Patrz na zachód

Czy polskie mleczarstwo pójdzie w ślady zachodniej Europy i USA, czy też znajdzie swoją własną drogę? Co trapi mleczarzy znad Wisły?

Patrz na zachód
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

25.06.2010 | aktual.: 25.06.2010 13:37

Nadal podstawowym problemem jest nadmierne rozdrobnienie przetwórstwa i produkcji mleka oraz niepełne wykorzystanie majątku produkcyjnego. Na podstawie doświadczeń innych krajów można sądzić, że w Polsce w przyszłości funkcjonować będzie najwyżej kilkanaście dużych mleczarni przerabiających dziennie nie mniej niż 1 mln l mleka i produkujących szeroką gamę produktów standardowych. Te mleczarnie będą miały ponad 80-proc. udział w rynku mleka. Obok nich może funkcjonować kilkadziesiąt małych mleczarni produkujących unikatowe produkty na niszowe rynki, do których zaliczamy także produkty regionalne i ekologiczne. Jest kilka głównych tematów, którymi żyje obecnie polska branża mleczarska.

Konsolidacja

Od lat konsolidacja nie przestaje być najważniejszą sprawą w naszym rozdrobnionym mleczarstwie. Rozpoczęta wiele lat temu, w ostatnich latach została z lekka wyhamowana. Wpłynęło na to kilka czynników, głównie globalny kryzys gospodarczy.
- Konsolidacja branży mleczarskiej jest nieunikniona. Mam tu na myśli wielopłaszczyznową konsolidację na poziomie skupu, przetwórstwa, dystrybucji i handlu. Oczywiście nie można zapominać o tym, że proces konsolidacji na każdej z wymienionych płaszczyzn, wiąże się z poważnymi nakładami finansowymi - mówi Edmund Borawski, prezes Mlekpolu. Zdaniem Edwarda Bajko, prezesa Spomleku, obecnie w Polsce działa ponad 200 mleczarni, czyli mniej więcej o połowę za dużo. - Na polskim rynku docelowo znajdzie się miejsce dla kilkunastu dużych podmiotów, aktywnych na rynku ogólnopolskim, z powodzeniem współpracujących z sieciami handlowymi i działających na hurtowych rynkach międzynarodowych.

Drugą grupę stanowić będzie kilkudziesięciu mniejszych producentów, koncentrujących się na klientach regionalnych i lokalnych. Trzecia grupa, mniejsza liczebnie, ale bardziej widoczna, to przetwórcy, którzy będą w stanie wykreować unikatowe produkty bądź skutecznie zagospodarować rynkowe nisze - uważa prezes Bajko. Podkreśla równocześnie, że ważne jest, abyśmy ten stan osiągnęli drogą ewolucji. Zmniejszenie liczby firm nie musi wcale oznaczać drastycznego spadku zatrudnienia w branży czy likwidacji wielu mleczarni. - Jak bumerang wraca kwestia konsolidacji opartej na strategii wspólnego rozwoju i korzyściach wynikających z synergii. Spółdzielczość stwarza nam olbrzymie możliwości połączeń niewymagających angażowania znacznego kapitału, a opartych na woli współpracy. W każdym województwie działa po kilka małych spółdzielni, zaciekle między sobą rywalizujących.

Po połączeniu kilkakrotnie wyższy budżet marketingowy pozwoliłby skutecznie walczyć o lokalnych klientów, a specjalizacja umożliwiłaby dalsze funkcjonowanie wszystkich zakładów. Zyskaliby więc również dostawcy i pracownicy - podkreśla Edward Bajko. Niestety, wobec braku zrozumienia wśród zarządów spółdzielni mleczarskich nieuchronności zmian, konieczna koncentracja będzie się, tak jak dotychczas, odbywać przede wszystkim drogą upadłościową.

