Pędzą 60 km/h po chodnikach. Policja przestała się patyczkować
Polskie miasta coraz śmielej kontrolują dostawców jedzenia poruszających się po chodnikach i drogach rowerowych maszynami rozpędzającymi się do nawet 60 km/h. Wciąż pojawiają się jednak wątpliwości, jak udowodnić winę kierowcy. - W niektórych przypadkach wystarczyłoby podnieść koło do góry i wcisnąć manetkę - tłumaczy ekspert.
Mnożą się kontrole kurierów na polskich ulicach. W tegoroczne wakacje warszawska drogówka podczas jednej z akcji wystawiła mandaty na kwotę 7 tys. zł. Przyczyna? Niemal co trzeci rower elektryczny, którym poruszali się dostawcy okazał się nie spełniać wymogów definicyjnych. A mówiąc prościej - tak naprawdę nie był rowerem.
Jak przekazał nam sierż. sztab. Paweł Chmura z Komendy Stołecznej Policji łącznie od początku roku do końca sierpnia skontrolowano już 726 jednośladów o napędzie elektrycznym wyglądających jak klasyczny rower. 45 z nich (czyli co 16. skontrolowany) zostało uznanych za pojazd, który "nie jest zdefiniowany jako rower". Nałożono łącznie 347 mandatów - 44 z nich trafiło do użytkowników wyżej wspomnianych pojazdów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kupiły mystery boxy z Anglii. Liczyły na perełki. "Rozczarowanie"
Podobne akcje przeprowadzane były m.in. w Krakowie i Wrocławiu. W stolicy Dolnego Śląska na drogach dojazdowych do Rynku ratusz ustanowił strefę Slow Zone, na której należy poruszać się z mniejszą prędkością. Wrocławska straż miejska wysłała także pismo do MSWiA prosząc o zmianę definicji roweru, która w praktyce zakazałaby poruszania się po ścieżkach i chodnikach urządzeniami wykorzystywanymi przez wielu kurierów.
Wystarczy czytać istniejące przepisy ze zrozumieniem - przekonuje jednak WP Finanse Rafał Muszczynko, działacz rowery z Zielonego Mazowsza.
Rower, który nie jest rowerem
Zdaniem eksperta, problem kurierów rowerowych wynika z braku wiedzy funkcjonariuszy z zakresu elektromobilności i odpowiedniego sprzętu, który umożliwiałby sprawdzenie, czy e-rower spełnia definicyjne parametry, czyli:
- szerokość do 0,9 m.;
- napęd za pomocą siły mięśni użytkownika;
- zasilanie prądem o napięciu do 48 V.;
- prędkość, do której jednostka centralna wspomaga jazdę, wynosi 25 km/h (powyżej tej prędkości silnik musi przestać działać).;
- moc wyjściowa zmniejsza się i spada po przekroczeniu ustawowo zadeklarowanej prędkości.
W świetle prawa maksymalna dopuszczalna moc roweru elektrycznego to 250 W. Tymczasem, wskazuje Muszczynko, w serwisach internetowych bez trudu można znaleźć maszyny o 10-krotnie większej mocy, które są przez sprzedawców nazywane rowerami. Umożliwiają one użytkownikom rozpędzanie się do prędkości przekraczających nawet 60 km/h.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rowerem elektrycznym ponad 60 km/h #1630 Wasze Filmy
Zgodnie z przepisami wspomaganie w rowerze elektrycznym jest aktywowane dopiero, gdy rowerzysta kręci pedałami. - W niektórych przypadkach wystarczyłoby podnieść koło do góry i wcisnąć manetkę. Jeżeli zacznie się kręcić, możemy uznać, że pojazd nie spełnia definicji roweru – wskazuje działacz.
Konsekwencje takich kontroli mogłyby być dotkliwe. Jeżeli pojazd nie spełniałby definicji roweru, z automatu pasuje pod definicję motoroweru, a to znaczy, że powinien posiadać tablicę rejestracyjną, a kierowca – kask i OC. Posiadacz takiej maszyny nie może się także poruszać po drogach rowerowych i chodnikach.
Większy problem pojawia się przy próbie określenia rzeczywistej mocy jednośladu. Prawo nie wymaga, by rowery były wyposażone w tabliczki znamionowe. Funkcjonariusze nie mogą także ocenić, czy kontrolowana maszyna jest zbyt mocna "na oko".
Rozwiązaniem mogłyby być tzw. przenośne hamownie - urządzenia podobne do tych, wykorzystywanych podczas przeglądów technicznych samochodów. W tej chwili nie są one jednak wykorzystywane. Kilka miesięcy temu media donosiły o pilotażu prowadzonym przez Komendę Wojewódzką Policji w Poznaniu. Jak dowiedziało się WP Finanse, na chwilę obecną nie zapadły jednak żadne decyzje dotyczące zakupu hamowni.
Póki co służby próbują radzić sobie inaczej. Na przykład w Krakowie mundurowym w trakcie kontroli towarzyszył biegły sądowy.
Stanowiska dostawców
Firmy tworzące aplikacje do zamawiania jedzenia w różny sposób podchodzą do kwestii sprzętu, którym poruszają się kurierzy. Bolt pozostawia kurierom dowolność w zakresie wyboru rowerów. Spółka tłumaczy w stanowisku wysłanym redakcji WP Finanse, że temat wymaga podjęcia "określonych działań, do których wdrożenia niezbędne jest zaangażowanie wielu innych podmiotów".
"Bolt współpracuje z lokalnymi władzami, w celu wypracowania uniwersalnego rozwiązania i wzmacniania bezpieczeństwa drogowego. Jednocześnie z naszej strony podejmujemy działania edukacyjne, uwrażliwiające kurierów korzystających z naszej aplikacji, na przestrzeganie zasad bezpieczeństwa ruchu drogowego. W tym celu udostępniliśmy zestaw materiałów pomagających polepszyć wiedzę z zakresu ruchu drogowego oraz przeprowadziliśmy kampanię komunikacyjną, skierowaną do kurierów, korzystających z aplikacji Bolt" – czytamy w komunikacie.
Platforma pyszne.pl podkreśla w tym czasie, że e-rowery stanowią niewielką część floty, za pomocą której kurierzy dostarczają zamówienia.
"Chcemy podkreślić, że w zakresie, w którym kurierzy korzystają ze sprzętu firmowego, są to rowery elektryczne udostępniane na rynku polskim przez firmę Cycle, objęte normą EN 15194 obowiązującą również na rynku polskim odnośnie definiowania rowerów elektrycznych" - zaznacza platforma.
Muszczynko wskazuje jednak, że choć kwestia kurierów na e-rowerach pozostaje aktualna, na horyzoncie pojawiło się już inne zagrożenie. Jego zdaniem problemem, który wybuchnie nam w twarz w przyszłości, jest kwestia urządzeń wspomagających ruch (np. e-deskorolki), urządzeń transportu osobistego i e-hulajnóg.
Kurierzy zaczynają zauważać powoli trend, że na rowerze elektrycznym można dostać mandat, jeżeli jest nielegalny, ale gdy jedzie się na jednokołowcu elektrycznym 50 km na godzinę po chodniku między pieszymi to mandatu się już nie dostanie - mówi Muszczynko.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl