Obyło się bez dyktatu Zachodu
Aby ocenić, czy plan Balcerowicza był sukcesem czy porażką, trzeba by wiedzieć, jak historia potoczyłaby się w innym przypadku.
17.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:05
Trudno pokazać, jak wyglądałby taki scenariusz, ale możemy porównać transformację Polski z przemianami w gospodarkach regionu. Z dzisiejszej perspektywy widać, że polska transformacja była najbardziej udana, choć w punkcie wyjścia nasza sytuacja była nieporównywalnie gorsza niż np. Czechosłowacji, Węgier czy NRD. Polska w 1989 r. była bankrutem, borykała się z hiperinflacją i stagnacją gospodarki. Nie było możliwości, aby zmiany ustrojowe rozłożyć w czasie. Trzeba było szybko przestawić gospodarkę na rynkowe tory, zdławić inflację, odbudować zaufanie międzynarodowe. Głębokie i skoncentrowane w czasie reformy były optymalnym rozwiązaniem. Dzisiaj najlepiej widać to, porównując Polskę z Ukrainą, gdzie reformy odwlekano albo nierealizowano ich konsekwentnie.
Plan Balcerowicza spełnił swoje zadanie. Gospodarka centralnie planowana została zastąpiona rynkową, hiperinflację zdławiono. Wcześniej wprowadzone zmiany, np. częściowe uwolnienie cen i ustawa Wilczka, stały się elementem całości, jednak same przez się nie zmieniały ustroju gospodarczego. To można było osiągnąć wyłącznie przez całościowy zestaw zmian, wprowadzanych szybko i równocześnie. Efektem tego, że mieliśmy kompleksowy plan, był fakt, że nie musiały go nam narzucać międzynarodowe instytucje, np. MFW. Udzieliły nam pomocy, akceptując program stworzony w kraju. W kraju, a nie za granicą.
Transformacja w Polsce może być krytykowana, ale nie za to, że była zbyt radykalna, tylko za to, że za szybko została zahamowana. Po 1993 r. reformy wstrzymano. Dlatego do dziś pozostają u nas relikty dawnego porządku i sposobu myślenia, jak sądownictwo czy ochrona zdrowia. Jeśli chodzi o koszty społeczne, które chętnie przypominają krytycy, nie wynikały one z tego, że rząd za mało pomagał tym, w których zmiany uderzyły. Wydatki socjalne były bardzo duże, tylko źle ukierunkowane. Zasiłki dla bezrobotnych były zbyt hojne, łatwo było dostać rentę i wcześniejszą emeryturę. Zamiast pomagać najbardziej potrzebującym, wsparcie państwa rozlało się po różnych grupach zawodowych, co doprowadziło do wzrostu składek na ubezpieczenia społeczne i wzrostu kosztów pracy.
Nieuczciwym zarzutem jest zbyt szybkie otwarcie granic i ograniczenie ceł, co jakoby spowodowało, że gospodarka została zdominowana przez zagraniczny kapitał. To nieprawda. Otwarcie na wymianę handlową wymusiło konkurencję. Na początku transformacji brakowało kapitału i know-how, pomogły w tym inwestycje zagraniczne. Ale Polska rozwija się nie dzięki koncernom międzynarodowym, tylko małym i średnim firmom, w których dominuje rodzimy kapitał. Często pochodzi on z giełdy, w tym z otwartych funduszy emerytalnych - co pokazuje, że transformacja musiała być prowadzona na wielu płaszczyznach jednocześnie.
Jeśli któryś z elementów planu nie był potrzebny, była to szybka redukcja długu publicznego. To, że Polska nie spłaciła części zobowiązań, zaciążyło na wiarygodności kredytowej na kilkanaście lat. Ale w 1989 r. wydawało się, że długi są nie do spłacenia. Nie było przecież wiadomo, że złoty się z czasem umocni i że transformacja pójdzie nam tak dobrze. ?not. gs
Ryszard Petru jest przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich