Polska na jedwabnym szlaku

Walczy ze stereotypami państwa środka, poznaje Polską historię i zachwyca się bursztynem. Już dawno przestał dzielić świat na zachód i wschód. - Gdyby Chińczycy mieli tę wiedzę, co ja, częściej przyjeżdżaliby nad Wisłę - przekonuje Owen Ou, dyrektor generalny Huawei Polska.

Polska na jedwabnym szlaku
Źródło zdjęć: © sukcesmagazyn.pl | sukcesmagazyn.pl

20.11.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:12

Obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają do Polski, często narzekają na zimę. Pan też narzeka?

Nie, bo klimat w Polsce bardzo przypomina ten z północno--wschodnich Chin, gdzie czasem panuje przenikliwe zimno. Na szczęście pracownikom biurowym temperatura nie spędza snu z powiek. Zawsze pod ręką jest klimatyzator. Ale wiele lat przepracowałem też na południu Azji, gdzie temperatury bywają niezwykle wysokie. Dlatego gdy przyjechałem z rodziną do Polski, odetchnęliśmy z ulgą. Szczególnie zachwycone były dzieci.

Tekst pochodzi z Magazynu Sukces

A jeszcze dwa lata temu był pan zastępcą dyrektora w malezyjskim oddziale Huawei w Kuala Lumpur. W miejscu nazywanym przez wielu rajem na Ziemi. Skąd ta zmiana?

To już efekt świadomej strategii firmy. Ponad 60 proc. rocznych przychodów Huawei pochodzi z rynków zagranicznych. Od zarządu wymaga się więc mobilności i rozeznania w międzynarodowych rynkach. 80 proc. naszych dyrektorów w Chinach pracowało wiele lat za granicą. Zasada jest następująca: jeśli firma wysłała cię wcześniej do Afryki, twoim następnym przystankiem będzie Europa. Ostatnie kilka lat spędziłeś w Azji? Przygotuj się na Bliski Wschód. Dzięki temu menedżerowie zyskują wielokulturowe doświadczenia.

Ale dlaczego Polska?

Przyjazd tutaj odebrałem jako kolejny etap rozwoju, awans. To w Warszawie znajduje się centrala Huawei dla całej Europy Środkowo-Wschodniej i Skandynawii. Stąd zarządza się działaniami firmy w 26 krajach. Wcześniej pracowałem w Singapurze, to niezwykle rozwinięte państwo. Później była Malezja - kraj z wielkimi aspiracjami.

Jak z tej perspektywy wygląda polski rynek?

Ma olbrzymi potencjał. W Chinach pilnie śledziliśmy reakcję Europy na światowy kryzys. Także Polska przez ostatnie sześć lat była bacznie obserwowana przez naszych ekonomistów. PKB Polski na tle reszty Starego Kontynentu prezentował się naprawdę imponująco. Ponadto z unijnego budżetu polityki spójności na lata 2014-2020 otrzymacie ok. 82 mld euro. To bardzo konkretne wsparcie gwarantujące rozwój innowacyjnych rozwiązań. Niebagatelne znacznie ma też fakt, że Polska jest jednym z największych rynków w regionie.

Przygotowywał się pan specjalnie na przyjazd do Europy?

Nie było takiej potrzeby. Wcześniej, gdy spacerowałem ulicami Singapuru, widziałem świat w pigułce. To niezwykle kosmopolityczne miasto. Tradycyjna azjatycka kultura miesza się tam z europejską. A co się tyczy samego biznesu, to wskaźniki wyglądały niezwykle obiecująco. Polski sektor ICT (produkujący dobra i usługi pozwalające na elektroniczne rejestrowanie, przetwarzanie i transmitowanie informacji - przyp. red.) stanowi już 5 proc. PKB, a eksport - 7,5 proc.

Miał pan obawy? Jeśli tak, to czego dotyczyły?

Nie nazwałbym tego obawami, chociaż zdarzało mi się porównywać Europę z Azją.

I co wychodziło panu z tych porównań?

