Najbardziej poszukiwani pracownicy
Firmy będą szukać geologów i specjalistów w dziedzinie przemysłu poszukiwawczo-wydobywczego
04.05.2012 | aktual.: 04.05.2012 14:54
Rynek pracy podlega nieustannym przeobrażeniom. Jeszcze nie tak dawno łatwo było wskazać profesje niezagrożone bezrobociem: urzędnik, nauczyciel, bankowiec. Dziś takie „pewne” zawody, gdzie zwolnienia należą do wyjątków, to przeszłość.
W ich miejsce pojawiają się inne. Najbardziej rozwojową dziedziną pozostaje branża IT. Stale pojawiają się tu specjalności związane z rozwojem technologii. Należą do nich np. moderatorzy, dbający o reklamę produktów firm w Internecie. Ich zarobki kształtują się w granicach 1,5 – 10 tys. zł. Content designerzy odpowiadają za tworzenie strategii marketingowej firm. Zarabiają 4-12 tys. zł. Z kolei copywriterzy SMS-ów wymyślają i wysyłają wiadomości mające zachęcić do wzięcia udziału w różnego rodzaju grach, konkursach i akcjach promocyjnych. Ich zarobki mogą sięgać nawet 8 tys. zł.
Niemal wszystkie firmy rozwijają dziś internetowe działy sprzedaży, promocji i marketingu. Sieć to wielka przyszłość rynku pracy – twierdzi Piotr Rogowiecki, ekspert Pracodawców RP.
Rośnie zapotrzebowanie na specjalistów od sprzętu i oprogramowania dostosowanego do potrzeb osób niepełnosprawnych. Sprzęt taki umożliwia współpracę z komputerem np. za pomocą słuchu i dotyku, z użyciem systemów brajlowskich czy programów powiększających ekran.
Osobnym zagadnieniem jest tu szkolenie tych osób, uczenie, jak posługiwać się sprzętem. Tyfloinformatyk organizuje stanowisko pracy osobie niepełnosprawnej, instaluje sprzęt, pokazuje, jak obsługiwać programy. Ma być przydatny nie tylko pracownikowi, ale i zatrudniającemu go pracodawcy. Tyfloinformatyki uczą technika i szkoły policealne, m.in. w Krakowie i w Laskach k. Warszawy. - To ciężki kierunek, więc zapraszamy młodzież szczególnie uzdolnioną – mówi Barbara Planta, dyrektorka Technikum Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. - Ale satysfakcja będzie spora, bo tyfloinformatyków w Polsce mamy niewielu, a zapotrzebowanie na nich jest ogromne.
Nowe technologie to nie tylko informatyka. Przy coraz większym zaangażowaniu w ochronę środowiska, będzie potrzebnych coraz więcej specjalistów od montowania hybrydowych instalacji przy samochodach. Rosnące koszty ogrzewania i oświetlenia wymuszają z kolei dokładne badania tzw. efektywności energetycznej budynków. Zajmują się tym certyfikatorzy, czy inaczej – audytorzy energetyczni.
Według szacunków Ministerstwa Infrastruktury, do tej pracy potrzebnych będzie nawet 80 tys. osób. Certyfikat energetyczny powinien posiadać każdy budynek, w myśl znowelizowanego prawa budowlanego działającego od początku 2009 roku. Zawód audytora wymaga ogromnej rzetelności i dokładności. Od jego oceny zależy m.in. późniejsza wartość rynkowa budynku czy też znajdującego się w nim lokalu. Najbliższe lata powinny też przynieść wzrost zapotrzebowania na geologów i specjalistów w dziedzinie przemysłu poszukiwawczo-wydobywczego. Ogromne nadzieje związane z zalegającymi pod ziemią pokładami gazu łupkowego pozwalają sądzić, że pieniędzy na prace poszukiwawcze nie zabraknie. Polskie zasoby gazu mają wynosić według szacunków ponad 5 bln m sześc. Oznacza to, że jesteśmy europejskimi łupkowymi potentatami. Do wejścia na polską ziemię – czy raczej pod nią – szykują się światowe koncerny wydobywcze. Dlatego popyt na geologów po studiach i wiertników po szkołach technicznych powinien rosnąć. Już teraz niektóre uczelnie
planują zmiany w programach nauczania, by dostosować studia do potrzeb rynku.
Geologów kształcą m.in. Uniwersytet Jagielloński, UAM w Poznaniu oraz krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza. W Polsce funkcjonują też technika i szkoły zawodowe kształcące specjalistów od przemysłu wydobywczego. W tej branży można liczyć na nie najgorsze zarobki. Geolog zarabia średnio od 3,2 do 4,1 tys. zł. Operatorzy urządzeń wiertniczych – od 2,4 do ponad 6 tys., ale najczęściej od 3 do 5 tys. zł. W miarę rozkręcania wydobywczego interesu ich płace mogą jednak rosnąć.
Osobnym zagadnieniem pozostaje kwestia wykształcenia w nowych, wchodzących dopiero na rynek dziedzinach. Nie zawsze jest tak, jak w przypadku geologii i wierceń. Tam przez lata zdołano już wypracować system edukacji i szkoleń.
Istnieje dużo zdobywających dopiero popularność dziedzin, takich jak choćby wedding planner – firmy organizujące śluby czy tester destynacji – podróżujący na koszt firmy i piszący w Internecie (oczywiście pozytywnie) o jej hotelach czy restauracjach. W ich przypadku trudno mówić o jakimś zorganizowanym systemie szkolenia. Choćby i z tego względu, że nie wiadomo, jak długo potrwa moda na tego typu usługi.
Osobom chcącym zdobywać doświadczenie w nowych dziedzinach pozostaje więc kilka ścieżek. Jedną z nich jest udział w szkoleniach, organizowanych często z pomocą Unii Europejskiej. Inną – wyjazd za granicę. I wreszcie staż w polskiej firmie, najlepiej takiej z już ustaloną renomą. Trzeba przy tym pamiętać, że zdobycie uprawnień często kosztuje. Przykładowo, studia podyplomowe dla audytorów energetycznych to koszt ok. 3,5 tys. zł.
Tomasz Kowalczyk/JK