"Nie damy im więcej zarobić!". Oburzenie na akcję charytatywną
"Gazeta Prawna" zwraca uwagę na wielkie wydatki, jakie pochłania organizacja akcji charytatywnej "Góra Grosza". W założeniu, dzieci w szkołach i przedszkolach zbierają pieniądze dla swoich rówieśników z domów dziecka. Okazuje się jednak, że duża część tej kwoty zamiast do potrzebujących, trafia do organizatorów i pośredników.
08.12.2014 | aktual.: 08.12.2014 16:13
- Z 2,4 mln zł, jakie szkoły i przedszkola zebrały w ramach akcji "Góra Grosza", do domów dziecka trafiło tylko 1,2 mln zł. Aż 900 tys. zł poszło na organizację. Koszty akcji charytatywnych można zredukować dzięki pomocy sponsorów i wolontariuszy. Towarzystwo Nasz Dom, które zbiera pieniądze w szkołach, tego nie umie - donoszą dziennikarze "Gazety Prawnej".
Koszty "Góry Grosza" są znacznie wyższe, niż innych wielkich przedsięwzięć charytatywnych - np. akcji zbierania plastikowych nakrętek. Pieniądze pochłania m.in. odpowiedni przewóz i liczenie monet. Informacja o tym wywołała konsternację wśród nauczycieli zaangażowanych w projekt.
- Dlaczego fundacja zapłaciła za przeliczenie monet 240 tys. zł? Przecież szkoły, przystępując do akcji, są zobowiązane ustalić ich wartość, podzielić je na nominały i sporządzić protokół - powiedziała Anna Kozińska z Przedszkola nr 269 w Warszawie.
A Ewa Józefowicz, dyrektor Zespołu Szkół nr 21 w Gorzowie Wielkopolskim, stwierdziła: - Nie zamierzam więcej angażować uczniów i nauczycieli do tego, aby kilka firm mogło zarobić.
Prosty pomysł na wielkie pieniądze
Sam pomysł na akcję "Góra Grosza" jest prosty: co roku (już od 14 lat) dzieci i nauczyciele zbierają w swoich szkołach i przedszkolach drobne monety - głównie o nominałach 1, 2 i 5 groszy. Zgodnie ze swoim hasłem "Jeden grosz znaczy niewiele, ale góra grosza jest największa na świecie", charytatywne przedsięwzięcie ma wielką skalę - bierze w nim udział 42 tys. placówek.
I właśnie skala całego wydarzenia jest, zdaniem jego twórców, przyczyną stosunkowo dużych kosztów organizacyjnych. Jak wyjaśnia nam szef Towarzystwa Nasz Dom Tomasz Polkowski: - Zdajemy sobie sprawę, że koszty akcji są wysokie i co roku je otwarcie ogłaszamy. Należy jednak wziąć pod uwagę, że jest to związane ze zwiezieniem 15 tys. 20 kg paczek z dziesięciu tysięcy szkół z każdej gminy w kraju, a także z przeliczeniem 300 ton monet, co może zrobić tylko kilka wyspecjalizowanych firm w Polsce.
Polkowski podkreśla, że "Góra Grosza" jest bardzo trudna do zrealizowania pod względem logistycznym i nie można jej porównywać do zbierania nakrętek: - Na przewóz uzyskaliśmy 65 proc. rabat, co oznacza, że grosze przewożone są poniżej kosztów. Liczenie monet trwa około dziewięciu miesięcy i pochłania ogromną ilość czasu i energii.
Prezes Towarzystwa Nasz Dom zarzucił też "Gazecie Prawnej", że bazowała na niepełnych danych: - Wbrew temu, co jest napisane, koszty akcji wynoszą nie 48 proc., a 34,5 proc. W artykule pojawiły się niepełne dane z września 2014 r. Jest to duży koszt, ale bez tego nie pozyskalibyśmy prawie 1,7 mln zł, które możemy przeznaczyć na małe domy dla dzieci, profesjonalne rodziny zastępcze i rodzinne domy dziecka.
Jak jednak przyznał Tomasz Polkowski, na internetowej stronie akcji Towarzystwo chwali się kwotami brutto - a więc bez odjętych wydatków na organizację. Szczegóły są oczywiście dostępne w rozliczeniach finansowych - ale tam nie każdy zagląda.