Milionerka z tatuażem
Zaczynała od handlu używanymi ubraniami. W ciągu kilku lat dorobiła się własnej linii odzieżowej, milionów na koncie i firmy, której sprzedaż detaliczna rośnie najszybciej w branży. Sophia Amoruso wymyka się stereotypom. A logo brytyjskiej wytwórni płytowej na ramieniu zdradza jej styl.
20.11.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:12
Nikt nie przypuszczał, że 22-latka, która zrezygnowała ze szkoły i pracowała kolejno w Subwayu, pralni chemicznej, sklepie muzycznym, kilku księgarniach i laboratorium fotograficznym, stworzy pewnego dnia wielki biznes.
Pod koniec 2006 r., gdy była między jedną a drugą pracą, zaczęła w końcu robić to, co kocha. Na tle garażowych drzwi domku swojej ciotki fotografowała koleżanki w ubraniach w stylu vintage (czyli takich, które mają przynajmniej 20 lat, a upływ czasu nadał im szlachetności). Wyszperała je w rupieciarni motelu należącego do jej dziadka. Później dzieliła się zdjęciami na modnym w tym czasie serwisie społecznościowym MySpace. Nie musiała długo czekać, by młode kobiety pokochały jej stylizacje. Po kilku miesiącach przeniosła się na eBay, największy serwis aukcji internetowych. Założyła też stronę internetową. Nazwała ją Nasty Gal - od tytułu niegrzecznej piosenki Betty Davis, jej ulubionej piosenkarki funk i byłej żony Milesa Davisa.
Od tego momentu w jej życiu nastąpiła rewolucja. Przeszukiwała pchle targi, second handy i sklepy z ubraniami vintage. Kupowała wszystko, co wpadło jej w oko: od żakietu Chanel znalezionego w sklepie Armii Zbawienia po zwykłe legginsy. Najczęściej były to rzeczy w stylu lat 60. i 70., ale nie brakowało też awangardy czy modowego kiczu charakterystycznego dla lat 80. Z ubrań tworzyła kompozycje wysmakowane stylistycznie - obowiązkowo odpowiadające jej stylowi. Na przykład długi trencz, rockowy T-shirt i czerwona szminka - fotografowała w tym swoich przyjaciół i umieszczała zdjęcia w sieci. Rzeczy sprzedawała za cenę pięciokrotnie wyższą niż ich początkowa wartość. Ale zdarzały się też wyjątki, jak kupiony za 8 dol. żakiet Chanel, który sprzedała za... okrągły tysiąc.
Trzeba więc przyznać, że Amoruso zawsze miała żyłkę do interesów. Co nie dziwi, biorąc pod uwagę dzieciństwo spędzone w otoczeniu przedsiębiorczych ludzi: jej dziadkowie prowadzili motel i sklep z pianinami, ojciec sprzedawał kredyty hipoteczne, a matka - nieruchomości.
Jeszcze wtedy wieści o Nasty Gal rozchodziły się głównie pocztą pantoflową. Dziewczyny mówiły o ciuchowych nabytkach swoim znajomym na zasadzie dobrze strzeżonego sekretu. Ten brak reklamy i marketingu generował sprzedaż około 25 rzeczy tygodniowo. To niewiele w porównaniu z dzisiejszymi zamówieniami. Wystarczyło jednak, by Amoruso zdała sobie sprawę, że ma lepsze oko do fotografii i stylizacji niż większość sprzedawców serwisu.
Wiedziała jednak, że musi się stać bardziej rozpoznawalna. Rzeczy prezentowała więc równocześnie na eBayu i swoim profilu na MySpace. Obie witryny były ze sobą powiązane. Miała sprytną strategię: kiedy oferowano cenę niższą, niż się spodziewała, lub otrzymywała niepochlebne komentarze dotyczące np. wyglądu modelki, usuwała post i prezentowała stylizację na kimś nowym. Gdy była niezadowolona z poziomu sprzedaży, rozszerzała zasięg przez wysyłanie ze swego konta społecznościowego zaproszeń do grona znajomych, z których duża część odwiedzała później jej profil na eBayu. Po 1,5 roku Amoruso miała 30 tys. fanów i sprzedała ubrania za 115 tys. dol. Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. W czerwcu 2008 r. serwis zerwał z nią współpracę za złamanie przepisów, m.in. za umieszczenie linku do jej profilu na MySpace.
Na własną rękę
Po rozstaniu z eBayem Sophia Amoruso nie załamała się, tylko przeniosła biznes z domku swojej cioci do studia w San Francisco. Czuła, że może więcej. Postanowiła działać samodzielnie - stronę i sklep internetowy połączyć w jedno. Miała jasny cel: nie wydając na reklamę ani dolara, chciała konkurować z największymi markami internetowymi. Przerzuciła się z MySpace na Facebooka i od razu wystartowała z konkursem dla swoich fanów: dała 200-dolarową kartę zakupową w zamian za zdjęcia w stylizacjach vintage. Oferowała darmową dostawę przy zamówieniu powyżej 150 dol. Do perfekcji opanowała media społecznościowe. Była aktywna równocześnie na Instagramie, Twitterze, Tumblrze. Linki do jej strony pojawiały się w różnych miejscach. - Pewnego dnia zaczepiłam na ulicy Nowego Jorku dziewczynę, której żakiet bardzo mi się spodobał. Zapytałam, skąd go ma. W odpowiedzi usłyszałam: Nasty Gal. Okazało się, że dziewczyna trafiła na moją stronę przez modny blog modowy Whowhatwear.com powiązany z Nasty Gal - opowiada Amoruso.
