Kuba chce wiercić koło Florydy, Amerykanie obawiają się awarii
Kubańskie plany wierceń naftowych w pobliżu Florydy wywołują obawy, że w razie awarii - takiej, do jakiej doszło w tym roku w Zatoce Meksykańskiej - dojdzie do kolejnej katastrofy ekologicznej. Walka z nią mogłaby być trudna ze względu embargo USA wobec Kuby.
Kuba zawarła umowę z hiszpańskim koncernem Repsol na wiercenia na Morzu Karaibskim na swoich wodach terytorialnych, około 80 km od wybrzeża Florydy. Mają się one rozpocząć w przyszłym roku.
Repsol będzie używał urządzeń wiertniczych chińskiej produkcji do próbnych wierceń szybów naftowych na dużych głębokościach.
Naukowcy ostrzegają, że awaria w tym miejscu, podobna do eksplozji na platformie wiertniczej Deepawater Horizon w Zatoce Meksykańskiej, może spowodować rozlanie się plamy ropy nie tylko na plaże na Kubie, lecz także na Florydzie.
Nie wiadomo, czy hiszpański koncern i współpracująca z nim firma włoska mają możliwości skutecznego zatamowania ewentualnego wycieku ropy - jak to uczynili specjaliści z BP, ale dopiero po paru miesiącach.
Kuba nie ma większego doświadczenia w poszukiwaniach i eksploatacji ropy. Jak pisze czwartkowy "New York Times", eksperci obawiają się w związku z tym, że może sobie nie poradzić z ewentualną awarią. W przypadku katastrofy w zatoce z BP współpracowali specjaliści z rządu USA.
Sprawę komplikuje dodatkowo embargo USA wobec Kuby. Zabrania ono firmom amerykańskim robienia interesów na Kubie, gdzie cały przemysł jest pod kontrolą państwa.
Ocenia się, że jeśli złoża ropy naftowej pod dnem morskim u wybrzeży Kuby będą eksploatowane, może to poważnie wzmocnić kubańską gospodarkę.
Tomasz Zalewski