Maminsynki czy pechowcy?
Mają pracę, własne rodziny, a ciągle mieszkają u swoich rodziców. Wskutek kryzysu musieli zrezygnować z kredytu mieszkaniowego lub nie powiodło im się na emigracji.
05.03.2010 | aktual.: 08.03.2010 15:51
Pracowali i zarabiali, ale zmuszeni zostali powrócić pod skrzydła rodziców. Stracili pracę, nie powiodło im się na emigracji, stali się nie wypłacalni.
Ania i Andrzej z Gdańska wskutek kryzysu wrócili do rodziców. Jeszcze w ubiegłym roku bank zaoferował im kredyt na mieszkanie, który jak mówią mogli spłacać bez problemu. Kilka miesięcy temu okazało się, że na skutek światowego kryzysu, bank musiał zmienić warunki przyznawania kredytu na bardziej rygorystyczne.
- "Raty jak dla nas były astronomiczne, musieliśmy zrezygnować. Mieszkanie wróciło do banku, a my do rodziców" - twierdzi Andrzej, ma 32 lata, pracuje w uczelnianym laboratorium. Jego żona jest nauczycielem akademickim w Gdańsku.
- "To żenująca sytuacja, od ukończenia studiów mieszkamy u rodziców Andrzeja" - dodaje Anna. "Mamy jeden pokój i niewielką kuchnię, łazienkę dzielimy z teściami. Marzyliśmy o mieszkaniu i gdy już było o krok, niestety musieliśmy zrezygnować, wróciliśmy do naszego pokoiku na poddaszu. O dziecku nie ma nawet mowy. Jak mamy je mieć dysponując jednym pokojem. Wiemy, że nie jesteśmy jedyni, którym bank zrewidował umowę. Wielu naszych znajomych musiało rozwiązać umowę. Słyszeliśmy, że państwo ma zamiar wspierać kredytobiorców, którym raty podrożały wskutek kryzysu, na razie nie znamy jednak szczegółów. "
Oboje zarabiają około 5 tys. zł miesięcznie, jeszcze w ub. roku ich rata miała wynosić niecałe 2 tys. zł, w tym roku wzrosła ona o prawie tysiąc złotych.
Wanda i Jarosław są w podobnej sytuacji ze Szczecina. Od prawie 20 lat mieszkają u rodziców. Wreszcie pojawiła się szansa na kredyt mieszkaniowy.
- "Już się zdecydowaliśmy, wybraliśmy mieszkanie, cieszyliśmy się i my, i rodzice, gdy bank w dniu podpisania umowy obwieścił, że niestety musi zmienić warunki wskutek kryzysu. Chcieliśmy wziąć kredyt we frankach szwajcarskich, ale nawet, gdy zrezygnowaliśmy z tej waluty, okazało się, że to dla nas za drogo. Mamy niewielkie dochody i tak cud, że pojawił się cień szansy. I tak, przez ten kryzys, mieszkanie przeszło nam koło nosa" - twierdzi Jarosław, ma 40 lat, od 15 jest kierowcą tirów. Jego żona pracuje jako referentka w urzędzie miejskim, mają dwoje dzieci, zajmują dwa pokoje w mieszkaniu rodziców Jarosława.
Do mieszkań rodziców wracają nie tylko rodziny, których nie stać na spłatę kredytu mieszkaniowego. Ale też emigranci, którym się nie powiodło w Wielkiej Brytanii, czy Irlandii. To najczęściej osoby, które zbyt krótko były na emigracji, nie miały stałej pracy i nie zdążyły zaoszczędzić.
- "Jestem rozczarowany to prawda. Nie chcę podawać nazwiska, bo kumple pomyślą, że jestem jakimś nieudacznikiem. Jak wyjeżdżałem to było święto, matka żegnając mnie mówiła, że na pewno wrócę dobrym samochodem i sobie kupię dom. Znalazłem pracę w magazynie, ale zarobki były niskie, starczało na życie, a na odłożenie czegokolwiek już nie. Potem znalazłem robotę jako ochroniarz, ale płaca była tylko trochę lepsza. Gdy nastał ten kryzys w ogóle kazali nam pracować za grosze, to wróciłem. Byłem w Anglii ponad pół roku i nie zarobiłem nic, a na bilet musiałem pożyczać. Wróciłem do matki" - twierdzi Karol, elektryk z Lublina.
Jagoda, absolwentka pedagogiki, wróciła z Islandii wprost pod skrzydła rodziców. - "Niestety, na razie to oni mnie utrzymują. Wyjazd naprawdę dobrze się zapowiadał. Miałam przez rok pracować w szkole w Islandii jako przedszkolanka do młodszych dzieci. Miałam wszystkie konieczne dokumenty, znam język. Przez kilka miesięcy dobrze zarabiałam, było mnie stać na wynajęcie mieszkania. Gdy system finansowy kraju się załamał, dyrektor szkoły wypowiedziała mi umowę. Próbowałam się jeszcze gdzieś zawiesić, ale wszędzie emigrantom płacili marnie. Wróciłam, niestety muszę czekać do czasu, gdy rozpocznie się rekrutacja w szkolnictwie, na razie po prostu nie ma dla mnie pracy" - mówi Jagoda Klich, ma 26 lata, pochodzi z Poznania.
Wręcz masowo do rodzinnego domu wracają Brytyjczycy. Powód? Najczęściej niemożność wzięcia kredytu mieszkaniowego. Specjaliści szacują nawet, że ponad milion Brytyjczyków musiało powtórnie zamieszkać z rodzicami. Socjologowie twierdzą, że należą oni do tzw. pokolenia bumerangów lub "dzieciorosłych" (czyli takie osoby, które tak naprawdę wciąż są uzależnieni od rodziców - finansowo bądź psychicznie). Wielu jednak wróciło do rodzinnego domu z wygody. Nie chcą się starać na rynku pracy, szukać dobrze płatnego zajęcia, wolą przeczekać u rodziców.
(Krzysztof Winnicki)