Nie chcą uczyć się budować
Szefowie firm budowlanych od miesięcy apelują, że brakuje im rąk do pracy. Tymczasem, jak donosi Gazeta Wyborcza, szkoły zawodowe o profilu budowlanym świecą pustkami.
Dyrektorzy szkół twierdzą, że zainteresowanie profilem zawodowym w ich placówkach jest tak małe, że we wrześniu nie będą w stanie skompletować klas. Okazuje się, że młodzi ludzie w dużej mierze wolą pracować w sklepach lub jako przedstawiciele handlowi. Wielu z nich uważa, że zarobki są niewiele niższe, a praca lżejsza. Szefowie firm budowlanych twierdzą, że są też inne powody tak dramatycznej sytuacji w zawodówkach. - Słyszymy o tym, że ministerstwo edukacji przygotowuje reformę szkół zawodowych, ale na razie brakuje szczegółów, jak ma ona wyglądać. Absolwenci szkół gimnazjalnych po prostu wolą iść do liceum o profilu ogólnym w obawie, że podczas nauki będą musieli borykać się ze zmianami. Szkoda, bo ukończenie zawodówki o profilu budowlanym daje dziś pewną pracę. Sam obecnie szukam kilku młodych pracowników – twierdzi Jan Lityński, szef firmy budowlanej w Gdańsku.
Roman Giertych, minister edukacji, rzeczywiście zapowiada reformę szkół zawodowych poprzez m.in. wprowadzenie limitów punktowych na przyjęcia do innych typów szkół. Osoby, które nie zakwalifikowałyby się do tych placówek, automatycznie przechodziłyby do zawodówek. Minister widzi też potrzebę dofinansowania szkolnictwa zawodowego.
Nie chcą też lekierować
Jak czytamy w Gazecie Wyborczej nie tylko zawody budowlane nie mają wzięcia wśród uczniów. Szkoły zawodowe z powodu braku chętnych nie otwierają też klas kształcących przyszłych lakierników, blacharzy i elektroników samochodowych. Tymczasem to właśnie przedstawiciele tych zawodów są najbardziej poszukiwani w polskich i europejskich urzędach pracy.
Sytuacja jest o wiele lepsza w szkołach zawodowych prowadzonych przez zakłady budowlane. Uczniowie, którzy się w nich kształcą mogą jednak liczyć na kilka przywilejów.
- Otwieramy klasy murarzy, monterów instalacji sanitarnych, malarzy - wylicza „Gazecie Wyborczej” dyrektorka szkoły Barbara Macieik. - Powód zainteresowania szkołą? Lata spędzone na nauce liczą się uczniom do stażu pracy. Kończąc szkołę, mają więc status pracownika z doświadczeniem. A tylko tacy są poszukiwani. Poza tym większość z nich nie musi szukać pracy, bo z miejsca są zatrudniani w firmami, z którymi ściśle współpracujemy i w których uczniowie odbywali praktyki. Nasi uczniowie mają status pracownika młodocianego i podpisują umowy z firmami.
Młodzi ludzie, którzy uczą się w zawodówkach nie działających przy zakładzie, nawet jeśli pracują podczas nauki, to zawsze za darmo i bez umów.
Ograniczanie miejsc
Zła sytuacja w zawodówkach zmusiła już m.in. władze Warszawy do działania. Samorząd rozpoczął intensywną kampanie reklamową. Władze miasta zdecydowały też o ograniczeniu miejsc w liceach i zwiększeniu ich w technikach i zawodówkach. W tym roku do liceów w Warszawie nie dostanie się 500 uczniów z najniższą średnią za egzamin gimnazjalny. Do tej pory dyrektorzy słabych szkół przyjmowali ich bez względu na wyniki, by móc tworzyć klasy i utrzymać szkołę przy życiu. Słabsi będą musieli szukać miejsc w technikach i zawodówkach.