Polacy spóźnieni do Chin, ale wciąż z szansami; problemem brak wiedzy
Polski biznes "spóźnił się" do Chin, ale wciąż ma szanse, by osiągać tam sukcesy; barierą jest obopólny deficyt wiedzy na temat funkcjonowania rynku w obu państwach, a także brak spójnej strategii promującej nasz kraj.
25.04.2013 | aktual.: 25.04.2013 16:15
To konkluzja czwartkowej konferencji pt. "Czy polski biznes ma szansę odnieść sukces w Chinach?" zorganizowanej w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ). Podczas spotkania polscy przedsiębiorcy, którzy weszli na chiński rynek przed kilkoma laty opowiadali o swoich doświadczeniach, a także stereotypach dotyczących tego kraju.
- Myśmy się do Chin spóźnili, ale mieliśmy ku temu bardzo istotne powody. Po pierwsze byliśmy bardzo mocno zajęci naszymi sprawami, budowaniem nowej gospodarki, potem "wchodzeniem do Europy", a potem - co nam się też szczęśliwie udało - konsolidowaniem naszej pozycji w Europie i dopiero od całkiem niedawna zaczęliśmy się "rozglądać" - mówił prezes PAIiIZ Sławomir Majman.
Podkreślał, że ma to swoje dobre i złe strony. Dobrą jest to, że możemy korzystać z doświadczeń innych i uczyć się na ich błędach. Negatywną konsekwencją jest to, że wiele korzystnych miejsc na chińskim rynku jest już zajęli już wielcy gracze z Niemiec, USA, czy Japonii, choć polski biznes wyprzedziły tam firmy np. z Węgier.
Według PAIiIZ suma polskich inwestycji w Chinach wynosi nieco ponad 130 mln dolarów, zaś relacja handlowa kształtuje się w proporcji 10:1 na korzyść Pekinu. Oznacza to, że sprowadzamy z Chin 10 razy więcej towarów niż tam eksportujemy. Według Majmana w ciągu kilku lat, przy dużej aktywności polskich przedsiębiorstw, możemy poprawić stosunek ten do poziomu 10:6.
Radosław Domagalski, prezes Magellan Trading Shanghai, firmy zajmującej się produkcją i sprzedażą podłóg, która od 7 lat funkcjonuje na rynku chińskim oceniał, że podstawowym problemem dla naszych przedsiębiorstw jest brak wiedzy na temat funkcjonowania konkretnych segmentów tamtejszego rynku.
- Siedem lat temu wchodziliśmy do Chin ze stereotypową wiedzą o tym kraju, która okazała się nieprawdziwa. Uczulałbym wszystkich na negatywne stereotypy, które spowodowały, że straciliśmy czas - opowiadał. Jak mówił, w Chinach np. nie ma praktycznie dystrybucji towarów budowlanych przez wielkopowierzchniowe markety. Po otwarciu własnych sklepów z deskami podłogowymi okazało się, że nie jest to odpowiedni kanał sprzedaży, bo ostatecznie tamtejsi klienci dokonują zakupu przez architektów.
Filip Kenig z Amber Foods, która prowadzi restaurację Polską w Chinach również opowiadał o przezwyciężaniu braku wiedzy. - Wszystkiego uczyliśmy się sami. To know-how, które w tej chwili posiadamy, zdobyliśmy ciężką pracą zespołu ludzi, który musiał od zera borykać się ze zbudowaniem dosyć dużego przedsięwzięcia - mówił.
Jego zdaniem problemem jest też brak promocji Polski jako marki. Wskazywał, że nie wie czy dziś Polska ma w ogóle strategię, co jako kraj chcemy pokazywać i promować.
- Nie ma jednego kanału przekazywania komunikatu, czym jest Polska dla mieszkańców Chin - ocenił.
Majman wskazywał, że luką jest też brak promocji polskiej turystyki w Chinach.
Podkreślał też, że poza zdobywaniem informacji przez polski biznesu na temat Chin ważna jest również wiedza, którą Chińczycy powinni mieć o naszym kraju, bo na razie nie jest z tym dobrze. Mówił, że z przeprowadzonego przed wystawą światową w Szanghaju w 2010 r. badania wynikało, że dla Chińczyka Polska to kraj mniejszy od Belgii, a Polak to trochę "biedniejszy Rosjanin".
Aneta Raczek, prezes firmy Ferro S.A., która ma w Chinach fabrykę instalacji sanitarnych wskazywała, że kłopoty są też z uzyskaniem wiz do Polski przez Chińczyków. Opowiadała, że sama musiała kilkakrotnie interweniować, by jej partnerzy biznesowi mogli przyjechać do Polski, bo placówki działały opieszale.
Więcej informacji na temat Chin i tamtejszego rynku znaleźć można w promowanej podczas konferencji książki "Biznes w Chinach. Jak osiągnąć sukces" wydanej przez Go China.