Nowy pomysł na powódź
Wojewoda małopolski Jerzy Miller proponuje zupełnie nowe podejście do inwestycji przeciwpowodziowych. Zaczyna od dorzecza Skawinki, informuje "Dziennik Polski".
Budowa zbiorników retencyjnych, które chroniłyby zabudowane tereny w dorzeczu Skawinki, kosztowałaby 300 mln zł. Postawienie dodatkowych wałów spełniających ten sam cel to wydatek ok. 120 mln zł. Podczas powodzi w 2010 r. kiedy mieliśmy do czynienia z tzw. wodą stuletnią, straty w dorzeczu Skawinki wyniosły 40 mln zł. Czyli tyle trzeba by wydawać na odbudowę zniszczeń co 100 lat. To oznacza, że nasze inwestycje w zbiorniki zwrócą się dopiero po blisko 800 latach, a w obwałowania przeciwpowodziowe - po 300 latach, twierdzi Miller.
Sugeruje więc, by zamiast budować wały i zbiorniki, proponować mieszkańcom terenów zalewowych zmianę miejsca zamieszkania. - Skoro raz na 100 lat mamy odbudowywać zniszczenia i wydać na to 40 milionów, to pozostaje pytanie, czy stać nas na wydatki 120, a tym bardziej 300 milionów - pyta Miller.
Wojewoda jak ognia unika słowa: przesiedlenie. - W takim przypadku mielibyśmy obowiązkowe opuszczenie dotychczasowej siedziby, a to będzie dobrowolny wybór. Jeśli ktoś się na to zdecyduje, otrzyma pomoc państwa, bo skoro państwo daje pieniądze na odbudowę po powodzi, to czemu nie miałoby tego zrobić, by zapobiec skutkom kataklizmu.
Radni Skawiny uważają pomysł za bzdurny. Propozycje wojewody doceniają za to ekolodzy.
Za kilka tygodni podobne wyliczenia będą znane dla dorzecza Raby. Cały obszar górnej Wisły ma być przeanalizowany pod tym kątem do końca przyszłego roku.