Kryzys dopadł bary mleczne. "Jedzenie na wynos trudno nawet nazwać kroplówką"

Dziennik "The New York Times" rozpływa się nad barami mlecznymi, nazywając je idealnym miejscem na czas kryzysu. Inaczej widzą to właściciele i pracownicy takich lokali w Polsce. – Wydajemy o połowę mniej posiłków niż przed epidemią. Ludzi nie stać teraz na bary, nawet bary mleczne.

Kryzys dopadł bary mleczne. "Jedzenie na wynos trudno nawet nazwać kroplówką"
Źródło zdjęć: © money.pl
Marcin Łukasik

23.04.2020 17:36

Amelia Nierenberg, reporterka "The New York Times, napisała że bary mleczne to proste knajpy, które odzyskały popularność w ostatnich latach i które "zapewniają niedrogie jedzenie i komfort nostalgii". Dziś o nostalgii mogą mówić sami pracownicy i właściciele barów.

Przed epidemią w porze lunchu bar "Prasowy" w Warszawie byłby wypełniony po brzegi klientami. Jednak dziś sala z krzesłami i stołami jest odgrodzona taśmą. Na miejscu pracuje kilka osób. Gotują i wydają posiłki przez małe okienko w drzwiach.

Właściciel tego lokalu – Kamil Hagemajer – ma też kilka innych barów w stolicy, w Gdyni i Wrocławiu. Przed epidemią zatrudniał 100 osób. Dziś została połowa. "Prasowy" ratuje się sprzedażą posiłków z odbiorem własnym i dostarczaniem posiłków dla pracowników służby zdrowia, finansowanych ze zbiórki społecznej.

- Osiem naszych lokali zostało wyłączonych. Pozostałych sześć działa na zasadzie sprzedaży jedzenia na wynos. Taki model nie jest nawet kroplówką dla naszego biznesu, tylko łykiem wody – opowiada money.pl Kamil Hagemajer.

- Nasza sytuacja jest o tyle komfortowa, jeśli można to tak nazwać, że utrzymujemy się dzięki dotacji. Te pieniądze starczą nam jednak tylko na miesiąc działalności. Jeśli do końca maja nie zwiększymy sprzedaży do 50 proc. tego, co sprzedawaliśmy, to czeka nas upadłość – dodaje.

Wygląda na to, że bary mleczne – miejsce idealne skrojone na czas kryzysu, jak twierdzi dziennikarka "The New York Times" – same przechodzą kryzys i walczą, aby przetrwać skutki pandemii.

Czytaj: Obroty w gastronomii spadły o ok. 80-90 proc. Przetrwają firmy, które potrafią się dostosować

- Mamy dobre jedzenie w niskiej cenie, ale co z tego? - mówi nam menedżerka "Mokotowskiego Baru Mlecznego". - Można sądzić, że właśnie teraz dużo ludzi mogłoby nas odwiedzać. Tymczasem wydajemy dwa razy mniej posiłków. Jeśli ludzie stracili pracę, to nie będą chodzili do knajp i barów mlecznych, bo oszczędzają teraz każdy grosz.

- Pracujemy w okrojonym składzie. Dziś w barze jestem sama. Realizujemy tylko zamówienia, które spływają do nas przez Uber Eats. Tylko to nas ratuje – przyznaje.

Regina Gaik, szefowa Warszawskiej Spółdzielni Gastronomicznej "Centrum", która zarządza m.in. barem "Bambino", przyznaje że wynos w żadnym stopniu nie rekompensuje strat spowodowanych ograniczeniem działalności.

- W naszym przypadku dzienna sprzedaż posiłków spadła o 70 proc., w porównaniu z czasem sprzed epidemii – wyjaśnia.

Dowiedz się: Tarcza antykryzysowa nie pomogła gastronomii. Branża czeka na wersję 1.1 programu

Nasi rozmówcy przyznają zgodnie, że jeśli bary mleczne nie otworzą się dla klientów, to nie zaczną prosperować. I nic nie wskazuje na to, aby ten stan szybko się zmienił. Gastronomia znalazła się dopiero w trzecim, czyli przedostatnim etapie znoszenia obostrzeń. Nie ma pewności, kiedy ten proces ruszy.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (81)