Orłowski: większość Polaków i rynki finansowe dość obojętne ws. reformy OFE
Zarówno większość obywateli, jak i rynki finansowe dość obojętnie podeszły do zeszłorocznej reformy OFE; główną korzyścią z całej tej operacji może być większa świadomość, że trzeba samemu oszczędzać na starość, mówi PAP prof. Witold Orłowski.
29.07.2015 | aktual.: 15.08.2016 19:16
Według niego problem z OFE polegał na tym, że choć cała zmiana systemu emerytalnego z 1999 r. miała skłonić państwo do wygenerowania większej nadwyżki na przyszłe emerytury, a Polakom uświadomić, że trzeba oszczędzać dodatkowo na starość, a wysokość emerytury zależy od tego, czy się będzie dłużej pracować, to te cele nie zostały osiągnięte.
"Ta reforma została przeprowadzona tak nieumiejętnie, że państwo nie zaczęło od tego więcej oszczędzać, przeciwnie, zaczęło się bardziej zadłużać, a Polacy odczytali ten przekaz tak, że dzięki OFE nie trzeba się już będzie martwić o emerytury, bo będą emerytury pod palmami. Tak więc efekty były nieproporcjonalnie małe do korzyści, i to jest powód, dla którego w pewnym momencie minister finansów się zbuntował przeciwko reformie, która stanowiła obciążenie dla finansów publicznych" - zaznaczył Orłowski, główny doradca ekonomiczny w PwC i dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej.
Jednak, według eksperta, zamiast zabierać w ten sposób środki z OFE, minister finansów lepiej by zrobił, gdyby poprawił funkcjonowanie OFE, tak by społeczeństwo mogło wyciągnąć więcej korzyści z ich funkcjonowania.
"Natomiast absolutnie nie podpisuję się pod twierdzeniem, że to było obrabowanie obywateli przez państwo. Coś trzeba było zmienić w tym systemie, który stał się teraz bardziej przejrzysty i łatwiejszy do udźwignięcia dla finansów publicznych. W tej chwili jest bardziej jasne, że OFE są funduszami inwestycyjnymi, które muszą generować zyski dla uczestników, jeśli chcą, żeby dalej do nich przychodzili. Jest duża szansa, że na te OFE już zamachu nie będzie. Pewnie nastąpi jakaś konsolidacja OFE, ale rynkowych powodów, żeby one zniknęły, nie ma" - mówił ekonomista.
Rok temu upływał czas na decyzję, czy nadal chce się przekazywać część składki do OFE, czy też jej całość ma trafiać do ZUS. Zgodnie z wprowadzonymi przez rząd zmianami w systemie emerytalnym wcześniej OFE przekazały do ZUS aktywa o wartości 153,15 mld zł (głównie w postaci obligacji skarbowych i obligacji gwarantowanych przez Skarb Państwa), co stanowiło 51,5 proc. zasobów OFE. Środki te trafiły na subkonta w ZUS.
"Wbrew przewidywaniom obrońców OFE, którzy byli przekonani, że operacja ta wywoła gwałtowną reakcję rynków finansowych, niczego takiego nie zaobserwowaliśmy. Odpowiedzią rynków była raczej obojętność. Oczywiście, instytucje, które straciły, nie są zadowolone, ale generalnie, ani sektor publiczny tak wiele nie zyskał, ani sektor prywatny tak wiele nie stracił" - ocenił.
Jak mówił, ruch ten był wygodny dla ministra finansów, gdyż zmniejszył dług publiczny i odsunął tzw. próg ostrożnościowy, jednak - jego zdaniem - nawet bez reformy OFE próg i tak prawdopodobnie nie zostałby przekroczony. (Próg ostrożnościowy to taka relacja długu publicznego do PKB, po przekroczeniu której rząd musi wdrażać cięcia budżetowe).
"Nie miał on natomiast wpływu na bieżący deficyt budżetowy, toteż komentarze, które przypisują zdjęcie z Polski procedury nadmiernego deficytu przez Komisję Europejską zeszłorocznej reformie OFE, są nietrafione. To nie była rzecz o fundamentalnym znaczeniu. Cała toczona na ten temat dyskusja jest dyskusją mniejszości, a poza tym bardziej ideologiczną niż mającą wymiar finansowy. Chodziło o to, co jest lepsze - państwo czy prywatny biznes. Ale większość społeczeństwa była w sumie dość obojętna wobec całej tej sprawy. Nie bardzo wiedziała, co wybrać i bez specjalnego żalu zrezygnowała z OFE" - ocenił ekonomista.
"Przy okazji okazało się, że większość Polaków ma większe zaufanie do państwa niż do rynku, niezależnie od tego, jakie to złe rzeczy ludzie w rozmowach mówią na temat ZUS" - dodał Witold Orłowski.
Jak powiedział, z całej sprawy przyszli emeryci powinni wyciągnąć lekcję, że tylko prawdziwe prywatne oszczędności dają bezpieczeństwo, a nie tylko udające oszczędności zapisy odnoszące się do odprowadzanych składek i podatków.
"To jest jedyny dobry wynik całego zamieszania w sprawie OFE i nieprzyjemnej dyskusji, że może wzrosła nieco świadomość, że państwowy system nie będzie w stanie zapewnić godziwego zabezpieczenia emerytalnego z przyczyn fundamentalnych - rosnącej długości życia, zbyt niskiej rozrodczości, niskich składek, niskiej aktywności zawodowej, etc. - i Polacy zaczną zastanawiać się nad zabezpieczeniem na starość" - konkludował Orłowski.