"Nie" dla 65 godzin pracy
Pracownicy są przeciwko unijnej dyrektywie o wydłużeniu czasu pracy
17.12.2008 | aktual.: 17.12.2008 10:22
Wielu pracowników jest przeciwko unijnej dyrektywie o wydłużeniu czasu pracy. Dyrektywa, jeśli zostanie zaaprobowana w wersji uzgodnionej już przez Radę ministrów "27", umożliwi zaliczenie części czasu spędzonego na dyżurach (w tym lekarskich czy strażackich) do nieaktywnego czasu pracy.
W czerwcu rządy przyjęły kompromis, zgodnie z którym tydzień pracy w UE będzie nadal wynosił do 48 godzin, ale za zgodą pracownika będzie go można wydłużyć maksymalnie do 65 godzin (tzw. opt-out). Dyrektywa wprowadza także rozróżnienie na aktywny i nieaktywny czas dyżurów, np. lekarskich. Ten kompromis poparł też polski rząd.
Negocjacje nad kontrowersyjną dyrektywą od ponad trzech lat dzieliły kraje UE na "socjalny" obóz broniący praw pracowniczych i "liberałów" pod wodzą Wielkiej Brytanii, stawiających na pierwszym miejscu elastyczność przepisów (w tym w służbie zdrowia) oraz konkurencyjność gospodarki.
Strasburg już we wtorek został na kilka godzin sparaliżowany w wyniku wielotysięcznej manifestacji europejskich pracowników. Według związkowych organizatorów w demonstracji uczestniczyło 15 tysięcy ludzi, a według policji - 4.200. Demonstranci trzymali transparenty "Nie dla 65 godzin", "Pierwszeństwo dla praw pracowniczych".
Swą obecność na demonstracji zaznaczyło 40 federacji związkowych - w tym organizacje niemieckie DGB i Ver.Di, syndykat policji europejskiej Eurocop i polska "Solidarność".
Dla komunistycznego eurodeputowanego z Francji Francisa Wurtza, "stawka tej dyrektywy jest bardzo symboliczna".
"Ten prawdziwy powrót do czasów Dickensa może jedynie doprowadzić do skandalicznego ustawodawstwa - liberalizacji usług publicznych, zniesienia kodeksu pracy, a także presji na wynagrodzenia" - uważa Wurtz.
Z kolei socjalistyczna eurodeputowana Catherine Trautmann ocenia, że sytuacja w Europie jest "dramatyczna". Oskarżyła rządy i Unię Europejską o nieskuteczność i wywoływanie kolejnych kryzysów.