Opulentia - spółka z listy ostrzeżeń KNF złożyła wniosek o upadłość
Znajdująca się na liście tzw. ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego spółka Opulentia złożyła wniosek o ogłoszenie upadłości. Według Opulentii, która o złożeniu wniosku poinformowała w komunikacie, to właśnie wpis na listę KNF przyczynił się do problemów spółki.
04.02.2013 13:40
Prezes Opulentii Sebastian Filaber poinformował w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej spółki, że 30 stycznia br. złożył do Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy wniosek o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej spółki.
"Decyzja ta podyktowana jest brakiem realnych możliwości kontynuowania przez Opulentia S.A. swojej dotychczasowej działalności, a co za tym idzie - trudnością z utrzymaniem płynności finansowej i terminowym regulowaniem bieżących zobowiązań Spółki. W obecnej sytuacji moim priorytetem jest pełne rozliczenie się ze wszystkimi obligatariuszami, nawet jeśli w niektórych przypadkach miałoby ono nastąpić w innej perspektywie czasowej niż pierwotnie zakładana" - wskazał Filaber.
W komunikacie napisano, że zgodnie z bilansem spółki na dzień 31 grudnia 2012 r., aktywa firmy przekraczają łącznie 13 mln zł, pokrywając w ponad 110 proc. jej zobowiązania. "Mając na uwadze powyższe, w terminie maksymalnie 2,5 roku Opulentia S.A. rozliczy się ze wszystkimi wierzycielami w pełnej wysokości należnych im środków" - zapewniono.
Według Filabera potencjał realizowanych przez spółkę inwestycji pozwalał z optymizmem patrzeć w przyszłość, "to moment zupełnego podważenia wiarygodności Spółki w chwili wpisania jej na listę ostrzeżeń publicznych KNF okazał się próbą nie do przejścia".
"Nie bez powodu lista ta jest określana mianem +czarnej listy+ - jej jednoznaczny odbiór społeczny i siła oddziaływania są dla Spółki niczym wyrok, pozbawiający ją realnych możliwości kontynuowania działalności (...). Formalny wpis Spółki na listę pociągnął za sobą szereg wizerunkowych i biznesowych konsekwencji, takich jak zerwanie relacji ze strategicznymi dla Opulentia S.A. instytucjami finansowymi, rezygnację ze współpracy głównych partnerów finansowych, członków Rady Nadzorczej, a także kluczowych pracowników Spółki" - wyjaśnił prezes.
Dodał, że mimo podejmowanych przez niego prób, pozyskanie w krótkim czasie nowych partnerów biznesowych, niezbędnych do bieżącej obsługi realizowanych inwestycji oraz kontynuowania prowadzonej przez spółkę działalności, okazało się zupełnie niemożliwe.
Opulentia jest na liście tzw. ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego, która zawiera podmioty nieposiadające zezwolenia KNF na wykonywanie czynności bankowych, w szczególności na przyjmowanie wkładów pieniężnych w celu obciążania ich ryzykiem.
- Za działalność spółki odpowiadają jej władze - poinformował PAP Łukasz Dajnowicz z biura prasowego KNF pytany o odpowiedzialność KNF za problemy firmy. Dajnowicz wyjaśnił, że spółka jest na liście ostrzeżeń publicznych od listopada ubiegłego roku. Wtedy też KNF wystąpiła do prokuratury w związku z prowadzeniem przez spółkę oferty publicznej obligacji bez prospektu emisyjnego.
Zgodnie z informacją zamieszczoną na stronie internetowej firmy, Opulentia jest niezależną firmą o profilu inwestycyjnym, angażującą się m.in. "jako inwestor lub współinwestor w szczegółowo selekcjonowane przedsięwzięcia inwestycyjne z obszaru rynku nieruchomości oraz private equity, w tym również w zakresie fuzji i przejęć, restrukturyzacji firm i budowania ich wartości rynkowej".
Jesienią ubiegłego roku prasa informowała, że jedną z czołowych postaci firmy Opulentia, dyrektorem ds. private equity, był Maciej S. - były współwłaściciel i prezes WGI Dom Maklerski, kojarzony z aferą w tej spółce (ma zarzuty dotyczące sprzeniewierzenia mienia o znacznej wartości). Prasa spekulowała, że mimo zakazu sądowego dotyczącego prowadzenia działalności gospodarczej to właśnie Maciej S. kierował Opulentią, czemu spółka zaprzeczała. Media podawały, że w gronie założycieli Opulentii była spółka byłego dyrektora inwestycyjnego WGI, który po aferze stracił licencję doradcy inwestycyjnego. Po upadku WGI w 2006 r. z roszczeniami o wartości 300 mln zł wystąpiło ponad 1200 klientów. Odzyskano ok. 70 mln, reszta pieniędzy zniknęła.