Na winnym szlaku

Nazywane jest Zielonym Trójkątem Bermudzkim. Tam przecinają się szlaki z północy na południe i z zachodu na wschód. Dziewicza przyroda, kameralne gospodarstwa turystyczne i winnice sprawiają, że lubuskie to dobre miejsce i do robienia biznesu, i do wypoczynku.

Na winnym szlaku
Źródło zdjęć: © sukcesmagazyn.pl | sukcesmagazyn.pl

20.11.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:12

Winnice najczęściej kojarzone są z malowniczymi wzgórzami Toskanii. Enoturystyka, czyli tzw. turystyka winna, jest domeną Włoch, Francji i Hiszpanii. Jednak i w Polsce można znaleźć zakątki, w których powstają doskonałe wina, a winnice mogą konkurować z tymi z południa Europy.

Jednym z takich miejsc jest województwo lubuskie. Mało kto wie, że tradycje winiarskie mają tu ponad 700-letnią historię i przez wieki były ważną gałęzią lokalnej gospodarki. Jednak w czasach PRL niemal całkowicie je zaprzepaszczono, wiekowe winnice próbowano zamieniać w PGR. Ale korzenie winorośli sięgają głęboko. Do dziś w lasach można spotkać zdziczałe pędy najszlachetniejszych odmian. Po latach zaniedbań pasjonaci postanowili przywrócić najlepsze winiarskie tradycje i odtworzyć winnice.

Biznes dla cierpliwych

Niedaleko Nowej Soli mieści się Kinga, najstarsza winnica w regionie. Pierwsze winorośle posadzono tam w 1985 r. - W miejscu nietypowym, bo nie ma tu idealnych warunków do uprawy - przyznaje Kinga Koziarska. Winnicę założyli jej rodzice, ale nie podchodzili do tego ekonomicznie. Zrobili to bardziej z potrzeby serca. Jest kawałek ziemi blisko domu, to sadzimy. - Wszystkiego uczyliśmy się na własnych błędach. Na początku uprawialiśmy tylko jeden szczep. Winnica rozwijała się, my razem z nią. Jednak w 1997 r. przyszła powódź. Woda na polach stała przez sześć tygodni. Z całej winnicy ocalał tylko jeden krzew i trzy drzewa owocowe. I znów musieliśmy zaczynać od początku. Jedyny majątek, jaki nam został, to dom rodzinny. Zastawiliśmy go, złotówki wymieniliśmy na dolary, które moja mama zaszyła w mankietach płaszcza. Byłam wtedy dzieckiem, ale pamiętam, jak tata starym busem wyruszył w podróż życia. Do Kiszyniowa w Mołdawii. Z tamtejszego Instytutu Gleboznawstwa sprowadził szczepy winogron, na których pracujemy
do dziś - wspomina.

Kinga Koziarska winnicę prowadzi razem z mężem Robertem. Produkują nie tylko wino. Mają też szkółkę winorośli, przyjmują turystów, którym zdradzają sekrety produkcji wina i których raczą niepowtarzalnymi przysmakami: domowymi konfiturami z winogron czy gołąbkami w liściach winorośli.

- Czasem tylko zadajemy sobie pytanie: mieć czy być? Czy iść w hektary i zatrudniać pracowników? Wtedy prawdopodobnie musielibyśmy komuś innemu oddać zajmowanie się turystami, a sami doglądalibyśmy upraw. Ale nie chcemy z tego rezygnować. Wolę, żeby wszystko zostało w rodzinnym gronie - przyznaje Koziarska.

Część winorośli rośnie w foliowych namiotach. Dzięki temu dojrzewają szybciej. Winobranie w Kindze zaczyna się już w sierpniu i trwa do końca października. - To biznes dla cierpliwych. Młody krzew zaczyna owocować po trzech latach, ale tak naprawdę dojrzałość osiąga dopiero po siedmiu - tłumaczy Koziarska. - Przez lata testowaliśmy na swojej ziemi blisko 100 odmian ze wszystkich zakątków świata. Duża wilgotność powietrza sprawia, że to natura decyduje, które szczepy będą tu rosły. Teraz jest 17 odmian, najstarsze mają 11 lat, najmłodsze - rok. Docelowo zostanie sześć. Tych, które najlepiej sobie poradzą.

