Trwa ładowanie...
hr
17-01-2013 10:42

Obcojęzyczne nazwy stanowisk – czemu to służy?

Kierownik biura? Nie, Office Manager! Przedstawiciel handlowy? Nie, Sales Representative!

Obcojęzyczne nazwy stanowisk – czemu to służy?Źródło: Thinkstock
d1c0ls2
d1c0ls2

Kierownik biura? Nie, Office Manager! Przedstawiciel handlowy? Nie, Sales Representative! Webmasterzy, Copywriterzy, Merchandiserzy również nikogo już chyba nie dziwią. Te nazwy, nie dość, że obco brzmiące, to jeszcze zgodnie z regułami angielszczyzny bywają pisane wielką literą. Ma to podnosić prestiż. W rzeczywistości – często raczej śmieszy i dezorientuje.

Polacy swój język mają, ale… wolą inny?

Ten sposób myślenia przewija się na polskim rynku od dawna: co brzmi obco, wydaje się bardziej atrakcyjne, więcej warte, po prostu lepsze. Czy ta reguła ma zastosowanie również w przypadku stanowisk pracy? Fakt, że angielszczyzna w nazewnictwie rządzi: zdarza się, że nawet firmy potrzebujące osób sprzątających dają anonse o poszukiwaniu kogoś na stanowiska „cleaning assistants”. Te ostatnie – na szczęście – pisane już z małej litery. Na szczęście, bo, jeśli już się ktoś uprze, może ewentualnie wielką literą potraktować prezesa lub dyrektora generalnego. Przy stanowiskach niższych rangą wielkie litery nie są raczej wskazane. Tak uważają językoznawcy, m.in. prof. Mirosław Bańko z Uniwersytetu Warszawskiego.

Na forach nie brakuje głosów sprzeciwiających się i wyśmiewających zalew nazw angielskich. Przytaczane są absurdalne sytuacje. Jeden z internautów wspomina, jak to na rozmowie kwalifikacyjnej zaproponowano mu pracę Distribution Managera. W praktyce miało to być stanowisko… akwizytora.

d1c0ls2

– Są ludzie, którzy usiłują podnieść rangę swojej pracy poprzez nadanie jej obcej nazwy, a nie zbieranie doświadczeń czy wiedzy. W krajach zachodnich język ojczysty jest na pierwszym miejscu. Bicie pokłonów przed Anglosasami to jeszcze jeden dowód naszej mizernej wiedzy zawodowej i kompleksów – to inne głosy internautów.

Co na to specjaliści? Mimo wszystko starają się zniuansować sytuację. – Jeśli istnieje rodzimy odpowiednik nazwy stanowiska, należy go wybrać. Ale jeśli go brakuje, albo angielska wersja dokładniej odpowiada specyfice pracy, to można ją stosować – usłyszeliśmy w poradni językowej Uniwersytetu Gdańskiego.

Zdaniem językoznawców, najistotniejsze jest kryterium potrzeby. To, czy da się obyć bez użycia obcego wyrazu, czy też nie. Pozostaje też kwestia fachowości, swego rodzaju wewnętrznego, dostępnego tylko specjalistom języka, który przestaje razić osoby mające z nim kontakt na co dzień.

– Te same słowa inaczej brzmią w języku ogólnym, inaczej w ustach fachowców – wskazuje pracownik poradni językowej UG. – Obce sformułowania niejednokrotnie są niezbędne, by dokładnie wyrazić zamiar. Sprawiają jednak sztuczne wrażenie, gdyż nie są używane powszechnie.

d1c0ls2

Nie zawsze istnieje przy tym potrzeba, by je popularyzować. Tworzą po prostu swoisty kod, ułatwiający życie w pracy tym, którzy go używają.

Najważniejsze zrozumienie i sens

Czy możliwe jest w tym przypadku znalezienie złotego środka? - Jeśli określenia funkcji czy stanowisk są używane wewnątrz firmy i spełniają tam swoją rolę, mogą pozostać w wersji angielskiej. Natomiast w szerszym użyciu powinno się jednak w miarę możliwości stosować ich polskie nazwy – starają się znaleźć kompromis językoznawcy.

d1c0ls2

Trzeba przy tym oddać angielszczyźnie, że ma swoje zalety. Jeśli nasza firma kooperuje z zagranicznymi kontrahentami, odpada kłopot z tłumaczeniem, kto pełni jaką funkcję. Angielska nazwa wszystko wyjaśnia. Poza tym język Szekspira lepiej niż polski przyjmuje pewne odważne rozwiązania: np. diametralne skróty, gdy pełna nazwa stanowiska jest zbyt opisowa.

Anglosasi nie wahają się zrobić na przykład z Customer Relationship Managera, czyli menedżera do relacji z klientem, po prostu CRM. - Czy w polskich zakładach do pomyślenia jest mówienie o prezesie zarządu – PZ, a dyrektorze generalnym – DG? Nie słyszałam o takim przypadku. Tymczasem w angielskiej nomenklaturze prezesa da się określić skrótem CEO (chief executive officer) – mówi osoba zatrudniona w filii firmy zagranicznej. Co prawda, jak przyznają pracownicy, w tym miejscu pojawia się inny kłopot. Takie skróty mogą stanowić problem nawet dla osób znających dobrze angielski, ale nie mających pojęcia o wewnętrznej nomenklaturze. Łatwo o to chociażby podczas spotkań biznesowych z przedstawicielami innych firm.

d1c0ls2

Czy angielszczyznę można, a przede wszystkim – czy należy usuwać z nazewnictwa? Większość z nas zdaje się uważać, że nic złego by się przez to nie stało. W ankiecie przeprowadzonej w sierpniu ubiegłego roku przez portal trójmiasto.pl niemal 90 proc. respondentów uznało, że używanie angielskich nazw wcale nie dodaje firmom prestiżu. Nie miejmy jednak złudzeń. Być może Chief Accountant w polskiej firmie przegra ze swojskim głównym księgowym. Ale opiekun budowy stron internetowych w starciu z krótkim, zwięzłym Webmasterem stoi raczej na straconej pozycji.

TK,MA,WP.PL

d1c0ls2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1c0ls2