Padli ofiarą polskiej firmy
Mieszkańcy całej Polski zgłaszają się na policję, że padli ofiarami łódzkiej firmy Akces.
13.11.2009 | aktual.: 13.11.2009 11:07
Mieszkańcy całej Polski zgłaszają się na policję, że padli ofiarami łódzkiej firmy Akces.
Obiecywano im pracę w Anglii, ale nic z tego nie wyszło. Poza tym, że klienci zasilili konto Akcesu kilkusetzłotowymi sumami. - W sprawie tej firmy prowadzimy 15 spraw, 19 osób jest pokrzywdzonych - mówi młodszy aspirant Adam Kolasa z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Pan Adam mieszka w Nowej Hucie pod Krakowem. Z prasy dowiedział się, że firma Akces mająca siedzibę przy Piotrkowskiej 94 w Łodzi załatwia posady w Anglii przy produkcji i w magazynach. - Zadzwoniłem i usłyszałem, że muszę przyjechać do siedziby firmy, żeby załatwić formalności - opowiada pan Adam. - Właścicielka firmy powiedziała, że nie pobiera pieniędzy za pośrednictwo. Wpłaciłem 750 zł, z czego 550 zł za przelot samolotem, zaś 200 zł za tłumaczenie dokumentów. W razie rozwiązania umowy lub odwołania wyjazdu firma miała mi zwrócić 550 zł.
Po podpisaniu umowy amator pracy czekał na datę wyjazdu, ale termin wciąż był przekładany. W końcu po kilku miesiącach zirytował się. Rozwiązał umowę z Akcesem i zażądał zwrotu pieniędzy. Miał je dostać natychmiast, ale do dziś ich nie zobaczył, mimo że upłynęło pięć miesięcy.
Podobne problemy miał pan Andrzej z Gdańska, który też podpisał umowę z Akcesem. Wpłacił 750 złotych i zyskał zapewnienie, że za dwa-trzy tygodnie dostanie posadę na Wyspach. Osoby z firmy, z którymi rozmawiał, twierdziły wręcz, że ręczą głową, że tak się stanie. Minęło pięć miesięcy i pracy w Anglii jak nie było, tak nie ma.
Wprawdzie Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą KMP w Łodzi od grudnia 2008 roku prowadzi dochodzenie w sprawie Akcesu, ale jak dotąd nie skierowano do sądu ani jednego aktu oskarżenia. Dlaczego?
- Sprawy po kolei są umarzane z dwóch powodów: albo nie ma znamion przestępstwa, albo firma zwróciła zaliczkę - wyjaśnia Adam Kolasa.
Jest to możliwe, gdyż umowa między firmą a klientem została tak sprytnie skonstruowana, że nie ma w niej określonego czasu, w którym ma nastąpić zwrot pieniędzy. W przypadku trwającej miesiące zwłoki firma tłumaczy się, że - według policji - nawalił kontrahent.
Kontakt z Akcesem jest utrudniony. Gdy po wielu zabiegach udało nam się dodzwonić do firmy i poinformować pracownika, po co dzwonimy, usłyszeliśmy tylko zgrzyt odkładanej słuchawki. Przez następne kilka godzin nikt nie odbierał telefonów.