Archeologia smaku

Danuta i Marek Krojcig ziemię w Cigacicach kupili z myślą o zbudowaniu rodzinnej posiadłości. Zachwyciły ich piękne nasłonecznione wzgórza, z których rozciąga się bajkowy widok na rzekę. Kiedy podpisywali akt notarialny, nie zdawali sobie sprawy, że to miejsce od wieków było winnicą. Stare szlachetne winorośle odkryli pośród roślinności dopiero później.

- Ta ziemia sama upomniała się o to, by odnowić uprawy. Zafascynowała nas jej historia. Na tym terenie powstawały niegdyś wyborne wina, odtworzenie ich niepowtarzalnych smaków stało się naszym celem. Jak uprawiać winorośl i robić doskonałe trunki, uczyłem się w najlepszych europejskich winnicach - wspomina Marek Krojcig, właściciel Winnego Dworku. - Dużo podróżowałem. Właściciele winnic, widząc moje zaangażowanie, chętnie przyjmowali mnie na praktykę i uczyli tajników zawodu.

Dzisiaj winnica zajmuje 7 ha. W 70 proc. są tu uprawiane odmiany białe. Winorośl nadal jest w fazie wzrostu. Mimo to w tym roku powstanie tu osiem rodzajów wina, łącznie 25 tys. butelek. Cena jednej to, w zależności od jakości i gatunku, od 45 do 65 zł. Na razie można je kupić w winnicy, ale lada chwila ruszy sklep internetowy.

Winiarstwo to bardzo drogie hobby. Na początek potrzebny jest ogromny kapitał. Jaki dokładnie? Trudno powiedzieć, ale w grę wchodzą setki tysięcy złotych. ?- Trzeba nasadzić winorośl i zadbać, by mogła się rozwijać. Zbudować lub zrewitalizować budynek, w którym będzie powstawało wino, zapewnić odpowiednie warunki sanitarne, wyposażyć w niezbędne instalacje, kupić zbiorniki, beczki - wylicza Marek Krojcig. Do tego dochodzi ogrom pracy i czasu, jaki na to wszystko trzeba poświęcić. A w zamian? W zamian są same niewiadome. Czy uprawa się uda? Czy obrodzą owoce, czy pogoda będzie łaskawa? W tym biznesie zwrot kapitału jest niepewny, ale radość towarzysząca tworzeniu wina - bezcenna.

W winnicy powstały też hotel i spa specjalizujące się w unikalnych zabiegach. Wino jest bogatym źródłem antyoksydantów i witamin, które działają na skórę odżywczo. Dlatego w kosmetyce wykorzystywana jest każda część winorośli - od miąższu przez pestki, skórkę aż do liści. W ofercie zabiegów znajdziemy m.in. łaźnię winną, peeling z rozgniecionych winogron i miodu, kąpiel w beczce z „winnym eliksirem" czy masaż jedwabistym olejem do ciała z pestek winogron.

Dzika rzeka

Winnice Kinga i Winny Dworek, podobnie jak blisko 30 innych, znajdują się na liczącym ponad 300 km Lubuskim Szlaku Wina i Miodu. Położony pośród malowniczych wzniesień Wału Zielonogórskiego pradoliny Odry, przebiega przez tereny leśne i krainę jezior polodowcowych.

