Polisa na utratę pracy

Wymaż z pamięci obraz zdesperowanego bezrobotnego, gorączkowo rozdającego wizytówki na spotkaniach biznesowych i targach pracy

Polisa na utratę pracy
Źródło zdjęć: © Thinkstock

19.06.2012 | aktual.: 19.06.2012 16:04

Wymaż z pamięci obraz zdesperowanego bezrobotnego, gorączkowo rozdającego wizytówki na spotkaniach biznesowych i targach pracy.

„Zrobisz prezentację na ogólnopolskiej konferencji?”. „Lepiej wyślijcie kogoś, kogo nie zeżre trema”. „Pojedziesz renegocjować kontrakt z zagranicznym kontrahentem?”. „Przepraszam, ale mój angielski wiele pozostawia do życzenia”. „Dasz się wyciągnąć kumplowi ze studiów na piwo?”. „Wybacz, muszę jeszcze uzupełnić raport kwartalny”.

Sylwester odrzucał wszystkie zaproszenia biznesowe i towarzyskie. Tłumaczył się nadmiarem obowiązków, brakiem kompetencji lub czasu albo złym stanem zdrowia żony, córki czy kota (jakby nikt nie wiedział, że jest bezdzietnym starym kawalerem, który nie cierpi czworonogów). W rezultacie? Nawet nie zauważył, kiedy przestał dostawać takie propozycje. I nawet najwierniejsi przyjaciele zapomnieli o jego istnieniu.

Nachalność nie popłaca

- Szczerze powiedziawszy, wcale mi to nie przeszkadzało. Przeciwnie, wolałem być sam – wspomina Sylwester. –Śmiałem się z kolegów, którzy nawet na papierosa wychodzili stadnie. A po pracy umawiali się do pubu, na siłownię lub kręgle. Nie mogłem pojąć, jak ludzie, którzy codziennie spędzają z sobą w biurze 9-10 godzin, nie mają siebie jeszcze dość.

On nawet po godzinie nie mógł patrzeć na swych współpracowników. Pewnego razu wysłał do działu kadr podanie w sprawie wydzielenia mu osobnego kącika w tzw. open space. „Tylko w odosobnieniu, gdy absolutnie nikt mi nie przeszkadza, mogę efektywnie pracować, myśleć i odpoczywać” – uzasadniał swoją prośbę. O dziwo, dostał tę swoją wymarzoną „izolatkę”, ale nie cieszył się nią długo. Pół roku temu stracił pracę i ciągle nie może znaleźć następnej. A wszystko przez to, że w porę nie pomyślał o wypromowaniu swojej osoby, o zapełnieniu notesu numerami telefonów.

Dziś Sylwester chciałby zrobić prezentację na ogólnopolskiej konferencji. Chciałby pojechać renegocjować kontrakt z zagranicznym kontrahentem. Chciałby dać się wyciągnąć kumplowi ze studiów na piwo. Niestety, nikt go już nigdzie nie zaprasza. Pozostało mu jedno – wciskać się wszędzie gdzie to możliwe: na targi pracy, spotkania branżowe, gale biznesu i wciskać pracodawcom, menedżerom, łowcom głów swoje wizytówki.

- Świdrować oczkami na bankiecie w poszukianiu grubej ryby (do upieczenia) to wbrew mojej samotniczej naturze – przyznaje. – Czego się jednak nie robi, gdy topnieją oszczędności? Rachunki i raty kredytu nie mają ani krztyny współczucia dla życiowych tragedii. Sęk w tym, że efekt takich działań jest odwrotny do zamierzonego.

- Jestem traktowany jak zdesperowany bezrobotny, gorzej: jak intruz, natręt, upierdliwiec – mówi Sylwester. – Nikt mnie na rynku nie zna, nikt nie kojarzy. Czasem ten czy ów po kielichu zapewnia mnie, że się odezwie, ale na obiecankach się kończy.

Jak Kuba Bogu…

Największym mitem o budowaniu sieci kontaktów jest to, że wystarczy zwracać się do innych dopiero wtedy, gdy potrzebujemy pomocy – nowego zatrudnienia, zleceń, klientów. Relacje trzeba pielęgnować, gdy wszystko idzie jak po maśle, gdy jesteśmy na fali. Właśnie wtedy łatwo jest dać z siebie coś więcej drugiej osobie. Zapytać o zdrowie. Pochwalić. Docenić. Postawić piwo. Wpaść raz w roku do klubu absolwentów. Niby tak niewiele, a jednak wystarczy, by się zabezpieczyć. To taki społeczny kapitał na czarną godzinę.

Ale nawet wówczas, gdy nasze działania wydają się spóźnione, nie jesteśmy zupełnie bez szans. Jednak pod jednym warunkiem: nie wolno zrażać do siebie innych ludzi – tak jak to robił Sylwester, rozdając wizytówki na lewo i prawo.

- Kolekcjonowanie niezliczonej ilości wizytówek i przewracanie kołowrotka z adresami nic nie daje – ostrzega Grzegorz Turniak, najbardziej chyba znany promotor idei networkingu w Polsce. – Nie chodzi o to, kogo my znamy, ale o to, kto nas zna. Nie chodzi też o hurt, ale o autentyczne relacje, o znaczące związki.

Jak takie związki zbudować, gdy już długo pozostajemy bez pracy, odprawa z firmy dawno się skończyła, a komornik lada dzień może zapukać do naszych drzwi?

Turniak uważa, że kluczem do sukcesu jest rozpoznanie terenu, czyli zebranie jak największej liczby informacji na temat człowieka, z którym chcemy się spotkać – o jego dokonaniach, poglądach, celach, wyzwaniach, pasjach. Łatwo to zrobić, przecież mamy pod ręką internet, portale społecznościowe i magazyny biznesowe z sylwetkami menedżerów i biznesmenów. A jeśli naprawdę nic nie znajdziemy, trzeba przynajmniej poczytać coś o branży lub zawodzie tej osoby.

- Co nam da odrobienie tej pracy domowej? Ano to, że wyjdziemy poza ogólniki i do naszego wpływowego rozmówcy dotrzemy jako do indywidualności – wyjaśnia Grzegorz Turniak. – Okazując drugiej osobie zainteresowanie, doceniając ją, możemy się spodziewać, że ona odwzajemni się tym samym – co się być może przełoży na nową szansę, na polecenie, rekomendację czy wręcz ofertę zatrudnienia.

Miro Konkel i Mario Ludwiński/MA

[

Obraz

]( http://praca.wp.pl/zarobki.html )

pracownikpolisabezrobotni
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)