Nie chcą wyprowadzać się od rodziców. Ale czy to problem? [OPINIA]
Według najnowszych danych CBOS cztery na dziesięć osób w wieku 25-34 lata mieszka z rodzicami. Od 20 lat sukcesywnie rośnie odsetek takich osób. Dzieje się tak mimo spadku bezrobocia i wzrostu płac. O co więc chodzi? - zastanawia się Kamil Fejfer w swojej opinii dla WP Finanse.
Wspomniani ludzie to tak zwani gniazdownicy. Ta nazwa odnosi się do piskląt, które nie są zdolne do samodzielnego życia i wymagają opieki ze strony rodziców. W przypadku ludzi to osoby, które nie zawarły małżeństwa i żyją nadal ze swoimi rodzicami lub opiekunami. Z definicji wyłączeni są wdowcy i rozwodnicy.
Kto gniazduje najczęściej?
Wśród gniazdowników przeważają mężczyźni - jest ich 58 proc. Wraz z wiekiem zwiększa się ich proporcja w stosunku do kobiet. Według danych GUS, o ile w grupie 25-latków mieszkających z rodzicami na 100 kobiet przypada niecałe 140 mężczyzn, tak w przypadku 34-latków jest ich już ponad 200.
Częściej gniazdują też osoby z mniejszych miejscowości. Na mapach rozkładu gniazdownictwa najbardziej intensywnymi kolorami odznaczają się regiony Polski wschodniej - Podlasie, Warmia i Mazury, Podkarpacie, a poza tym okolice zachodniego Pomorza. W wielu z tych miejsc odsetek osób w wieku 25-34 lata mieszkających z rodzicami przekracza 45 proc.
Wysłał towar do Portugalii i zaliczył wtopę. Klient żąda 6 tys. euro
Najmniejszy ich udział widzimy z kolei w największych miastach. Tam zaledwie kilka na 100 osób w wieku 25-34 lata żyje z opiekunami. Ta ostatnia wartość może jednak być nieco myląca, ponieważ to właśnie do metropolii ciągną rzesze ludzi z mniejszych miejscowości. A to oznacza, że w największych miastach zwiększa się liczba osób w wieku 25-34 lata, z których duża część w oczywisty sposób nie gniazduje.
Rośnie liczba Polaków zostających u rodziców
Od lat widać wzrastający trend pozostawania w domu rodzinnym. Według CBOS w 2005 roku takich osób było 29 proc., w 2017 - 34 proc., a obecnie - 39 proc.
Przyczyny tego typu zjawisk z grubsza można podzielić na ekonomiczne i kulturowe. Do ekonomicznych zaliczylibyśmy takie kwestie jak poziom bezrobocia, dochody, czy dostępność mieszkań. Przyczyny kulturowe to m.in. nasze przekonania i postawy.
Zobaczmy, jak wygląda sprawa z rynkiem pracy. Stopa bezrobocia rejestrowanego w 2005 roku wynosiła od ponad 17 do ponad 19 proc. W 2025 roku ani razu nie przekroczyła 6 proc.
W tym czasie płace realne (z poprawką na inflację) wzrosły ponad dwukrotnie. Mediana płac (czyli wartość dzieląca zbiór danych na połowy - połowa osób zarabia powyżej, a połowa poniżej mediany) rosła mniej więcej tak jak średnia. Minimalna rosła jeszcze szybciej. Nie można zatem powiedzieć, że wzbogacili się tylko najbogatsi.
Według Eurostatu w okresie od 2010 do 2025 roku ceny mieszkań w Polsce wzrosły o 90 proc., a ceny wynajmu o 70 proc. (nie mamy danych odnoszących się precyzyjnie do 2005 roku). Skumulowana inflacja w tym czasie wyniosła około 74 proc.
Ceny mieszkań rosły szybciej niż ceny towarów i usług, a ceny wynajmu rosły mniej więcej w tempie inflacyjnym. W tym czasie średnia płaca podskoczyła nominalnie o ponad 150 proc. Mediana wzrosła o około 120 proc. (dane z kwietnia bieżącego roku). Obie wartości rosły zauważalnie bardziej niż ceny mieszkań.
Jeżeli mielibyśmy obstawiać, że gniazdownictwo rośnie głównie z powodów ekonomicznych, to jesteśmy w kropce. Jeżeli poprawia się kondycja ekonomiczna i jednocześnie rośnie odsetek osób gniazdujących to istnieją dwa rozwiązania tej zagadki: albo nie mamy wcale do czynienia ze wzrostem odsetka osób, które mieszkają z rodzicami albo przyczyn należy szukać poza ekonomią.
Skąd gniazdownictwo w Polsce?
Zacznijmy od tego pierwszego. Jak się okazuje... wcale nie jest wykluczone, że z samymi danymi jest coś nie tak. To, co opisaliśmy wyżej, wynika z ankiet CBOS-u. Trendy rzeczywiście układają się w linię wznoszącą. O czymś innym mówią jednak dane z GUS.
