Pamięć o zmarłych nie będzie droższa
Rozpoczynają się wielkie żniwa dla sprzedawców zniczy, cmentarnych kwiatów i wiązanek. 1 i 2 listopada to dla nich najlepszy okres w roku. W ciągu kilku dni sprzedaż produktów rośnie nawet dziesięciokrotnie. Najlepsi zarobią nawet kilkanaście tysięcy złotych w kilka dni.
28.10.2010 | aktual.: 30.10.2010 21:51
Bo - abstrahując od całej otoczki duchowej listopadowych świąt - i za tym kryje się biznes. Są firmy, które na zlecenie opiekują się grobami. Co oferują? Uprzątnięcie miejsca pochówku, zapalenie znicza, postawienie kwiatów, a nawet... modlitwę za zmarłych. Zwykle jednak ludzie dbają o to sami, ale kwiaty i znicze kupić muszą. Szacuje się, że tylko w tym podniosłym okresie rodacy kupują od 300 do 500 mln zniczy.
A co z kwiatami?
- W tym okresie bardzo dużo sprzedaje się kwiatów sztucznych, bo ludzie boją się mroźnych nocy. A te, jak wiadomo, nie służą roślinom. Popularne są również wieńce ze sztucznymi kwiatami na naturalnym igliwiu z sosny, tui i świerku - ocenia Anna Kaszewiak z Warszawskiego Rolno-Spożywczego Rynku Hurtowego - Bronisze.
Wśród kwiatów żywych od wielu lat króluje chryzantema. Sprawdzamy ceny w hurcie. Za kwiaty cięte trzeba zapłacić od 1,5 zł do 5 zł za sztukę. Najdroższe są duże kwietne kule. Najpopularniejsze kolory? Biały, żółty i fioletowy.
Ceny chryzantem doniczkowych są zdecydowanie bardziej zróżnicowane. W zależności od rozmiaru można kupić roślinę w cenie 6-35 złotych. Podkreślamy: są to ceny hurtowe. Na przycmentarnych straganach cena sięga nawet 45 złotych za duży kwiat i donicę.
- W ubiegłym roku cena chryzantem była na podobnym poziomie. Przed nami jeszcze najwyżej dwa dni wyższych cen, ale w niedzielę na pewno można spodziewać się obniżki - zapowiada przedstawicielka Warszawskiego Rolno-Spożywczego Rynku Hurtowego - Bronisze
Jej zdaniem, cena kwiatów ciętych spadnie o ok. 50 groszy za sztukę już w niedzielę. Chryzantemy doniczkowe potanieją jeszcze bardziej.
Spadek cen wiąże się z malejącym zainteresowaniem kwiatami w dniu Wszystkich Świętych. Rodziny zwykle przystrajają groby najbliższych już kilka dni przed 1 listopada.
- Handlarze nie będą zawyżać cen, bo 1 listopada to dla nich ostatnia chwila na sprzedaż towaru - uważa Anna Kaszewiak.
Czy tak będzie? Idziemy sprawdzić, co dzieje się w pobliżu cmentarzy.
Wojna świąteczna
Przed warszawskimi Powązkami handel zacznie się dopiero w weekend. W czwartek na nowych chodnikach położonych wzdłuż cmentarza przyklejono granice miejsc handlowych. Toczy się też nieformalna wojna pomiędzy stałymi handlarzami a tymi, którzy są tu tylko raz w roku.
- Ja płacę podatki, ZUS, opłatę za chodnik 500 zł miesięcznie i jestem tu codziennie. A oni? 10 zł opłaty targowej i 50 zł za miejsce. Co to jest? - pyta retorycznie pani Iwona, która swoją budkę naprzeciwko Powązek prowadzi od kilkunastu lat. Opłaty „tych z naprzeciwka” nie są jednak prawdziwe.
Pozostali handlarze po jej stronie ulicy nie chcą rozmawiać. Krzyczą, gestykulują, odwracają się na pięcie i jak mantrę powtarzają:
- Ja coś powiem, a pan napisze i tak po swojemu. Jak „Fakt” w zeszłym roku, że my niby żałobników łupimy - mówią. Większość na hasło "dziennikarz" nie chce podać nawet cen kwiatów i zniczy. Z nielicznych tabliczek można jednak wyczytać, że ceny są od 10 zł za małą donicę chryzantem, 15 za średnią i 20-25 za dużą.
Kilka dni i kilkanaście tysięcy złotych
Po drugiej stronie ulicy handlarze rozmawiają chętniej. Na wizytę dziennikarza cieszy się pan Mieczysław. To dziś jego kolejny wywiad. Wcześniej była telewizja i radio.
- Na imię mam Mieczysław. Na nazwisko Witek - podkreśla. Handluje tu od 6 lat w każdy weekend i święta. Przed 1 listopada, jak większość, śpi pod murem cmentarza, pilnuje zniczy i kwiatów - a przede wszystkim miejsca blisko bramy. Jako jeden z nielicznych chce mówić też o kosztach biznesu.