Sprytnie komunikowała się ze swoimi klientami, używając formy „my", chociaż działała nadal w pojedynkę. - Na tym właśnie polega piękno internetu. Możesz być kimkolwiek chcesz.
Tymczasem z tygodnia na tydzień przybywało jej zamówień. Do pomocy zatrudniła asystentkę Christine Ferrucci (obecną szefową działu zakupów). Amoruso i Ferruci postanowiły zaeksperymentować. Kupowały nowe ubrania od koreańskich dostawców z dzielnicy mody w Los Angeles. Sprzedaż szła tak dobrze, że młoda bizneswoman była zmuszona swoim 20-letnim volvo pokonywać każdego tygodnia sześciogodzinną trasę po nową dostawę. Kolejnym krokiem było rozszerzenie asortymentu o nowe rzeczy mniej znanych projektantów. Amoruso zwróciła się do Sama Edelmana, właściciela marki obuwniczej. Przedstawiła mu ofertę współpracy, ale wybredny shoemaker nie był nią zainteresowany. Nie przejmując się tym, wróciła po godzinie, wyciągnęła iPhone'a i pokazała mu stronę Nasty Gal, zapewniając, że dzięki niej jego marka stanie się bardziej pożądana. Postawiła na swoim.
Do 2011 r. Amoruso na sprzedaży ubrań, butów i akcesoriów zarobiła w Nasty Gal 23 mln dol. Wtedy też przeprowadziła się z północnej Kalifornii do centrum Los Angeles. Wynajęła olbrzymie studio i magazyn o powierzchni 5 tys. mkw. Zatrudniła profesjonalistów pracujących w pełnym wymiarze czasu. Wielu z nich, za pomocą internetowego serwisu LinkedIn, znalazła w GAP, Urban Outfitters, Juicy Couture i Zappos.
Stała się tak znaczącym graczem branży modowej, że zaczęła przyciągać potencjalnych inwestorów. W grudniu 2011 r. Danny Rimer z funduszu inwestycyjnego Index Ventures (który wsparł finansowo takie marki modowe jak Net-a-Porter czy ASOS) - po 1,5 roku starań - spotkał się z Amoruso. Wcześniej założycielka Nasty Gal odpowiadała mu zuchwale: Jesteśmy samowystarczalni i nie potrzebujemy pieniędzy. Nawet kłopoty z nowym system inwentaryzacji - który pewnego dnia się pomylił i skasował zamówienia tysiącom klientów - nie wpłynęły na jej decyzję. Rimer okazał się jednak nieustępliwy, obiecał stałą strategię rozwoju i 50 mln dol. Amoruso nie miała argumentu, by odmówić. Jesienią 2012 r. uruchomiła własną linię ubrań. - Tak długo podpowiadałam projektantom, czego oczekują i co lubią klienci, że było to naturalnym krokiem - tłumaczyła swoją decyzję.
Na wysokich obrotach
Dzisiaj na sukces Nasty Gal pracuje prawie 300 osób. Wśród nich researcherzy, styliści, fotografowie, graficy, modelki i osoby z działu obsługi klienta. Sercem Nasty Gal jest biuro-studio typu open space w samym centrum LA. Panuje w nim twórcza atmosfera. Typowy dzień Amoruso wypełniony jest spotkaniami. - Jednego dnia dyskutuję z zarządem, przeprowadzam rozmowę z potencjalnym nowym członkiem zespołu, wybieram modelki do nowego magazynu „Super Nasty". Sporo czasu spędzam na obmyślaniu, jak zapewnić najlepsze wrażenia i obsługę naszym klientom, czy dbaniu o szczegóły, np. próbki tkanin - wylicza.
Ubiera pół miliona kobiet z 60 krajów na całym świecie. Tysiące osób spędzają na jej witrynie przynajmniej sześć minut dziennie. Są i tacy, którzy wchodzą na stronę 100 razy w miesiącu. Nic dziwnego, że co miesiąc sklep odnotowuje 6 mln wejść. A sama Sophia jest najlepszą wizytówką swojej firmy. Jej oparty na indywidualizmie i śmiałym łączeniu przeciwieństw styl doskonale współgra z tym, co można znaleźć w sklepie online. Jednego dnia zakłada czarną dopasowaną sukienkę z szyfonu, sznurowane buty, a usta maluje jasnoróżową szminką, drugiego - wybiera ramoneskę, sprane dżinsy i buty na platformie.
O dziwo, mimo 2 mln sympatyków na Facebooku i Twitterze zdarza się, że na branżowych targach czy pokazach mody ludzie wciąż nie kojarzą ani Sophii Amoruso, ani jej firmy. Pytają: Nasty Gal? Co to? - Mówię im, że to najszybciej rosnąca firma sprzedaży detalicznej w kraju - odpowiada założycielka marki. I faktycznie: w 2013 r. przychód firmy wyniósł 230 mln dol. Tysiąc razy więcej niż w 2008 r.
W maju 2014 r. Amoruso zadebiutowała jako autorka książki „GirlBoss", która z miejsca znalazła się na liście bestsellerów. Dzieli się w niej poradami będącymi efektem jej biznesowych doświadczeń. - Widzę świat inaczej niż osoba, która skończyła prestiżowe studia i wspinała się po szczeblach korporacyjnej kariery. To szalone uczucie zaczynać w wieku 22 lat od małego sklepu na eBayu i być dzisiaj autorką bestsellera. To podróż - zachwyca się. A zapytana o radę dla wszystkich chcących sprzedawać ubrania vintage odpowiada: - Pożegnaj się z życiem. To wyczerpująca praca. Przetrwają tylko ludzie ogarnięci prawdziwą obsesją.