Faktem jest, że małe i średnie spółdzielnie nie chcą się łączyć, dopóki nie zmusi ich do tego sytuacja finansowa. Tak długo jak to możliwe, zarówno rolnicy, jak i zarządy chcą zachować niezależność.
- Niestety, większość zakładów mleczarskich zaczyna myśleć o konsolidacji dopiero wówczas, gdy grozi im upadek. Wtedy przejęcie takiego zakładu jest trudne i drogie. Uważam, że duże firmy mleczarskie będą się rozwijały - mówi Andrzej Grabowski, przewodniczący rady nadzorczej Polmleku, który w swej strategii rozwoju stawia głównie na połączenia. Twierdzi, że poprawa koniunktury na rynku mleczarskim spowolniła proces konsolidacji branży.
- W ubiegłym roku, gdy sytuacja w mleczarstwie była trudna, małe zakłady chętnie rozmawiały na temat wejścia do naszej grupy. Gdy tylko ich kondycja poprawiła się, część prowadzonych rozmów została zawieszona - mówi Andrzej Grabowski.

W 2010 roku niewątpliwie dojdzie do kilku fuzji mleczarskich. Prezes UOKiK zgodziła się na połączenie Mlekovity i SM Mleczgal. Mlekovita chce także przejąć mleczarnię z Łap. Spomlek łączy się z Elbląską Spółdzielnią Mleczarską i zapowiada kolejne połączenie w tym roku. Również Polmlek obecnie prowadzi rozmowy z czterema firmami.
- Uważam, że do końca roku do grupy Polmlek wejdą przynajmniej dwa kolejne zakłady - mówi Andrzej Grabowski. Trzeba odnotować, że pojawiają się również głosy krytyczne.
- Obecnie proces konsolidacji to tylko przejmowanie przez silne jednostki konających podmiotów, przykładem może być przejęcie przez Grupę Polmlek MSM Ostrowia. Zapewne konsolidacja mleczarstwa w jakimś stopniu jest potrzebna, jednak nie można dopuścić do monopolizacji branży - uważa Maciej Lipiński, prezes OSM Chojnice.

Zdaniem Edmunda Borawskiego, proces konsolidacji mogą inspirować i realizować tylko ci, którzy posiadają odpowiednie środki. Ale nawet w przypadku największych niezbędne są mechanizmy wsparcia. - I tu zaczyna się rola strony rządowej, by takie procesy wspierać. Dlatego branża mleczarska oczekuje z niecierpliwością funduszy konsolidacyjnych, które pozwolą na przyspieszenie podjęcia decyzji o konsolidacji na którymś ze wspomnianych obszarów. Wydaje mi się, że najszybciej dostępne powinny być środki na konsolidację w zakresie handlu i dystrybucji - dodaje szef Mlekpolu i Polskiej Izby Mleka.

Import

W sprawie importu produktów mleczarskich do naszego kraju opinie są podzielone. Małe spółdzielnie obawiają się zagranicznej konkurencji.
- Import zagranicznych produktów mlecznych jest na pewno zagrożeniem dla naszego mleczarstwa. Wielkie koncerny mają przewagę kapitałową, a polskich przetwórców nie stać na duże i drogie kampanie reklamowe. Zagraniczne koncerny skupiają się na produkcji i sprzedaży galanterii mleczarskiej. Rynek jogurtów został praktycznie przejęty przez firmy zachodnie jak Zott czy Danone - uważa Bożena Załubska, prezes OSM Nowy Sącz. Siłę konkurencji zagranicznej docenia także Jerzy Barański, prezes SM Biała Podlaska, który jest zdania, że zachodnia konkurencja jest silna, chociaż uważa, że polskie mleczarstwo przetrwa.
- Nasze mleczarstwo obroni się przed konkurencją zachodnich koncernów. W Polsce jest silne przywiązanie konsumentów do lokalnych marek i własnych sprawdzonych smaków - podkreśla.

