Nikt już nie chce wrzucać śmieci do dziury w ścianie. Zsyp to przeżytek
Według jednych zsyp na śmieci to plagi egipskie w pigułce. Brud, smród i karaluchy. Są i tacy, którzy o swoje zsypy są gotowi walczyć, stawiają przy nich kwiatki i odświeżacze powietrza, a ściany oklejają tapetami. Mimo to pionowy szyb prowadzący z każdego piętra w bloku do śmietnika to rozwiązanie, które odchodzi do przeszłości.
14.09.2019 | aktual.: 14.09.2019 13:34
Zsyp na śmieci to wynalazek, który pojawił się w wysokich blokach mieszkalnych dużych miast już dawno temu – jeszcze w XIX wieku. Czy coś, co było dobre grubo ponad wiek temu, ma rację bytu dziś? Wielu osobom zsyp na śmieci przypadł do gustu, bo to całkiem wygodne rozwiązanie. Obok pionu z windami znajduje się pion z rurą, do której wyrzuca się odpadki. Na każdym piętrze jest specjalna obrotowa szuflada, do której wkłada się śmieci. Jej zamknięcie oznacza, że nasze nieczystości rozpoczęły drogę w dół. Tam trafiają one do zbiorczego kubła.
W praktyce zsyp wiąże się z wieloma nieprzyjemnościami. Przez całą wysokość bloku ciągnie się przecież rura, której końcówka jest w śmietniku a śmieci przelatują przez nią. Brudzą ściany, przyklejają się do nich. Szuflady zsypów nie są hermetyczne, więc z układu po prostu śmierdzi.
– Przyjemne to nie jest. U nas w bloku na każdym piętrze przy windach jest pomieszczenie z dostępem do zsypu. Ile by go dozorca nie czyścił i tak zajeżdża takim piwnicznym, zgniłoziemniaczanym fetorem. Dobrze, że pion od zsypu jest przy windach, daleko od mieszkań. A że to jest zamykane pomieszczenie, to najczęściej służy sąsiadom jako palarnia. W sumie nie wiadomo, co gorsze, ale większego znaczenia to nie ma. Ja swoje śmieci i tak zanoszę bezpośrednio do śmietnika – mówi nam Maria Zawadzka z warszawskiego Bródna.
Zobacz: Grupa PGE z ekologicznymi stacjami ładowania. To jedyna taka sieć w Polsce
Mieszka na tym osiedlu od 30 lat i kiedyś zsyp na śmieci kojarzył się jej z nowoczesnością. Teraz raczej z nieprzyjemnym zapachem, karaluchami i bałaganem.
Wygoda ważniejsza od fetoru?
Zwolenników zsypów znaleźć trudno, ale tacy są. To głównie osoby starsze, dla których wynoszenie śmieci do zewnętrznego śmietnika jest po prostu kłopotliwe. Ale i one znajdują proste i skuteczne rozwiązanie na problem usuwania odpadów. Bo przecież od czego są sąsiedzi?
– Moja siostra mieszka na Grochowie, nie ma problemu z poproszeniem młodego sąsiada o wyrzucenie śmieci. Jakoś tak ustalili w całej klatce schodowej, że nie będą korzystać ze zsypu. Jest czysto, nic nie śmierdzi. Szuflady zakleili taśmą, żeby nic nie przełaziło i nie przelatywało na klatkę. I wszyscy zadowoleni. Ludzie kiedyś produkowali mniej śmieci, więc problemów ze zsypami było mniej. A dziś każdy wyrzuca jakieś tony, zsypy nie są na to gotowe – mówi pani Maria.
Jednocześnie z rozbawieniem przypomina sobie czasy, gdy po większej imprezie na klatce sąsiedzi mogli dokładnie policzyć butelki, jakie następnego dnia wyrzucał gospodarz. Bo spadające flaszki hałasowały podczas lotu następnie rozbijały się w śmietniku na dole.
Nie zliczy też ile razy zsyp w jej bloku się zatykał. Bo wiele osób próbowało do niego zmieścić rzeczy, które przekraczały możliwości pionu. – Pewnego razu okazało się, że zsyp zapchał pocięty na kawałki dywan. Nie wiem, jak to ktoś wymyślił, jak komuś chciało się ciąć dywan zamiast wynieść go w całości – wspomina warszawianka.
Są też mieszkańcy, którzy postanowili zadbać o swoje zsypy w sposób wręcz szczególny. W samej tylko Warszawie można spotkać pomieszczenia zsypowe, w których lokatorzy postawili kanapy i doniczki z kwiatami a na ścianach powiesili obrazy i zdjęcia. Nie ma co ukrywać – najczęściej służą wtedy jako palarnie dla tych, którym współmałżonkowie zabraniają palić w domu czy na balkonie.
Drugie życie szybu do śmieci
Ale coraz częściej zsypy są po prostu wstydliwie chowane i zagospodarowywane w inny sposób. Bo to w dzisiejszych czasach po prostu marnotrawstwo miejsca.
– W naszym bloku na warszawskiej Chomiczówce na każdym piętrze pomieszczenie zsypu jest zamykane na klucz, dostęp mają więc tylko osoby z naszego piętra. A że to tylko 4 rodziny, to każdy trzyma tam rzeczy, które nie mieszczą się w domu albo piwnicy. A z zsypu w zasadzie nikt nie korzysta. Przecież i tak mamy segregację śmieci, więc plastiki, papier czy butelki i tak trzeba zanieść do osobnego pojemnika. No to już nie warto kombinować, bierze się dwie torby i już. A w bloku nic nie śmierdzi, bo zsyp jest praktycznie nieużywany – opowiada mi znajoma, mieszkanka stołecznych Bielan.
Dodaje, że mieszkańcy wraz ze spółdzielnią znaleźli ciekawe rozwiązanie problemu zsypów. Z przyczyn, których nikt już dziś nie pamięta, większość starszych bloków z wielkiej płyty ma windę z dostępem od poziomu parteru. Tymczasem osoby starsze, niepełnosprawne i mający małe dzieci – a na każdej klatce znajdzie się ktoś z przynajmniej jednej grupy – woleliby dostawać się do windy z poziomu gruntu. Umożliwiają to przeróbki, dzięki którym szyb zsypu zostaje zamknięty a pomieszczenie, w którym stały wcześniej kubły, staje się przedsionkiem windy.
W wielu blokach na Bielanach przeprowadzono już takie projekty. I wszyscy są z nich zadowoleni – śmieci nie śmierdzą, karaluchów nie ma i nie trzeba już wchodzić po schodach, żeby dostać się do windy, co w zasadzie powinno zakrawać na absurd.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl