Internauci chcą pozywać policjantów. Prawniczka: w życiu się z tym nie spotkałam

W polskim internecie od kilku dni krąży wzbudzający wiele emocji tekst – wynika z niego, że bez większego problemu możemy pozwać policjanta bądź inspektora sanepidu za nieuzasadnione wlepienie kary. Prawnicy radzą do tych rad podchodzić ostrożnie.

Pozwanie policjanta za niesłusznie wystawiony mandat jest trudne, ale możliwe.
Pozwanie policjanta za niesłusznie wystawiony mandat jest trudne, ale możliwe.
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Nowak
Konrad Bagiński

23.01.2021 07:06

"Eksperci twierdzą, że można żądać 10 tysięcy złotych, a jeśli wskutek wniosku do sanepidu ten nałożył karę finansową i przeprowadził egzekucję skarbową, to można w powództwie żądać nawet 20 tysięcy złotych" – czytamy w artykule, który podsyłają sobie internauci. Autor tekstu dodaje, że chodzi o pozwanie policjanta, który wystawił nam obalony w sądzie mandat, lub urzędnika, który nałożył na nas uchyloną później karę.

O szanse powodzenia takiego pozwu zapytaliśmy adwokat Magdalenę Wilk. Przyznała, że o takich przypadkach nie słyszała. Wątpi też, czy taka sprawa mogłaby być przeprowadzona prawomocnie – wszak dopiero od kilku tygodni sądy w całej Polsce wydają wyroki na korzyść osób, które zostały ukarane mandatem bądź karą administracyjną. Nie są one jeszcze prawomocne. A nawet gdyby były, to na pozwanie (szczególnie skuteczne) policjanta bądź urzędnika również potrzeba czasu.

Pytanie o to, czy faktycznie zdarzały się przypadki pozywania funkcjonariuszy, zadaliśmy też Komendzie Głównej Policji. Nie uzyskaliśmy oficjalnej odpowiedzi, ale policjanci, których pytaliśmy nieoficjalnie, również nie przypominają sobie takich przypadków.

– Jeśli chodzi o podstawy prawne, to każdy może pozwać każdego. Czym innym jest jednak skuteczność takiego powództwa – ostrzega mec. Wilk. Dodaje, że taki pozew można byłoby oprzeć albo na naruszeniu dóbr osobistych, albo na tzw. odpowiedzialności deliktowej.

Wskazuje, że przy naruszeniu dóbr osobistych musimy po pierwsze określić dobro, jakie zostało naruszone.

– Cześć, godność, wolność – jeśli ktoś jest zatrzymany. Ale przecież przy wystawianiu mandatu prawie zawsze mamy do czynienia jedynie z rozmową… Ważne jest też to, że nasze dobro musi zostać realnie naruszone, nie można sobie dorabiać tu jakichś dziwnych teorii – mówi mec. Wilk.

Ne jest to jedyny warunek skutecznego pozwu. Kolejny, niezwykle istotny to bezprawność działania funkcjonariusza bądź urzędnika.

– I to jest – moim zdaniem – najtrudniejsze do udowodnienia. Przecież prawo daje funkcjonariuszom możliwość nakładania mandatów, nam zaś daje prawo ich nieprzyjmowania. A nawet jeśli w chwili słabości czy stresu mandat przyjmiemy, możemy w ciągu 7 dni wnioskować o jego uchylenie, argumentując, że czyn, za który został wymierzony, nie jest wykroczeniem – mówi Magdalena Wilk.

Dodaje, że zdarzają się sytuacje podczas interwencji, gdzie mamy do czynienia ze złymi emocjami, zniewagami czy nawet brutalnymi zachowaniami. Są to jednak przypadki skrajne i stosunkowo rzadkie.

– W zdecydowanej większości przypadków policjant proponuje przyjęcie mandatu, ktoś się zgadza bądź nie. I tyle, nie trzeba wchodzić w dyskusje – podkreśla mec. Wilk.

Dodaje jednak, że w obecnej sytuacji – gdy sądy nie karzą osób za złamanie rządowych obostrzeń, podkreślając, że restrykcje nie mają podstawy prawnej – policjanci powinni się zastanowić, czy karanie mandatami w takich przypadkach ma sens.

– Policjant musi sobie zdawać sprawę z tego, że jego działanie w takiej sytuacji nie ma podstawy prawnej. Z drugiej strony nie jest on uprawniony do wydawania interpretacji konstytucyjnych, tym bardziej, że nie mamy jeszcze wyroków prawomocnych, nie ma też jakiejś wykładni Trybunału Konstytucyjnego. Ewentualna bezprawność działania jest więc sprawą dyskusyjną. Ale pamiętajmy, że my po prostu możemy mandatu nie przyjmować – tłumaczy mec. Wilk.

Mimo wszystko nie można mówić o działaniu bezprawnym, bo policjant może nie mieć co do tego jasności, na dodatek może bardzo skutecznie tłumaczyć, że działał zgodnie z przepisami i w dobrej wierze. A jeśli pojawiają się wątpliwości, to od ich wyjaśniania jest przecież sąd.

Do tych dwóch podstawowych warunków dochodzi trzeci – pieniądze. Sam pozew to koszt 600 złotych, do tego 5 proc. sumy, jakiej się domagamy od pozwanego.

– No i koszty pełnomocnika, bo nie radzę nikomu mierzyć się samodzielnie z taką sprawą – dodaje mec. Wilk.

A co z odpowiedzialnością deliktową?

Tu sprawa byłaby również trudna. Musielibyśmy udowodnić, że funkcjonariusz lub urzędnik świadomie działał na naszą szkodę i z własnej winy wyrządził nam krzywdę. Nasza szkoda musi mieć postać materialną.

– Związek między samym faktem wystawienia mandatu a faktyczną, a nie moralną szkodą, byłoby wykazać bardzo trudno. Więc z pozywaniem policjantów byłabym bardzo ostrożna. Uważam, że z dziwnym i nieskutecznym prawem trzeba walczyć, ale nie w tym przypadku – mówi nam.

Prawniczka dostrzega jednak w krążącym po sieci artykule pewien pozytyw.

– Być może u niektórych funkcjonariuszy wywoła on refleksję i będą działać mniej pochopnie. Może uznają, że nie warto karać każdego i za wszystko – mówi.

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, na który należy zwrócić szczególną uwagę. Fakt, że sąd kogoś nie ukarał, nie oznacza uniewinnienia i oddalenia zarzutów. Przekonała się o tym mec. Agnieszka Wąs–Wróbel. Prawie rok temu – podczas teoretycznego zakazu wychodzenia z domu bez uzasadnionej przyczyny, nie przyjęła mandatu za ten właśnie czyn. Sąd, do którego trafiła sprawa, uznał ją za winną i wymierzył karę nagany.

– Przez 15 lat swojej pracy pierwszy raz spotkałam się z zastosowaniem kary nagany, chociaż w Kodeksie Karnym ona faktycznie istnieje – mówi nam mec. Wąs–Wróbel. Dodaje, że kara nagany nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. Co więcej – sąd nie zdecydował się na przeniesienie na nią kosztów. W efekcie za przeprowadzenie tego postępowania zapłaci Skarb Państwa, czyli my.

– Sąd uznał więc, że nie ma mnie za co karać, ale skoro już trzeba, to może wystarczy nagana, która nie niesie ze sobą praktycznie żadnych reperkusji. Raczej nie będę się od tej kary odwoływać, żeby już nie generować kolejnych kosztów dla Skarbu Państwa, chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jestem niewinna i nie powinnam być w ogóle karana – mówi nam mec. Wąs–Wróbel.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (498)