Orlen reglamentuje paliwo. Nie każdy zatankuje pod korek
Od czwartku kierowcy masowo zjeżdżają na stacje paliw, by zatankować samochód. To efekt akcji dezinformacyjnej, że przez wojnę na Ukrainie w Polsce może zabraknąć paliwa i że ceny pójdą mocno w górę. W rezultacie, przez zwiększony popyt, na niektórych stacjach rzeczywiście brakuje paliwa. By tego uniknąć, Orlen zdecydował się na ścisłą reglamentację.
Rzeczniczka prasowa Orlenu Joanna Zakrzewska zamieściła w piątek na Twitterze oświadczenie dotyczące sprzedaży paliw na stacjach płockiego koncernu. Jak czytamy, w efekcie wzmożonego, skumulowanego ruchu na stacjach koncern wprowadził "rozwiązania usprawniające i zapewniające obsługę wszystkim klientom".
"Kierowcy samochodów osobowych mogą obecnie zatankować jeden bak (50 litrów), natomiast kierowcy samochodów ciężarowych 500 litrów" - czytamy w oświadczeniu. W przypadku niektórych samochodów osobowych 50 litrów to nawet mniej, niż wynosi pojemność baku. Na przykład w popularnym w Polsce Volkswagenie Passacie pojemność ta wynosi aż 66 litrów.
Orlen podkreślił, że pojazdy służb mogą tankować na stacjach dowolną ilość paliwa.
Rosja gotowa na sankcje. "Rezerwy sięgają 700 mld dol."
"Niezwłocznie po rozładowaniu ruchu sprzedaż wróci do normalnego trybu. Jednocześnie podkreślamy, że paliwa nie zabraknie. Dostawy na nasze stacje są realizowane i dysponujemy zapasami zapewniającymi ich ciągłość" - zapewniła spółka.
Koncern ocenia, że obecnie sprzedaż paliw na stacjach Orlenu jest ok. dwukrotnie większa od standardowego poziomu. W czwartek natomiast wzrosty były większe i sięgały 300-400 procent.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Na zdjęciach ze stacji Orlenu w Obornikach Śląskich i w Łochowie, które wykonały nasze dziennikarki, widzimy, że koncern rozwiesił na dystrybutorach kartki z rozpisanymi limitami tankowania. Na obu tych stacjach brakuje też oleju napędowego.
Gigantyczne kolejki na stacjach
Przypomnijmy, w czwartek Rosja zaatakowała Ukrainę, a niedługo później w polskich mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się pogłoski o zbliżających się wielkich podwyżkach cen i brakach paliw. Kierowcy natychmiast ruszyli, żeby uzupełnić baki, a na stacjach utworzyły się ogromne kolejki.
Przez wzmożony popyt ceny poszły w górę, w niektórych miejscach zabrakło paliwa. Jak się okazuje, za wywołanie tej paniki odpowiadają grupy zajmujące się szerzeniem prorosyjskiej propagandy.
W przestrzeni polskiego internetu i mediów społecznościowych zidentyfikowano oficjalną działalność 3 grup roboczych komunikujących na rzecz Rosji - podał w piątek Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych.
Jak czytamy w komunikacie instytutu, grupy te prowadzą dezinformację głównie na Facebooku i Twitterze. Rozpowszechniane przez nie fake newsy zostały wyświetlone dwa miliony razy (IBIiMS określa to jako "dwa miliony kontaktów z informacjami").
Instytut tłumaczy, że grupy te udzielają się w wątkach dyskusyjnych dotyczących sytuacji na Ukrainie, ale także organizacji międzynarodowych (UE, NATO) i sytuacji gospodarczej Polski. "Prowadzą one konta o jawnie prorosyjskiej orientacji i popierają rosyjską agresję na państwo ukraińskie. Ich przekazy dążą także do dyskredytacji władz Polski i ww. organizacji oraz poprawiania wizerunku Federacji Rosyjskiej" - czytamy w komunikacie IBIiMS.
Jak dodaje instytut, w ostatnim czasie grupy te szczególnie nasiliły swoje działanie w zakresie dezinformacji na temat cen i dostępności paliw w Polsce oraz osłabiania marek polskich przedsiębiorstw. "Pomimo wielokrotnej blokady przez serwisy społecznościowe kont tychże grup, wciąż tworzą one nową infrastrukturę do prowadzenia działań" - czytamy.
Paliwa nie zabraknie
Polska dysponuje odpowiednimi rezerwami ropy naftowej i paliw; magazyny są pełne - zapewniły w piątek we wspólnym komunikacie Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego oraz Polska Izba Paliw Płynnych. Sytuacja jest pod kontrolą i nie ma powodów, by kupować paliwa na zapas - dodały.
W czwartek trzy największe spółki w Polsce z sektora ropy naftowej - czyli PKN Orlen, Grupa Lotos i PERN, również zapewniały, że nasz kraj jest zabezpieczony na wypadek braku dostaw surowca ze wschodu. "Polska jest zabezpieczona przed nieprzewidzianymi sytuacjami w obszarze ropy i paliw. To możliwe dzięki działaniom kluczowych podmiotów polskiego rynku naftowo-paliwowego" – podały spółki we wspólnym komunikacie.
Jak komentuje w piątek serwis E-Petrol, braki na niektórych stacjach zostaną szybko uzupełnione. Koszty tankowania jednak wzrosną i według prognoz serwisu w pierwszym tygodniu marca na stacjach będziemy notować ceny z przedziału: 5,65-5,80 zł/l dla 95-oktanowej benzyny, 5,75-5,93 zł/l dla diesla i 2,73-2,85 zł/l dla LPG.
"Realizują się czarne scenariusze i cena ropy Brent, pierwszy raz od 2014 r., przekroczyła w tym tygodniu poziom 100 dolarów za baryłkę. Mocnym impulsem do wzrostów na rynku naftowym była rozpoczęta w czwartkowy poranek rosyjska inwazja na Ukrainę. Ropa Brent ustanowiła wczoraj nowe tegoroczne maksimum cenowe na poziomie 105,79 USD, a w piątkowe przedpołudnie notowania surowca na giełdzie w Londynie wahają się w rejonie 100 dolarów za baryłkę" - czytamy w komentarzu E-Petrol.
WP Finanse na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski