Kradną promocje w Biedronce. Pracownik: Kupują 100‑150 sztuk masła
Przedsiębiorcy prowadzący obiekty noclegowe na Podhalu robią duże zakupy w Biedronkach. Korzystają przy tym z rabatów innych klientów. - Ci ludzie wywożą od nas całe koszyki zaopatrzenia. Robią przy tym wszystko, by zapłacić jak najmniej - powiedział Onetowi regionalny kierownik dyskontu.
Program lojalnościowy Biedronki pozwala na zakup produktów w niższych cenach. By z niego skorzystać trzeba być posiadaczem karty "Moja Biedronka". W trakcie zakupów klient nie musi mieć jednak fizycznie karty przy sobie. Wystarczy, że przed transakcją poda kasjerowi numer telefonu przypisany do swojego konta.
Pojawia się jednak coraz więcej doniesień, że część klientów dyskontu wykorzystuje system rabatowy i kradnie promocje innym użytkownikom programu lojalnościowego. W jaki sposób? Osoby robiące zakupy podają po prostu losowe numery telefonów, licząc na to, że są one zarejestrowane w systemie Biedronki. Jeżeli nieuczciwy kupujący trafi na właściwy numer, może skorzystać z rabatu przypisanego do cudzej karty. Właściwy adresat promocji już z niej później oczywiście nie skorzysta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niebezpieczne znalezisko w lesie. Skala odkrycia była ogromna
W odpowiedzi na pytanie WP Finanse biuro prasowe Biedronki zapewniło, że w skali całego kraju takie zdarzenia mają charakter incydentalny. Onet ustalił jednak, że do "kradzieży promocji" dochodzi m.in. na Podhalu. Przedsiębiorcy, którzy prowadzą pensjonaty w polskich górach, często oferują w pakiecie wyżywienie. I - zdaniem pracowników Biedronki - w trakcie zakupów robią wszystko, by płacić za jedzenie jak najmniej.
100 sztuk masła na promocji
Portal dotarł do kierownika Biedronki z powiecie nowotarskim. - Ktoś zapyta: na co właścicielowi pensjonatu cztery tańsze masła. Tyle to faktycznie dla takich ludzi żadna okazja. Ale już... 100-150 kostek starczy na wiele śniadań. Jak mamy promocję, to w takich hurtowych ilościach sprzedajemy też sery, mięso, napoje, piwa i tak dalej - przyznał w rozmowie z Onetem pracownik sieci.
Dodał tak, że tego typu procedery mają miejsce każdego dnia i "nie trzeba długo stać przy kasach, by coś takiego zauważyć". Dziennikarze portalu również byli świadkami takiego zachowania. Opisują, że w trakcie zakupów kasjerka nabijała na kasę fiskalną jednorazowo 4 kostki masła, a następnie klientka podawała jej numer telefonu zapisany w smartfonie.
Kobieta miała tak kupić około 100 sztuk. W trakcie zdarzało się, że niektóre numery telefonów nie były przypisane do karty lojalnościowej, albo że podane konta wyczerpały już swój limit. - Kupująca kobieta bez żadnego skrępowania podawała wówczas kolejny numer z listy - czytamy.