Politycy wykorzystają wzrost kursu franka w kampanii wyborczej. To może być niebezpieczne

Rok wyborczy może być niebezpieczny dla gospodarki. Wczorajszy spadek złotówki względem franka o 21 proc. wywołał stany zawałowe u wielu Polaków, a to z pewnością wykorzystają politycy. W dwóch tegorocznych kampaniach wyborczych będziemy mogli więc usłyszeć o planach ulżenia niedoli „frankowców”. Partie polityczne licytować się będą pomysłami przewalutowania kredytów. Jeśli proponowane zmiany dojdą do skutku, to pytanie zasadnicze - czyim kosztem?

Politycy wykorzystają wzrost kursu franka w kampanii wyborczej. To może być niebezpieczne
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

16.01.2015 | aktual.: 19.01.2015 10:56

W listopadzie ubiegłego roku na Węgrzech przegłosowano ustawę o przewalutowaniu wszystkich kredytów zaciąganych we frankach szwajcarskich. Cała operacja sprowadza się do przymusowej konwersji kredytu po rynkowym kursie i rozpocznie się 1 lutego. Koszt oszacowany na ok. 11 mld zł w postaci odszkodowania dla kredytobiorców za „niesprawiedliwe warunki spłaty kredytów” poniosą banki. Nie doliczono do tej kwoty - pewnie niebagatelnego dla banków - kosztu spadku kursu pomiędzy ceną konwersji 256 forintów, a obecnym kursem 316 forintów. Tamtejsze banki zobowiązały się do zgromadzenia odpowiedniej ilości franków do końca 2014 r., poza tym prawdopodobnie zabezpieczyły się częściowo od straty na rynku terminowym, więc jeszcze nie wiadomo, czy ostatnie spadki spowodują straty banków i w jakiej skali.

Dzięki konwersji na forinty wysokość miesięcznej raty kredytu według kursu z listopada spaść miała o ok. 20-25 proc. Co może bardziej istotne, znikło widmo konieczności uzupełniania zabezpieczenia w takich przypadkach jak wczorajszy, kiedy frank się nagle umacnia. Wszystko jest wyceniane w forincie i wahania kursów nie mają już żadnego znaczenia.

Kwestia zasadnicza oczywiście to: kto poniósł koszty? W wyniku wcześniejszych trzech programów, łagodzących skutki zmian kursowych na rynek kredytowy, które rząd Orbana wprowadzał od 2011 r., zgodnie z szacunkami MFW do 2013 r. straty banków wyniosły 1 proc. węgierskiego PKB, czyli ok. 1,30 mld dolarów. Resztę kosztów oddłużania - 0,65 mld dolarów - wziął na siebie skarb państwa. Obecnie wdrażany pomysł to kolejne koszty, które pokryć mają głównie banki. Łącznie powinno to obciążyć węgierskie banki kwotą ok. 15 mld zł, pod warunkiem, że albo zgromadziły przed końcem roku franki, albo zabezpieczyły się przed wzrostem kursu.

U nas kwoty podobnych programów byłyby o wiele wyższe. Półtora roku temu, gdy pojawiły się pierwsze pomysły posłów PiS odnośnie przewalutowania kredytów na złotówki według kursu z dnia, w którym kredyt był zaciągany, Komisja Nadzoru Finansowego oszacowała koszt takiej operacji na 40-50 mld zł, stwierdzając, że zachwiałoby to polskim systemem bankowym. Teraz, po wzroście kursu franka kwota była by jeszcze wyższa.

Tak drastycznej reformy nie przeprowadzili nawet Węgrzy, w pierwszej fali reform umożliwiając w 2011 r. spłatę całkowita zadłużenia po kursie o ¼ niższym od rynkowego. Pytanie jakie pomysły zgłoszą politycy w zbliżających się dwóch kampaniach wyborczych, najpierw prezydenckiej, potem parlamentarnej?

Gdyby przyjąć założenia węgierskie i założyć, że pomysły polityków skończą się na 25 procentowej redukcji zadłużenia, to oznaczałoby koszt 30-35 mld zł dla banków. System i tak by tego nie uniósł.

Zgłaszanie podobnych pomysłów w czasie przedwyborczym, połączone z sondażami będą pewnie stanowić wyznacznik notowań giełdowych krajowych banków. A spadki ich wycen i obawy o stabilność systemu mogą zwiększyć destabilizację całego rynku finansowego. Przecież wszystkie instytucje oceniające wiarygodność kredytową i tak ruszą niedługo do weryfikacji ratingów dla polskich banków, co podroży poziom odsetek, jakie będą musiały płacić za swoje zadłużenie nie tylko polskie banki, ale i rząd. Jeśli dorzucimy do tego dodatkowe ryzyko przerzucenia na banki kosztów gigantycznej operacji ulżenia walutowym kredytobiorcom, to może być olbrzymie ryzyko zarówno dla systemu finansowego, jak i całej gospodarki.

Czwartkowy wzrost kursu franka wywołał panikę w notowaniach giełdowych banków. Z obawy, że część z 700 tys. kredytobiorców może nie być w stanie uzupełnić zabezpieczenia kredytu, lub w ogóle przestać spłacać zadłużenie, kursy polskich banków spadły średnio ponad 5 proc., a akcjonariusze Getin Noble Bank musieli zaakceptować stratę aż szesnastoprocentową. Co by było, gdyby ktoś teraz populistycznie chciał ustawowo zrobić przewalutowanie kredytów wg kursu sprzed kilku lat? Czym grozi populistyczna kampania i dojście do władzy ugrupowań z postulatami przewalutowania? Miejmy nadzieję, że tak źle nie będzie i jeśli nawet politycy będą zdeterminowani, żeby coś z problemem zrobić, to odbędzie się to w taki sposób, że system bankowy przynajmniej się nie zawali.

Jacek Frączyk - analityk giełdowy Grupy WP

węgrygetin noble bankfrank szwajcarski
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (191)