Po wodzie ceny wzrosną
Nieustające deszcze, gigantyczna powódź i niskie temperatury wpłyną negatywnie przede wszystkim na rynek zbóż, owoców i warzyw. Dotknięte powodzią są m.in. browary należące do Grupy Żywiec, zakłady Maspeksu, Muszynianki, Danone i Sokpolu. Wielkość strat będzie można oszacować precyzyjnie dopiero za kilka tygodni.
06.08.2010 | aktual.: 06.08.2010 13:50
Nieustające deszcze, gigantyczna powódź i niskie temperatury wpłyną negatywnie przede wszystkim na rynek zbóż, owoców i warzyw. Dotknięte powodzią są m.in. browary należące do Grupy Żywiec, zakłady Maspeksu, Muszynianki, Danone i Sokpolu. Wielkość strat będzie można oszacować precyzyjnie dopiero za kilka tygodni.
Według wstępnych szacunków, powódź zniszczyła ok. 50 tys. gospodarstw i ok. 400 tys. hektarów. Zakłada się, że straty w samych gospodarstwach rolnych mogą wynosić nawet powyżej 1 mld zł. - Powódź bardzo mocno uderzy w rolników, którzy są producentami mleka. Trzeba pamiętać, że tereny zalewowe to przede wszystkim łąki, które są pastwiskami dla bydła. Zalanie pastwisk spowoduje znaczne straty w naturalnej paszy, przez co hodowcy będą musieli ją dokupować. Przy stosunkowo niskiej cenie mleka, dodatkowe wydatki na pasze bardzo mocno obciążą budżety rolników - mówi senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI "Solidarność".
Niektórym się udało
Każdy kataklizm źle wpływa na gospodarkę. Jednak wydaje się, że powódź nie powinna mieć większego wpływu na branżę mięsną. Co prawda woda zabiła kilkadziesiąt tysięcy zwierząt gospodarskich, nie ma jednak informacji o poważnych stratach w pogłowiu. Budżet państwa pokrył koszty utylizacji padłych krów, koni i świń. W skali kraju branża mięsna istotnie nie ucierpiała z powodu opadów. Również dlatego, że przetwórcy mięsa nauczyli się już, że trzeba się ubezpieczać.
- Powódź nie objęła rejonów, w których zaopatrujemy się w surowce - mówi Krzysztof Półgrabia, prezes Pamapolu, który nie martwi się o podwyżki cen podstawowych surowców, bo ma podpisane umowy kontraktacyjne z rolnikami. Jego zdaniem, ceny groszku, kukurydzy czy fasoli na pewno pozostaną bez zmian. - Na razie nie mam obaw cenowych, jeśli chodzi o pozostałe produkty, ale nie mamy pewności czy plan dostaw będzie zrealizowany, bo lipcowe zbiory będą uzależnione od pogody w najbliższych tygodniach - zaznacza Półgrabia.
Powódź w branży wody
Wojciech Rutkowski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej "Przemysł Rozlewniczy", ocenia, że powódź dotknie także producentów wody. - Na pewno zwiększy się znaczenie wód w dużych opakowaniach, 5 l - uważa. Kataklizm dotknął producenta jednej z najbardziej popularnych w Polsce wód mineralnych, Spółdzielnię Pracy Muszynianka.
- Zalana została część zakładu nr 2, w zakładzie nr 1 ucierpiała głównie infrastruktura zewnętrzna - mówi Maria Janas, prezes zarządu Muszynianki. Trudniejsza sytuacja jest w zakładzie nr 2. - Tutaj zalana została również część magazynowa. Trwa obecnie inwentaryzacja - wyjaśnia prezes Janas. W tym zakładzie produkcja powinna ruszyć jeszcze w czerwcu.
Firma nie obawia się o stan źródeł. - Są one zabezpieczone. Znajdują się na głębokości 100-150 m więc nie ma niebezpieczeństwa zanieczyszczenia ich - podkreśla prezes Muszynianki.
Zalało soki
Spółka Sokpol Koncentraty padła ofiarą powodzi. Piotr Trojanowicz, prezes firmy, mówi, że jego zakład został dwukrotnie podtopiony, a oczyszczalnia została zalana.
- Na razie sytuacja jest ciężka, brakuje nam rąk do pracy, bo naszym pracownikom zalało domy - podkreśla.
- W firmie panuje bałagan, który postaramy się jak najszybciej posprzątać, żeby zakład mógł zacząć normalnie funkcjonować - mówi Piotr Trojanowicz. Na razie jest za wcześnie, żeby oszacować straty. Zalane zostały także dwie trzecie spośród 70 tysięcy hektarów stawów w Polsce, w których hoduje się karpie. Leżą one w pasie podgórskim - od Dolnego Śląska przez Małopolskę i Opolszczyznę po Podkarpacie. Jak podaje IAR, karpie uciekają ze stawów, bo przelała się woda nad groblami. Strat ryb hodowlanych nie da się nadrobić szybko, bo hodowla karpia trwa trzy lata. W związku z tym jesienią i przed Bożym Narodzeniem w sklepach będzie mniej karpi, zatem będą droższe.
*Zabraknie zbóż? * Tegoroczne zbiory zbóż na pewno nie będą rekordowe. W ocenie Rafała Mładanowicza, prezesa Krajowej Federacji Producentów Zbóż, może się zdarzyć tak, że na początku 2011 r. zabraknie na naszym rynku pszenicy konsumpcyjnej. Jej ceny poszybują w górę. Zima, mimo że sroga, nie zaszkodziła znacząco zbożom. Jeszcze w kwietniu KFPZ prognozowała, że tegoroczne zbiory zbóż wyniosą ok. 23 mln ton. Przezimowanie zbóż ozimych było 20 proc. niższe niż w zeszłym roku. W opinii prezesa KFPZ, ceny zbóż nie miały jednak rosnąć ze względu na silny złoty oraz rezerwy zbóż z lat poprzednich.
Pogoda w ostatnich tygodniach weryfikuje jednak te prognozy. Niska temperatura i duża wilgotność skutkuje zazwyczaj niższym wzrostem oraz słabszą jakością ziarna. Dodatkowo doszły podtopienia terenów, które są kluczowe dla produkcji zbóż konsumpcyjnych - na południowym wschodzie oraz południowym zachodzie kraju, zagrożone są też Żuławy Wiślane.
Rafał Mładanowicz zwraca uwagę, że długoterminowa prognoza także nie daje powodu do optymizmu - dobra pogoda ma nadejść dopiero w sierpniu. W konsekwencji będziemy mogli zaobserwować nadwyżkę zbóż paszowych i o niższych parametrach jakościowych. Dla wielu rolników może oznaczać to ruinę. Brakuje bowiem rynku zbytu dla zbóż paszowych. Nie rośnie pogłowie trzody chlewnej, drobiu. Mimo zmian prawnych, nadal nie istnieje właściwie sprzedaż zbóż złej jakości do dużej energetyki. W opinii KFPZ, ze względu na niską cenę oferowaną w skupie, rolnicy cały czas magazynują zboża o parametrach konsumpcyjnych. - Prawdopodobnie cena pszenicy do celów spożywczych w sierpniu sięgnie 600 zł - szacuje Rafał Mładanowicz. Rok temu kształtowała się na poziomie 400-500 zł.
Minister uspokaja
Zdaniem ministra rolnictwa i rozwoju wsi Marka Sawickiego, powódź nie będzie miała większego wpływu na ceny żywności w skali kraju. - Funkcjonujemy na jednolitym rynku i ten jednolity rynek będzie nam ewentualne niedobory wywołane warunkami pogodowymi niwelował. Nie sądzę, by powódź była istotna w skali rynku polskiego i europejskiego - uważa. Ma nadzieję, że trzy dni dobrej pogody wystarczą, żeby rynek wrócił do normy. W jego ocenie, gdy na rynek trafią uprawy z gruntu, a nie tylko jak teraz - spod folii - ceny spadną, bo będzie więcej towaru na rynku.
portalspozywczy.pl