W ciągu tych lat takie marki jak Zott, Hochland, Dr. Oetker, Arla Foods, Bacha czy Danone i inne udowodniły, że nie tylko nie są zagrożeniem dla podmiotów polskich, ale przyczyniły się do wzrostu konkurencyjności na rynku i polepszenia jakości produktów mleczarskich. Można też postawić tezę, że najlepszym okresem dla ekspansji na rynek polski były lata 90. Obecnie polski rynek jest już w zasadzie zagospodarowany i nie ma większych szans na spektakularne wejście nowego, dużego podmiotu, który szturmem zdobędzie rynek i uznanie konsumentów - mówi Marcin Hydzik, prezes ZPPM-u. Wartość importu mleczarskiego podkreśla prezes spółdzielni z Radzynia Podlaskiego. - Import produktów, które nie są wytwarzane w Polsce, stymuluje rozwój konsumentów, producentów i mechanizmów rynkowych.
Uczciwa konkurencja ze strony zachodnich koncernów jest dla nas poważnym wyzwaniem, ale nie możemy jej traktować w kategoriach zagrożenia. Nie demonizujmy też ich budżetów marketingowych - jak pokazuje przykład firmy Müller, polski rynek jest już w znacznej mierze uporządkowany i trudno liczyć na spektakularne sukcesy debiutantów. Rodzimi producenci skutecznie konkurują również z tymi koncernami, które są obecne u nas od lat. Warto przy tym zwrócić uwagę, że ich zainteresowanie skupia się przede wszystkim na galanterii mlecznej, czyli tej części rynku, w której klienci wykazują stosunkowo niższą lojalność i oczekują licznych nowości - mówi Edward Bajko, prezes Spomleku. - Poważnym problemem dla polskich mleczarzy jest natomiast nieuczciwe postępowanie zagranicznych podmiotów. Doskonale widzimy to na rynku żółtych serów. Na promocje w marketach trafiają sery nieznanego pochodzenia - nie znamy ani producenta, ani nawet kraju, w którym powstały. Są one przy tym oferowane za bardzo niskie ceny, co rodzi
uzasadnione podejrzenia o ich jakość. Niestety, utożsamianie przez konsumentów gatunków sera z markami powoduje, że łatwo wprowadzić ich w błąd.

Sieci handlowe

Wiele firm narzeka na warunki współpracy z sieciami handlowymi. - Nie podobają mi się te wszystkie opłaty, ale nie ma wyjścia, skoro oddaliśmy handel w ich ręce. Jest kilka firm, które mają dobre marki i silną pozycję, jak choćby Piątnica, którą handlowcy proszą o towar, a ja muszę negocjować i patrzeć czy przyjmą moje sery - mówi Tadeusz Nadrowski. Pewne próby regulacji tego rynku próbował przedsięwziąć Marek Sawicki, minister rolnictwa, ale, zdaniem prezesa Nadrowskiego, ministrowi Sawickiemu nie uda się zmienić relacji przetwórcy - sieci handlowe. Trudna pozycja polskich przetwórców wynika m.in. z dużego rozdrobnienia.

Polskie mleczarstwo, ze względu na olbrzymie rozproszenie i różnice w skali wielkości mleczarni, trudno traktować jako jednorodną całość. Nie nauczyło się jeszcze skutecznej walki o satysfakcjonujące ceny.
- W sytuacji gdy prawie wszyscy chcą produkować to samo, odbiorca ma nad nami przewagę. Zwłaszcza gdy są to wielkie sieci handlowe. Dzieląc się poszczególnymi produktami, mleczarnie zyskiwałyby silniejszą pozycję negocjacyjną. Tymczasem jest zupełnie inaczej - ostro konkurujemy między sobą i jesteśmy słabi w kontaktach zewnętrznych - stwierdza prezes Spomleku. W ostatnim czasie Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich wystosował pismo do głównych sieci handlowych działających w Polsce, w którym przypomina przepisy dotyczące nieuczciwej konkurencji i apeluje o ich przestrzeganie.
- Obserwując tendencje panujące na rynkach, KZSM z niepokojem odnotowuje sygnalizowany przez swoich członków problem nasilających się w ostatnim czasie praktyk dystrybuowania dostarczanych przez członków KZSM produktów mleczarskich po cenach niższych od cen ich zakupu - pisał do głównych sieci Waldemar Broś, prezes KZSM.