- Płacę 960 zł za 13 dni handlowych w okolicach 1 listopada. Do tego dochodzi opłata handlowa wysokości 16 zł dziennie - mówi z uśmiechem i odbiera telefon. - 120 m2 w Legionowie. Mieszkać można od zaraz za 2 tys. zł miesięcznie. Dużo? Przecież to miasto powiatowe - załatwia w międzyczasie drugi interes.
O zyskach z tego cmentarnego mówić jednak nie chce, podobnie jak wszyscy inni handlarze. Jedynym chętnym do rozmowy jest student, który od czterech lat dorabia sobie przed Powązkami w okolicach 1 listopada. Mówi tylko dlatego, że stanowisko nie jest jego. On tu tylko pracuje. Imienia zdradzać nie chce.
- Zysk to nawet kilkanaście tysięcy złotych. Marża na zniczu to ok. 30-40 proc., na kwiatach to różnie - twierdzi.
Czemu zatem nie rozstawi swojego stanowiska, tylko pracuje u kogoś?
- Za dużo zachodu. To trzeba mieć transportera, który to przywiezie, załatwiać z hurtownikami, jeździć na giełdę kwiatów na Bakalarską albo Bronisze, papierkowa robota z miastem. Nie chce mi się - odpowiada.
- A czy ceny podwyższacie 1 listopada? - pytam.
- Trochę.
Cena nie rośnie tylko dla dziennikarza
Pozostali handlarze oczywiście temu zaprzeczają. Mówią, że nie wypada, że stali klienci, że to nieuczciwe. Jedna z handlujących podchodzi i niby, że idzie po znicze, odciąga na bok.
- Ja nie kłamię. Jak się przeżegnam, to nie kłamię. Przeżegnam się. Wie pan co? Ta obok mnie mówi, że nie podwyższa, a rano do mnie z pretensjami, że czemu ja wiązanki sprzedaję jeszcze po 15 zł, bo ona już po 20 zł ma. Ja nie kłamię, jak się przeżegnam. Tak od małego już mam - zaklina się, wyciągając kolejne znicze z wózka.
Swoje wytłumaczenie ma na to Mieczysław Witek.
- Przecież przed 1 listopada podwyższają ceny producenci zniczy i na targach kwiatów. No to jak my mamy nie podwyższyć? - mówi i patrzy na mnie z uśmiechem.
A co jeszcze zmienia się przed pierwszym listopada?
- Z nowości to u mnie są chryzantemy w kolorze burgunda. Coraz więcej jest też polskich kwiatów, nie sprowadzamy już z Holandii jak kiedyś - opowiada Mieczysław Witek, gdy jego brat podjeżdża z nowymi wiązankami pod jego stanowisko. Jest też dostawca zapałek, który wielką paczkę z ok. 1500 pudełek sprzedaje wśród handlarzy w trzy minuty.
Na Północnym tylko sztuczne kwiaty
Dużo mniejszy ruch niż pod Powązkami jest przed Cmentarzem Północnym. To jedna z największych nekropolii Europy: 143 hektary, ponad 200 kilometrów dróg i alejek, przez 40 lat istnienia pochowano tu ponad 150 tysięcy osób. Pomimo nasadzonych tu kilkudziesięciu tysięcy drzew i krzewów cmentarz nadal wygląda jak wielkie blokowisko z lastryko, a handel przed główną bramą przypomina targ. Na szyldzie nad jednym ze straganów widnieje wielki napis „Pracownia florystyczna”, choć w sprzedaży są w większości sztuczne kwiaty, a nie chryzantemy w doniczkach czy cięte. Ceny za plastikową pamięć? Od kilkunastu do nawet kilkuset złotych.
Trochę inaczej wygląda to przy bramie północnej.
- Kiedyś był tu facet, który prawie z ciężarówki sprzedawał otoczaki. W jeden dzień pozbył się wszystkich, bo akurat strasznie wiało i ludzie kładli je na grobach, by nie spadały znicze czy kwiaty - opowiada o kamiennym interesie Piotr, który zniczami i kwiatami handluje na Cmentarzu Północnym już od 16 lat. Twierdzi, że pod cmentarzem w okolicach 1 listopada można zarobić kilkanaście tysięcy złotych, ale raczej pod Powązkami, a nie na jego "wygwizdowie".
- Najwięcej to zarobi firma ochroniarska, która wygrała przetarg na parking. 8 zł za cały dzień i zero odpowiedzialności - mówi Piotr. Rzeczywiście, jeszcze parę lat temu zajmowali się tym harcerze. Interes okazał się jednak na tyle opłacalny, że Zarząd Cmentarzy Komunalnych zdecydował się wydzierżawić parkingi na te kilka świątecznych dni.
- Dziś większość przyjeżdża na cmentarz ze swoimi kwiatami i zniczami z hipermarketów. Są tańsze, ale dużo krócej się świecą. Najlepszą metodą na porównanie, czy mamy w ręku dobry czy kiepski znicz, jest sprawdzenie, ile waży. Im cięższy, tym lepszy. Producenci przed 1 listopada kombinują jak mogą i pompują je wszystkim. To jak z białkiem, które po ubiciu zamienia się w pianę. Jest jej kilka razy więcej, ale waga cały czas pozostaje ta sama – opowiada Piotr.