Dawniej rzeka była szlakiem transportowym, dzisiaj żeglugi prawie już nie ma, a Odra znów zdziczała. Ma to swoje zalety - nad brzegi wróciło ptactwo. Cisza i spokój przyciągają czaple siwe i kormorany, które wiją tu gniazda. Przy odrobinie szczęścia można też spotkać żółwie wodne i dostrzec siedliska bobrów. Środkowy bieg Odry jest łagodny, a rzeka przepływa przez ciekawe tereny. Z pokładu łodzi można obserwować wzgórza, na których rozciągają się winnice. Wiele z nich dosłownie dotyka brzegu rzeki. Piotr Włoch najpierw po rzece pływał sam - dla przyjemności. Pięć lat temu postanowił zabrać ze sobą na pokład turystów. Nie miał odpowiedniej łodzi, więc ją wynajął. W pierwszym sezonie popłynęło z nim ponad 800 osób. Postanowił zbudować własną barkę.

- Dla mnie żegluga zawsze była pasją. Miałem doświadczenie, doskonale wiedziałem, czego chcę. Z pomocą przyszedł... internet. W sieci jest dosłownie wszystko o konstrukcji statków. Korzystam ze starych, tradycyjnych metod. Budowa drewnianego galara trwa ok. dwóch miesięcy. Większość prac byłem w stanie wykonać we własnym warsztacie - chwali się Piotr Włoch. Zbudował też stalową barkę, ale tu już musiał poprosić o pomoc zawodowych spawaczy. Teraz z portu w Cigacicach wypływają dwa galary nazywane po prostu drewniakami. Barka, jak na prawdziwy statek przystało, otrzymała imię „Traminer" - od nazwy ulubionego szczepu winorośli Piotra Włocha.

- Mam swoją filozofię życiową i nie nastawiam się na turystykę masową. Galar zabiera na pokład 12 osób. Wolę mniejsze grupy, chcę, żeby rejsy miały niepowtarzalny klimat - podkreśla. - Organizujemy też rejs połączony ze zwiedzaniem pobliskich winnic. Gdy dobijamy do brzegu, na turystów czekają już wozy z sianem. To zaskakujący, ale bardzo komfortowy sposób podróżowania.

Dobre, bo... kwaśne

Podróżując winnym szlakiem, koniecznie trzeba spróbować specjałów miejscowej kuchni. Np. tej w gospodarstwie Dereniówka nieopodal Rzepina, które prowadzi Grażyna Dereń. W domowym zaciszu od ośmiu lat organizuje warsztaty kuchni staropolskiej i regionalnej. Goście mają do wyboru: chleby na zakwasie, sery domowej produkcji, wędzone wędliny i mięsa. A że po obfitym posiłku przyda się trochę sportu... 12 km od Świebodzina (gdzie można zobaczyć figurę Jezusa Króla Wszechświata), w miejscowości Kalinowo, mieści się pole golfowe. Na 75 ha powstało 18-dołkowe pole typu parkland. Zaprojektowano je tak, aby było wyzwaniem dla zaawansowanych golfistów, grających z białych tee, a równocześnie łagodne i ciekawe dla graczy początkujących, startujących z żółtych. 18. dołek uchodzi za jeden z najtrudniejszych w tej części Europy. Ci, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym sportem, mogą się nauczyć etykiety i reguł gry w Akademii Golfa. Dla pasjonatów potrafiących grać w nieskończoność przygotowano nocleg w 11
domkach-apartamentach na terenie kompleksu.

- Nasz klimat jest specyficzny. Grona w Polsce dojrzewają dłużej niż na południu Europy, ale dzięki temu mają niepowtarzalny charakter - zachwalają zgodnie właściciele winnic. Lekka kwasowość sprawia, że tutejsze trunki mają bardzo wyrazisty smak.

Mimo doskonałej jakości wina z okolic Zielonej Góry przez lata nie cieszyły się dobrą opinią. Przeglądając stare księgi, można się zastanawiać, jakim cudem komuś chciało się uprawiać winorośl, skoro co roku zbiory były liche i kwaśne. Wszystkiemu winne... podatki. Jeśli winiarz zadeklarował, że jakość uzyskanego wina jest kiepska, nie musiał ich płacić. A trunków i tak nikt nie kontrolował.

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)