Sytuacja się poprawia

W 2009 r. wyraźnie poprawiła się kondycja finansowa przemysłu mleczarskiego. Wskaźnik rentowności na poziomie brutto wzrósł do prawie 4 proc., a na poziomie netto do prawie 3,4 proc., podczas gdy przed rokiem wskaźniki te wynosiły odpowiednio 1,1 i 0,6 proc. W opinii Jadwigi Seremak-Bulge z IERiGŻ tak znaczny wzrost rentowności przetwórstwa mleka miał swoje źródło w obniżce kosztów, przede wszystkim surowcowych, bowiem wartość sprzedaży przemysłu mleczarskiego, przy większym o ponad 3 proc. przerobie mleka, nie zmieniła się w porównaniu z 2008 r. (20,9 mld zł). Spadek cen zbytu został bowiem skompensowany większym przerobem mleka oraz zmianami struktury produkcji.

- Wzrosła przede wszystkim produkcja świeżych produktów, kierowanych głównie na rynek krajowy, a więc mleka spożywczego, napojów mlecznych oraz lodów. Prawie nie zmieniła się produkcja serów topionych oraz serów i serków twarogowych. Zmalała natomiast produkcja mleka w proszku (chudego i pełnego), masła, śmietany oraz serów dojrzewających. Pozytywnym sygnałem dla przemysłu mleczarskiego jest stopniowo rosnące spożycie mleka i jego przetworów. Szacuje się, że w 2009 r. bilansowe spożycie mleka wyrażone w ekwiwalencie mleka surowego wzrosło o około 3 proc. w porównaniu do roku poprzedniego do 274 kg na mieszkańca. Jest ono jednak nadal niższe niż średnio w UE-15 - podkreśla Jadwiga Seremak-Bulge.

Zdaniem eksperta IERiGŻ-u, polskie mleczarnie na zmieniającą się sytuację rynkową reagują żywiołowo, przede wszystkim zmianami cen surowca, co prowadzi do dużych wahań dochodów z produkcji mleka i destabilizacji sytuacji dochodowej producentów mleka. - W reakcji na spadek cen skupu pogłowie krów mlecznych zmalało w 2009 r. o ponad 4 proc., a liczba dostawców i producentów mleka o około 10 proc. Zbyt małą wagę mleczarnie przywiązują natomiast do poprawy swej pozycji rynkowej poprzez konsolidację i koncentrację kapitałową. Jest to bowiem dotychczas najskuteczniejsza droga prowadząca do poprawy efektywności, sprawności organizacyjnej i obniżenia kosztów przerobu, a zwłaszcza kosztów sprzedaży - mówi Seremak-Bulge.

Opinie o polepszeniu sytuacji w branży podziela wielu jej uczestników. - Ogólnie sytuacja nie jest zła. Uważam, że kryzys światowy oszczędził polskie mleczarstwo - uważa Bożena Załubska. Także prezes Polskiej Izby Mleka uważa ogólną sytuację za pomyślną. - Pierwsze cztery miesiące 2010 roku, w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego wyglądają bardzo optymistycznie i obiecująco. Mam tu przede wszystkim na myśli rynek zbytu produktów mleczarskich, lepszą cenę uzyskiwaną za ten produkt na rynku krajowym oraz w eksporcie. To pozwala na płacenie wyższej ceny za mleko dostawcom - mówi Edmund Borawski.

