor/East News
Przemysław Ciszak

Najbliższa dostawa zakupów on-line w Piotrze i Pawle dopiero 16 kwietnia, czyli bez szans na świąteczne zakupy bez wychodnia z domu. Na zamówienie z Tesco trzeba czekać do 20 kwietnia, a pierwszy wolny termin w Carrefourze na okolice Warszawy to 29 kwietnia. Izolacja wywołana przez epidemię koronawirusa spowodowała, że wiele osób, zamiast wychodzić do sklepów, poszukuje dostaw do domu.

Markety nie wyrabiają z transportem. Zyskują na tym małe sklepy, które wykazały się elastycznością i postawiły na dostawy pod drzwi. Nie muszą mieć nawet własnej strony internetowej. Co chwila powstają nowe aplikacje i platformy zrzeszające lokalnych sprzedawców i łącząc z potencjalnymi klientami.

Mapa lokalnych sklepów

Jedną z nich jest założona przez Żanetę i Damiana Nogaj platforma zado.pl, która w tydzień od uruchomiania dysponuje już ponad 200 lokalizacjami małych sklepów, głównie spożywczych i warzywniaków, ale też lokalnych manufaktur i gospodarstw rolnych w Polsce. Blisko połowa z nich to punkty zlokalizowane we Wrocławiu, bowiem pierwotnie aplikacja miała posłużyć rodzimym właścicielom sklepów i mieszkańcom miasta jej założycieli.

Otwarta formuła i możliwość zgłoszenia swojego sklepu z niemal każdego miasta spowodowała, że do akcji włączyło się również 60 sprzedawców z okolic Warszawy, a kolejni dołączają z Krakowa, Katowic, Poznania, Szczecina czy Gdańska.

- Córka założyła nam aplikację. Jesteśmy na niej dopiero 3 dni. Mamy za sobą pierwszy telefon i dostawę - mówi Mariusz Kiczka, który wraz z żoną prowadzi niewielki warzywniak przy ul. Olszewskiego we Wrocławiu. - Jeżdżę sam, swoim samochodem. Jeśli dostawa będzie gdzieś blisko, to mogę wziąć zakupy, terminal w kieszeń i pójść piechotą - deklaruje.

Warzywniak mieści się na Biskupinie, to dzielnica zamieszkała głównie przez osoby starsze lub studentów. Jak przyznaje właściciel warzywniaka, epidemia spowodowała, że ruch się zmniejszył, ale nieznacznie. - Do 14 przychodzą głównie młodzi ludzie, studenci, którzy teraz nie mają zajęć. Potem ruch zamiera - wyjaśnia sytuację w trakcie pandemii.

Na zamówienia z dowozem liczy od starszych osób, które obawiają się wyjść z domu. - Po godz. 16, kiedy kiosk jest już zamknięty, mogę rozwozić zamówienia. Mamy jeden terminal i nie chcę żony pozostawiać bez urządzenia. Większość osób płaci teraz zbliżeniowo - zaznacza.

Ruch większy niż możliwości

Powody do zadowolenia ma również Justyna Pasierb, właścicielka "Warzywniaka na Kruczej". Ona również umożliwia dostawę świeżych warzyw i owoców pod drzwi. W aplikacji jest od kilku dni i na brak zamówień nie może narzekać.

- Jest wiele zamówień. Czasem trudno wyrobić się logistyczne. Jeździmy własnym samochodem. Terminal jeden zostaje w sklepie, drugi służy nam za przenośny - wyjaśnia w rozmowie z WP.

Jak przyznaje, wiele starszych osób korzysta z możliwości dowozu zakupów. Epidemia znacznie zmieniła handel. W sklepie, mimo wprowadzonych obostrzeń, wciąż pojawiają się klienci, ale telefon z pytaniami o dostawy pod drzwi nie milknie.

- Okazało się, że zapotrzebowanie jest większe, niż nasze możliwości - zaznacza.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)