Kryzys na żądanie?
Chiński system bankowy dostał zadyszki. I to na życzenie nowych chińskich władz. Właśnie rozpoczynają obsadzanie swoimi ludźmi kluczowych stanowisk w Państwie Środka.
01.10.2013 16:11
W połowie czerwca na chińskim rynku międzybankowym oprocentowanie biło rekordy. Ludowy Bank Chin, pomimo wielokrotnych próśb sektora, odmówił dostarczenia gotówki do instytucji kredytowych. 20 czerwca pojawiły się pogłoski o niewypłacalności jednego z największych banków w Chinach, a krótkoterminowe operacje zostały zawieszone. Następnego dnia, w całkowitej tajemnicy, chiński bank centralny rozpoczął ratowanie systemu bankowego.
Chińskie gazety z 22 czerwca donosiły, że bank centralny zasila funduszami największe banki. W efekcie stawka tygodniowa na umowach z przyrzeczeniem odkupu zmniejszyła się o 227 punktów bazowych – do 8,5 proc., co de facto oznaczało, że groźba załamania finansowego została zażegnana. Pod koniec czerwca stopy krótkoterminowych pożyczek nadal przekraczały dwukrotnie normalny poziom. Efektem problemów sektora bankowego były znaczące spadki na giełdzie w Szanghaju (wartość spadła o 5,3 proc., czyli do tego samego niskiego poziomu, jaki odnotowano w sierpniu 2009 r.).
Poważna sytuacja?
Analitycy usiłują odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę się stało i na ile poważna jest ta sytuacja. Nie ulega wątpliwości, że bank centralny prowadzi jakąś rozgrywkę. Oficjalnie nic nie robi, ale po cichu ratuje z opresji wybrane banki. Z drugiej strony trudno ukryć fakt, że mieliśmy do czynienia z bardzo dużym brakiem płynności. Nawet po interwencji banku centralnego kluczowy wskaźnik adekwatności kapitałowej systemu bankowego – stopa REPO była trzykrotnie wyższa niż na początku czerwca.
Wszystko rozpoczęło się w początkach czerwca, kiedy to nastąpił znaczący wzrost cen. Czy nie można było tego przewidzieć? Można, bowiem wszystko to działo się w przededniu jednego z najważniejszych chińskich świąt: Dragon Boat Festival. W tym, że nastąpił wzrost zapotrzebowania na gotówkę w trakcie przedświątecznej gorączki zakupowej nie ma niczego niezwykłego, bowiem tak dzieje się w każdym kraju w przeddzień świąt. Zazwyczaj bank centralny dostarcza instytucjom kredytowym większe ilości gotówki i cały proces przebiega niezauważalnie dla przeciętnego Kowalskiego, a właściwie Lee. Tym razem Ludowy Bank Chin tego nie zrobił. Można by powiedzieć, że chińskie władze zorganizowały sobie kryzys na zawołanie.
Kredytowy boom
Operacja ta, jak doniosły chińskie media (bank centralny nadal milczy), miała na celu skompensowanie płynności finansowej, aby utrzymać szybki wzrost kredytu konsumpcyjnego. Przez ostatnie półtora roku doszło do boomu kredytowego, który zdołał faktycznie zniwelować spowolnienie gospodarcze, zwiększając siłę nabywczą rynku wewnętrznego Chin. Stale rośnie zadłużenie prywatne, narasta również ogromny dług spółek państwowych. Wskaźnik obsługi zadłużenia osiągnął typowy próg kryzysów finansowych, to jest 30 proc. PKB. Innym ważnym aspektem chińskiego kredytowania jest wzrost akcji kredytowej związanej z działalnością władz regionalnych.
Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. W pierwszym kwartale 2013 r. pula kredytów faktycznie wzrosła o 60 proc. W tym samym czasie, zgodnie ze sprawozdaniami banków, pula kredytów wzrosła tylko o 3 proc. w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Wzrost zapewnił ogromny sektor szarej strefy bankowości.