Według dużego badania tej instytucji liczba gniazdowników w roku 2022 wynosiła 1,7 mln i stanowiła 33 proc. ogółu osób w tym wieku. W 2018 było ich o 300 tys. więcej i stanowili 36 proc. oni osób w tej grupie wiekowej.
Być może zatem odczyty CBOS-u są zafałszowane? Być może gniazdowników jest nieco mniej niż wynika z badań Ośrodka? Bez wątpienia jest ich jednak sporo.
Co gniazdownicy mówią o sobie?
Ponad 80 proc. z nich pracuje, 72 proc. jest niezależna finansowo od rodziców. Co czwarta młoda osoba mieszkająca z opiekunami przyznaje się do tego, że jest częściowo zależna od rodziców, a jedynie 4 proc. twierdzi, że jest zależna w pełni.
Większość gniazdowników to osoby pracujące i niepotrzebujące pieniędzy rodziców, prawdopodobnie dokładające się do rachunków.
Na pierwszych trzech miejscach wskazywanych jako powody gniazdowania są "brak własnego mieszkania" (51 proc.), "dobre warunki mieszkaniowe w domu rodziców" (48 proc.) i "niższe koszty utrzymania" (42 proc.). To jednak wiele nam nie mówi poza bardzo ogólnym "mieszkamy z rodzicami, bo mieszkamy z rodzicami".
Osoby o lewicowych poglądach powiedzą, że w dużej mierze wynika to z trudnego rynku mieszkaniowego. Tylko, że - jak powiedzieliśmy - ceny mieszkań spadły w relacji do pensji.
Nawet jeżeli utrzymałyby się na tym samym poziomie lub nieznacznie wzrosły, to ogromny wzrost płac realnych oznaczałby, że to, co zostaje po opłaceniu rachunków pozwala na znacznie lepsze życie niż 10 czy 20 lat temu.
Zanim przejdziemy dalej, chcę powiedzieć jasno - nie uważam, że wszyscy czy nawet większość osób mieszkających z rodzicami robi to "z wygody". Uważam, że spora część gniazdowników, zwłaszcza z mniejszych miejscowości mierzy się z nakładającymi się na siebie kłopotami takimi jak trudny rynek pracy, niskie pensje, wysokie regionalne bezrobocie.
CBOS zapytał zresztą gniazdowników o to, czy ich decyzja jest "koniecznością" (ekonomiczną) czy" wyborem". Respondenci ustawiali się na drabince od 1 do 7. "Jedynka" oznaczała, że są zdecydowanie zmuszeni do takiego funkcjonowania, a "siódemka", że jest to po prostu ich wybór.
Można założyć, że ci, którzy uplasowali się na 6 i 7 to ci, którzy gniazdują, bo jest to dla nich wygodna opcja. Takich osób jest nieco ponad 30 proc.
Ale to też oznacza, że sporo osób gniazduje, bo musi. I dla nich państwo powinno mieć jakąś ofertę - choćby tańsze mieszkania na wynajem. To mogłoby pomóc uniezależnić się od rodziców dla tej części ludzi, którzy chcieliby się wyprowadzić, ale nie mogą.
Odejście z rodzinnego domu i samodzielne funkcjonowanie ulega przesunięciu w czasie lub nie następuje wcale. Wiele osób, pomimo wejścia w wiek dorosły, nie zakłada rodziny i decyduje się na mieszkanie z rodzicami. Tym samym zmianie ulega wzorzec przejścia do dorosłości, który definiują określone wydarzenia w życiu człowieka takie jak: ukończenie edukacji, podjęcie pracy zarobkowej, opuszczenie domu rodzinnego, utworzenie związku oraz urodzenie pierwszego dziecka - czytamy w opracowaniu GUS.
I jest to jedno z ważniejszych "megawyjaśnień" trendu. Demografowie od lat obserwują przesunięcia w ramach tak zwanych trajektorii życiowych. Młodsze pokolenia robią rzeczy później, niż zwykli robić ich rodzice: później idą do pracy, później się wiążą, później decydują się na dzieci. A to właśnie założenie rodziny jest jednym z najistotniejszych czynników "wyganiających" ludzi z domu.
Spora część - ponad 60 proc. - gniazdowników nie ma partnera ani partnerki. To obniża motywację do wyprowadzki. Zwłaszcza, że obniżenie kosztów utrzymania oznacza więcej pieniędzy na wygodne i dobre życie oraz sposobność na szybsze odłożenie na wkład do własnego M.
Czy to naprawdę dziwne, że dzisiejsze młode pokolenia, które mają większe możliwości do realizacji swoich pasji i wygodnego życia niż poprzednicy, chcą z nich skorzystać?
Częścią wyjaśnienia zjawiska może być też to, że w ostatnich latach zelżał konflikt pokoleń - dzieci i rodzice nie "żrą" się tak, jak miało to miejsce półtorej, dwie, czy trzy dekady temu. Odpada więc kolejny bodziec do pójścia na swoje.
Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o gospodarce, współtwórca podcastu i kanału na YouTube "Ekonomia i cała reszta"