Mocna złotówka dobija polskich eksporterów
Polscy eksporterzy w popłochu ograniczają produkcję i zwalniają pracowników. O swoje posady może obawiać się nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Najbardziej zagrożone branże to przemysł spożywczy i meblarski.
04.08.2008 07:39
Wszystko przez rekordowo wysoki kurs naszej waluty. Kiedy wartość dolara stopniała do 2 zł, a euro ledwie przekracza 3 zł, eksport przestał być opłacalny. Z najnowszych szacunków NBP wynika, że już co trzeciej firmie nie opłaca się sprzedawać towarów za granicę.
Ofiarami silnego złotego są m.in. pracownicy bydgoskich zakładów mięsnych Byd-Meat, których szefowie niedawno złożyli w sądzie wniosek o upadłość.
_ Nie mam z czego żyć. Gdyby nie pensja męża, nie mielibyśmy za co zapłacić czynszu _ - mówi Anna, która przez ostatni rok pracowała w bydgoskiej rzeźni.
|
Polecamy: » Prostsze podatki? Niższy ZUS? Sprawdź jak to możliwe! » Najnowsze wiadomości z kraju i świata » Codzienny przegląd prasy ekonomicznej |
| --- |
|
Polecamy: » Prostsze podatki? Niższy ZUS? Sprawdź jak to możliwe! » Najnowsze wiadomości z kraju i świata » Codzienny przegląd prasy ekonomicznej |
Widmo bezrobocia zawisło nad pracownikami zakładów mięsnych w całej Polsce, oprócz Bydgoszczy m.in. także w Płocku i Brodnicy. Tylko w tych trzech miastach na bruk trafić może grubo ponad tysiąc osób.
_ Sytuacja jest dramatyczna. Przy tak niekorzystnych kursach walut na sprzedaży mięsa za granicę nie da się zarobić _- mówi prezes Związku Polskie Mięso Witold Choiński.
Dlatego coraz więcej firm rezygnuje z eksportu. Zupełnie załamała się sprzedaż wieprzowiny, która do niedawna podbijała rynek spożywczy w Europie i Stanach Zjednoczonych. Dwa lata temu zagraniczni klienci kupili w polskich masarniach aż 193 tys. ton wieprzowiny za ponad 358 mln euro. W tym roku eksport tego mięsa będzie o ponad 70 tys. ton mniejszy, a wartość transakcji skurczy się o prawie 100 mln euro.
Problem jest bardzo poważny. Jak wyliczyli analitycy firmy Coface, tylko w pierwszym półroczu tego roku upadłość ogłosiło 16 firm spożywczych.
_ Nasze przychody spadły o jedną czwartą, choć za granicę wysłaliśmy tyle samo produktów co rok temu _ - mówi Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich. Co to oznacza dla pracowników mleczarni? Niestety zwolnienia, bo spółdzielnie eksportują co trzeci litr mleka i połowę wyprodukowanych serów. A w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wartość dolara spadła o 70 groszy, czyli 25 proc., natomiast euro obniżyła się o 55 groszy - 13 proc. W tej sytuacji jedynym ratunkiem dla producentów przetworów mlecznych jest konsolidacja i cięcie kosztów.
_ Duże firmy takie jak Mlekpol czy Mlekovita przejmują mniejsze mleczarnie, które czeka restrukturyzacja zatrudnienia. Jeśli kursy walut nie zmienią się, to pod koniec roku będą duże zwolnienia _ - tłumaczy Broś.
Mleczarze wkrótce podzielą los tapicerów i stolarzy z firmy Adriana, do niedawna potentata w produkcji mebli, największego pracodawcy w powiecie chełmińskim. Prezes firmy Marek Karwan właśnie zwolnił połowę swoich ludzi. Firma zredukowała 450 osób z liczącej prawie 900 pracowników załogi. To nie pierwsze zwolnienia w tej firmie, bo jeszcze pod koniec ubiegłego roku w Adrianie pracowało 1,2 tys. osób.
_ Jesteśmy kolejną ofiarą mocnego złotego. Żeby przetrwać, musimy wdrożyć program naprawczy i dostosować zatrudnienie do mniejszych wpływów _- tak Karwan tłumaczył swoją decyzję zdruzgotanym pracownikom.
Problemy Adriany zaskoczyły analityków rynku, bo dotąd firma była symbolem sukcesu polskiego przemysłu meblarskiego, który jest czwartym eksporterem mebli na świecie. Adriana sprzedaje za granicę 90 proc. swojej produkcji, meble produkuje m.in. dla szwedzkiego koncernu Ikea.
_ Zagrożone są posady w większości firm meblarskich, bo branża nie jest w stanie zamortyzować wzrostu wartości złotego i musi ciąć moce produkcyjne _ - mówi Jeremi Mordasiewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".
Skala zwolnień może być ogromna. W całym kraju 6,5 tys. firm meblarskich zatrudnia 120 tys. osób. I tylko jeden procent producentów to przedsiębiorstwa duże. Pozostałe są małymi firmami rodzinnymi, które - w odróżnieniu od np. filii zagranicznych koncernów - są niezwykle podatne na wahania kursów walut. Dla takich przedsiębiorców Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH, ma naprawdę złe wiadomości: _ Złoty będzie się umacniać przez co najmniej kilka najbliższych miesięcy _ - prognozuje.
Dlatego wielu eksporterów nie widzi sensu trwania na rynku, nawet jeśli mają tak oryginalny produkt jak wytwórnia ozdób choinkowych z Milicza. Tutejsze ręcznie wytwarzane bombki były hitem eksportowym. 90 proc. produkcji trafiało do sklepów w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Holandii, a nawet Nowej Zelandii.
Produkcja była opłacalna, dopóki dolar kosztował 4 zł, dziś fabryka generuje tylko straty. Dlatego do sądu wpłynął już wniosek o upadłość zakładu. To niejedyny producent bombek, który upada przez silnego złotego. Kilka miesięcy temu amerykański inwestor, firma Northstar, zlikwidował swoją fabrykę w Jutrosinie. Pracę straciło ponad 150 osób, w większości kobiet. Jeszcze przed kryzysem na rynku walutowym jutrosiński zakład zatrudniał 500 osób i produkował rocznie około 700 tys. ozdób choinkowych.
Jarosław Olechowski
POLSKA Gazeta Opolska