Szara strefa
Określenie dokładnej wielkości tego segmentu jest trudne, ale szacuje się go na około 18 mld juanów, to jest około 3 mld dolarów. Kredytowanie stale wzrasta i jak szacują chińskie władze obecnie osiągnęło pułap 100 mld juanów (czyli dwukrotnie więcej niż nominalny PKB). W marcu wszystkie kredyty łącznie szacowano na rekordowe ponad 2,54 tryliona juanów (około 423 biliony dolarów), przy czym kredyty bankowe sięgały zaledwie 40 proc. tej sumy. W Chinach szara strefa funkcjonuje w formie „produktów powierniczych”. Pierwsze z nich pojawiły się w 2004 r., a głównym katalizatorem ich wzrostu były bardzo niskie stawki depozytów bankowych, których wysokość ustala bank centralny. Do tej pory niski pułap stóp utrzymywał rentowność banków. Nie było zatem konieczności częstych interwencji na rynku walutowym. W Chinach całkowita wartość „produktów powierniczych” osiąga 17 proc. PKB. Niestety, właśnie te produkty, jako narażone na odpływ kapitału, są przyczyną niestabilności finansowej. Dwie trzecie z tych instrumentów ma
termin zapadalności poniżej trzech miesięcy, co stanowi poważne ryzyko płynności i ma negatywny wpływ na finansowanie krótkoterminowe (właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w czerwcu br.). Z punktu widzenia państwa ten instrument kredytowy ma niewielki wpływ na wzrost PKB. Kryzys na żądanie
Już w kwietniu Neil Mc Kinnon, analityk Capital VTB, przewidywał, że sytuacja wymusi na chińskich władzach konkretne działania w celu likwidacji szarej strefy w bankowości, bowiem rośnie udział złych kredytów w rynku i sztucznie pompowana jest cena nieruchomości. Żaden z analityków chińskiego rynku (m.in. Magnus George, jeden z czołowych ekspertów) nie ma wątpliwości co do tego, że chińskie władze rozpoczęły prace mające ograniczyć akcję kredytową. Zdaniem Magnusa aktualnie w Chinach mamy do czynienia z podręcznikowym przykładem opisanym przez Hyman Minsky’ego w pracy na temat niestabilności wewnętrznej kapitalizmu finansowego, dla którego powstawanie baniek spekulacyjnych jest naturalną częścią cyklu kredytowego.
Jeszcze jesienią ubiegłego roku Magnus w swym raporcie na temat sytuacji w Chinach podnosił, że sytuacja w bankowości musi ulec zmianie, bowiem ci klienci, którzy mają wolne środki na udzielanie kredytów starają się nie trzymać swoich pieniędzy w bankach ze względu na faktyczne ujemne oprocentowanie depozytów.
Skutki kryzysu
System bankowy w Chinach jest zdominowany przez państwo, więc wynik tego kryzysu zależy od władz. Ze względu na ogrom chińskich rezerw walutowych, kryzys można pokonać bardzo szybko. Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, Pekin ma na to wystarczające środki. Oczywiście należy zadać sobie pytanie: czy ucierpią w tej sytuacji poszczególne banki, zwłaszcza te mniejsze? Dziś trudno to przesądzić, bowiem wszystko zależy od tego, jaki jest prawdziwy cel tego kryzysu na żądanie. Jeśli Pekin chce jedynie spowodować wzrost ceny kredytu o kilka punktów procentowych, to czerwcowa panika może się okazać zbyt subtelnym bodźcem. Ale jeśli rząd chce zmusić banki, aby wreszcie prowadziły realną sprawozdawczość ze swej działalności i nie ukrywały udzielanych kredytów, to może się okazać, że kilka mniejszych instytucji nie osiągnie wymaganych pułapów adekwatności kapitałowej i zniknie z rynku. Zwłaszcza że niedawno władze wprowadziły m.in. wymóg wysokiego wskaźnika rezerw (RRR) dla banków.
Fitch Ratings poinformowała, że „skala chińskiego kredytu jest tak duża, że Pekinowi będzie trudno rozwijać swoją gospodarczą potęgę w tempie, jak do tej pory”. Ta sama agencja jeszcze w kwietniu obniżyła długoterminowy rating dla Chin z powodu gigantycznego długu. Dla władz chińskich nie było to zaskoczeniem, bowiem wiadomo było już od dawna, że rozpoczyna się hamowanie gospodarki – problem polega na tym, czy będzie ono miękkie, czy twarde.
Nowa władza
Wszystko to dzieje się w okresie, gdy mamy do czynienia z przejmowaniem władzy przez nowego „władcę” i nowy „dwór”. W listopadzie ubiegłego roku Xi Jinping stanął na czele Komunistycznej Partii Chin. Jej ideologię, będąca jednocześnie naczelną ideologią państwową, stanowi pięć filarów: marksizm-leninizm, maoizm, teoria Deng Xiaopinga, zasada trzech reprezentacji Jiang Zemina oraz koncepcja naukowego rozwoju Hu Jintao. W marcu br. Xi Jinping został prezydentem. Dlatego aktualnie mamy do czynienia ze zmianami personalnymi w elitach władzy. Znając wyniki poprzednich tego typu przetasowań, możemy się spodziewać, że będzie to trwało około dwóch lat. Ustępujący ze stanowiska Hu Jintao, tak jak poprzednik Jiang Zemin, został szefem Centralnej Komisji Wojskowej KC KPCh, czyli jednej z dwóch najważniejszych komisji, która reprezentuje we władzach partyjnych wojsko i de facto stanowi organ nadrzędny w stosunku do sztabu generalnego. Zemin opuścił to stanowisko po dwóch latach, jak będzie z Hu Jintao, przekonamy się.
