Młoda Ukrainka straciła rękę w pralni. Pracodawca prawomocnie skazany
Alona Romanenko z Ukrainy w trakcie pracy w pralni w podpoznańskim Luboniu uległa wypadkowi. Magiel, przy którym pracowała, wciągnął jej rękę. Lekarze zdecydowali o amputacji. W czwartek poznański sąd okręgowy prawomocnie skazał pracodawcę kobiety. - Bardzo się cieszę, że to się w końcu skończyło. Nie mogę mówić. Ile to kosztowało zdrowia, te cztery lata - mówiła Alona Romanenko po ogłoszeniu wyroku.
14.04.2022 14:30
Ponad 30-letnia obecnie Alona Romanenko przyjechała do Polski w lipcu 2017 roku. Pracowała wówczas dwa miesiące jako kelnerka. Wróciła na początku listopada z myślą, by w Polsce zostać na dłużej i rozpocząć tu nowe życie. Zaczęła wraz mężem szukać pracy. Po niedługim czasie natrafili na ogłoszenie pralni w podpoznańskim Luboniu.
Alona rozpoczęła tam pracę 23 listopada. W połowie grudnia 2017 roku doszło do tragicznego wypadku. Magiel, przy którym pracowała kobieta, wciągnął jej rękę. Dopiero po ok. 40 minutach rękę udało się wyciągnąć z maszyny, ale lekarze nie byli w stanie już jej uratować. Zdecydowali o amputacji.
Sąd zmienił kwalifikcję prawną czynu
Poznańska prokuratura zdecydowała o przedstawieniu zarzutów pracodawcy kobiety. Roberta S. oskarżono o narażenie pracownicy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także o spowodowanie u kobiety trwałego kalectwa. Proces rozpoczął się w maju 2019 roku.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
W czerwcu 2021 roku poznański sąd rejonowy uznał Roberta S. winnym i skazał go na karę 10 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres 3 lat. Sąd nałożył na mężczyznę także karę grzywny oraz obowiązek informowania sądu o przebiegu okresu próby. Wyrokiem sądu Robert S. został zobowiązany zapłacić nawiązkę na rzecz Alony Romanenko w wysokości 40 tys. zł.
Obrońca oskarżonego i prokurator złożyli od wyroku apelację. W czwartek Sąd Okręgowy w Poznaniu – jako sąd drugiej instancji - wydał prawomocny wyrok w tej sprawie.
Sąd, wydając wyrok, zmienił kwalifikację prawną czynu zarzucanego oskarżonemu z art. 220 par. 1 kk (Narażenie życia albo zdrowia pracownika), na art. 160 par. 1 (Narażenie człowieka na niebezpieczeństwo), oraz art. 156 par. 1 punkt 2 i par. 2 kk (Ciężki uszczerbek na zdrowiu) – i wymierzył oskarżonemu karę 7 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres dwóch lat próby.
Sąd podwyższył także kwotę nawiązki na rzecz pokrzywdzonej, orzeczonej przez sąd pierwszej instancji, do kwoty 80 tys. zł.
- Niewątpliwie należy się zgodzić z sądem rejonowym, co do przypisanych oskarżonemu zachowań, a w szczególności dopuszczenia pokrzywdzonej do pracy bez przeprowadzenia szkolenia z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy i instrukcji stanowiskowej na stanowisku operatora tej maszyny do maglowania – powiedział sędzia Antoni Łuczak, odczytując uzasadnieniu wyroku.
Odnosząc się do zmiany kwalifikacji prawnej czynu, sędzia wskazał, że wynikała ona m.in. z rodzaju zawartej umowy między poszkodowaną a pracodawcą. Jak mówił, umowa ta "to była umowa zlecenia, a nie umowa o pracę – w tym zakresie też zapadły prawomocne rozstrzygnięcia sądu cywilnego, sądu pracy, które to stwierdzały".
Sędzia dodał, że wydając wyrok uwzględnił apelację prokuratora dotyczącą podwyższenia kwoty nawiązki na rzecz poszkodowanej.
- Sąd uznał, że mając na uwadze okoliczności zdarzenia, niewątpliwie olbrzymie cierpienie z nim wiązane, ta nawiązka nie może być uznana za nadmierną. Wydaje się, że w pełni zasadne jest uwzględnienie w tym zakresie apelacji i orzeczenie w kwocie wnioskowanej 80 tys. zł – podkreślił. Dodał, że konsekwencje tego zdarzenia "zmieniły całe życie pokrzywdzonej".
"Cieszę, że to się w końcu skończyło. Nie mogę mówić"
Wyrok wydany w czwartek przez Sąd Okręgowy w Poznaniu jest już prawomocny.
- Bardzo się cieszę, że to się w końcu skończyło. Nie mogę mówić, łzy same lecą do oczu. Ile to kosztowało zdrowia, te cztery lata (…) Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, kiedy było ciężko, pomagali mi; w szpitalu, z rehabilitacją – powiedziała po ogłoszeniu wyroku Alona Romanenko.
Wyznała, że po wypadku odradzano jej zgłaszanie tej sprawy. - Na początku mówili, żebyśmy nie podawali tego do sądu, bo my przegramy, że on (pracodawca) ma dużo ludzi, prokuraturę, policję, że on ma dużo pieniędzy, że będzie wszystkim płacił, i ja nic nie wygram – mówiła.
Kobieta ma już protezę ręki. Obecnie nie pracuje, nie pozwala jej na to jeszcze stan zdrowia, nadal musi się także rehabilitować.
Mąż kobiety podkreślił, że jest zadowolony z wyroku. Powiedział też, że jest wdzięczy państwu polskiemu, instytucjom za wsparcie żony po wypadku.
- Chcemy tu zostać, wiemy jak pracuje polskie prawo, że nic nie było ukryte – jak jest winny, to poniósł karę. Nie udało mu się pozamiatać tego, jak on tego chciał na początku – powiedział.
Dodał, że pracodawca "do dziś ani razu nie przeprosił". Dodał, że pracodawca "do dziś ani razu nie przeprosił".