Oczywiście branża boryka się też z pewnymi problemami. Stosunkowo silny złoty ogranicza możliwości eksporterów, choć ogólny wzrost cen i popytu na światowych rynkach zanotowany w kwietniu, w pewnym stopniu łagodzi te trudności. Polskie mleczarstwo nie zdecydowało się do tej pory na intensywną wspólną promocję na rynkach zagranicznych, przez co jest wciąż silnie zależne od wahań koniunkturalnych.
- Najtrudniejszą sprawą dla polskiego mleczarstwa jest to, że sytuacja jest bardzo mało stabilna. Wydawało się, że po wejściu do Unii Europejskiej, biorąc pod uwagę wszelkie reguły rządzące rynkiem unijnym, sytuacja będzie bardziej przewidywalna.

Tymczasem koniunktura zmienia się rok do roku, lub nawet półrocze do półrocza i trudno przewidzieć, jakie będą ceny surowca i produktów w perspektywie dłuższej niż trzy miesiące. To bardzo utrudnia działalność - skarżą się mleczarze.

Co przyniesie przyszłość

Nowy gracz na polskim rynku, niemiecka firma Müller, spodziewa się sukcesywnie dalszej konsolidacji rynku mleczarskiego.
- Równolegle z międzynarodowymi graczami będą działać duże, polskie mleczarnie, które już dzisiaj posiadają w swoim portfolio mocne marki o ugruntowanej pozycji i dystrybucji na skalę całego kraju. Jednocześnie nadal będą funkcjonować lokalne mleczarnie, które będą walczyć o swoją rację bytu w coraz bardziej wymagającym otoczeniu konkurencyjnym. Müller będzie kluczowym aktorem na rynku mleczarskim - mówi Artur Gromadzki, dyrektor generalny Müller Polska.

Wśród osób powiązanych z mleczarstwem coraz większą grupę stanowią realiści, którzy dostrzegają zarówno potencjał branży, jak i konieczność zmian w jej funkcjonowaniu. Przetwory mleczne stanowią niezwykle istotny element żywienia człowieka, a ich spożycie w Polsce jest niższe niż w krajach Europy Zachodniej.
- Nie widzę powodów, dla których w najbliższych latach nie miałoby ono rosnąć. Problem tkwi w tym, jak poradzą sobie poszczególni producenci. O największych nie musimy się martwić - prowadzona od lat agresywna polityka konsolidacyjna, choć nie zawsze korzystna dla przejmowanych firm, pozwoliła zbudować bardzo silne grupy. W ostatnim czasie średnie i mniejsze spółdzielnie próbują forsować inną wizję konsolidacji, opartej na wspólnych korzyściach, a nie strachu przed upadkiem - do tej grupy należą między innymi SM Spomlek i Elbląska SM.

Dużych kłopotów mogą natomiast spodziewać się ci przedstawiciele branży, którzy mentalnie, organizacyjnie i rynkowo żyją dawną wielkością, a propozycje zmian odbierają jako zamach na swoją samodzielność i tradycję. To spośród nich najczęściej wywodzą się osoby zwiastujące upadek polskiego mleczarstwa i oczekujące, że ich problemy załatwi polski rząd i Komisja Europejska - podsumowuje Edward Bajko.

| Tamara Oleszczuk dyrektor marketingu Bacha Sp. z o.o. Działamy na rynku niezwykle konkurencyjnym, w zeszłym roku obserwowaliśmy bardzo spektakularne wejście na rynek nowego gracza, Müllera, który deklarował osiągnięcie bardzo ambitnych celów. Rzeczywistość okazała się jednak trudniejsza niż zakładane plany marketingowe, mimo ogromnego wsparcia reklamowego, sprzedażowego, walki w punktach sprzedaży, wyniki firmy po prawie roku obecności na rynku nie odzwierciedlają deklarowanych poziomów. Moim zdaniem, wejście Müllera na rynek nie jest postrzegane przez branżę jako sukces. |
| --- |

Roman Wieczorkiewicz

mlekorolnictwoimport
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)