Nowy Stały Komitet Biura Politycznego Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin (faktyczny rząd Chin), jest naprawdę nowy, bowiem na 7 zajmowanych miejsc aż 5 to fotele obsadzone ludźmi Xi Jinpinga. Nastąpiła również wymiana na fotelu szefa Centralnej Komisji Kontroli Dyscypliny (druga, po wojskowej, co do ważności komisja), który objął, co symptomatyczne, finansista Wan. Analitycy wielokrotnie sugerowali, że porządki w sektorze finansowym winny być zrobione nawet środkami administracyjnymi. Wielu komentatorów życia gospodarczego zdaje się nie pamiętać, że w Chinach partia tworzy swoje struktury równolegle do stanowisk administracji państwowej, mediów publicznych, a także państwowych przedsiębiorstw, w tym banków. Regułą jest, że faktyczna władza spoczywa w ręku jej przedstawicieli.
Zmiany wśród bankowców
Zmiany personalne niewątpliwie obejmą również sektor bankowy. Zapewne polecą głowy. Zresztą już jedna spadła – prezesa największego chińskiego banku China Development Bank, Chena Yuan, syna Chena Yuna, którego nazywano jednym z „ośmiu nieśmiertelnych” KPCh, którzy tworzyli podwaliny polityki otwarcia Chin w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Prezes Chen Yuan szefował CDB od piętnastu lat. W komentarzu, jaki opublikowała chińska prasa po jego odejściu, napisano, że jego panowanie to „czas w branży, gdy można było rzucać pieniądze w błoto”. Warto w tym miejscu wspomnieć, że CDB to największy na świecie pożyczkodawca, który pod koniec 2011 r. miał 187 mld dolarów udzielonych kredytów walutowych – czyli o 55 mld więcej niż Bank Światowy. CDB to bank, przez który władze chińskie kształtują infrastrukturę finansowania. Większość pożyczek, jakich udziela, jest rozpatrywana przez Radę Państwa i Narodowego Rozwoju oraz Komisję Reform. W większości są to kredyty udzielane państwom, wiele z nich to fundusze na
rozwój infrastruktury w Afryce i Ameryce Łacińskiej (m.in. 40 mld dolarów kredytu udzielonego Wenezueli, która pogrążyła się w chaosie po śmierci Hugo Chevesa). Jak widać, kredyty udzielane przez polityków często będą obnażać słabości zarządzania ryzykiem w tym banku – aż 40 proc. udzielonych przezeń pożyczek to tzw. złe kredyty. Nie jest to wina ustępującego prezesa, któremu wypomina się zakup 3 proc. Barclays, za które Yuan zapłacił 3 mld dolarów, a dziś są warte zaledwie 1,5 mld. Przy okazji jego odejścia wspomina się o tym, że rząd zablokował zakup Citygroup i DresdnerBank.
Chen Yuana w kwietniu zastąpił na stanowisku Hu Huavibang, zwolennik reform, który już zapowiedział, że będzie naciskał na „mniejszą kontrolę rządu w gospodarce”. Wiele po kongresie w listopadzie ub.r. mówiło się o dotychczasowym szefie Ludowego Banku Chin (bank centralny) Zhou Xiaochuan. Jego brak w Komitecie Centralnym KPCh komentowano jako zapowiedź utraty w perspektywie rocznej stanowiska.
Kluczem do zrozumienia chińskiej gospodarki, a zwłaszcza zagadnień związanych z rynkiem finansowym, w tym bankowości, nie jest znajomość reguł ekonomiki czy zagadnień finansowych. Podstawą jest w tym przypadku uzmysłowienie sobie, że mimo pozorów gospodarki rynkowej mamy do czynienia z gospodarką „demokracji ludowej” w dodatku popartej specyficzną chińską mentalnością i dyscypliną. Państwem Środka nadal rządzi ta sama komunistyczna partia, która zrobiła rewolucję kulturalną. Z tej perspektywy jakiekolwiek posunięcia ekonomiczne czy polityczno-ekonomiczne, nawet najbardziej absurdalne, nie wydają się już niemożliwe, a mówienie o przewidywalności chińskiej przyszłości w dalszej perspektywie tak samo poważne, jak wróżenie z fusów.
Monika Rotulska