Europejczycy są większymi profesjonalistami. Bardziej się angażują i poświęcają konkretnym zadaniom. Ale proszę mi wybaczyć: nie widzę większych różnic między Polakami, Niemcami, Francuzami czy Węgrami. Moja pierwsza córka urodziła się w Singapurze, druga w Malezji. Dziś chodzą do międzynarodowego przedszkola. Dla nich świat to globalna wioska. Razem z żoną pracujemy za granicą od ponad dziesięciu lat. Już dawno przestaliśmy dzielić świat na Zachód i Wschód. Czasem w weekend spotykamy się z kolegami w Warszawie. Dorośli rozmawiają między sobą po chińsku. A nasze dzieci? Różnie to bywa: po angielsku, czasem wtrącą coś po polsku. Przyłapuję się też na tym, że obecnie wiem więcej o sytuacji w Polsce niż o tym, co się dzieje w Chinach.

Huawei jest na polskim rynku od dziesięciu lat. Co się zmieniło w tym czasie

Dekadę temu cała Europa nie miała najlepszego zdania o produktach z Chin. Tanie, niskiej jakości, a na dodatek łatwo się psują - takie opinie dominowały. Niestety, podobnie myśleli również operatorzy.

Postanowił pan zmierzyć się z uprzedzeniami?

Tak, i dlatego zapraszaliśmy ludzi z Polski do Chin. Głównie przedstawicieli gospodarki, biznesu, menedżerów. Wszystko po to, by na własne oczy zobaczyli, jak zmieniają się Chiny, jak wygląda linia produkcyjna Huawei. Dziś, gdy obok rynku przedsiębiorstw stawiamy mocno na klientów indywidualnych, trudno nam każdego z osobna zapraszać na taką wyprawę. Zamiast tego inwestujemy w działania marketingowe i informacyjne.

Jeszcze niedawno wasza firma była znana z tanich produktów. Teraz stawia na urządzenia klasy średniej i premium. Skąd ta zmiana?

To efekt specjalizacji i zarządzania zdobywaną wiedzą. Utrzymujemy ośrodki badawcze w kilkunastu krajach: w Indiach, znanych z utalentowanych programistów, w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, gdzie powstają rozwiązania światłowodowe, a także w Europie, m.in. w Niemczech i Szwecji, ojczyźnie technologii mobilnych. Pracują w nich inżynierowie wykształceni na najlepszych uniwersytetach, mający jednocześnie doświadczenie z innych globalnych korporacji.

Huawei Honor 6, smartfon, który miał swoją premierę w tym roku, pobił rekord sprzedaży. W Chinach w ciągu kilku dni znalazł ponad 2 mln nabywców. Czy są inne rekordy, jakie chciałby pan pobić?

Zamiast o rekordach wolę mówić o celach. A ten nadrzędny to mierzyć się z najlepszymi na rynku urządzeń mobilnych. Możemy to robić, bo w przeciwieństwie do innych producentów tworzymy m.in. własne chipsety, czyli specjalistyczne układy scalone.

Przykład Nokii, która kiedyś była absolutnym liderem, pokazuje, że pozycja rynkowa nie jest dana raz na zawsze. Innymi słowy: jak nie popełnić błędu?

W naszym przypadku oznacza to konsekwentne budowanie marki i inwestowanie w wizerunek. Oprócz tradycyjnej kampanii reklamowej stosujemy mniej konwencjonalne rozwiązania. Niedawno na nasze zaproszenie Chiny odwiedziła Macademian Girl, blogerka modowa. „Głównym celem mojej wyprawy do miasta łączącego przyszłość z przeszłością była wizyta w siedzibie marki. A zaczęło się od ich nowego produktu - smartfona AscendP7" - pisała później, ilustrując wszystko swoimi wielobarwnymi zdjęciami i niecodziennymi kreacjami. Nasz smartfon Ascend Mate7 zaprezentowaliśmy na pokazie duetu Paprocki & Brzozowski. A fanpage Huawei Polska na Facebooku polubiło już ponad 200 tys. osób. Mamy też grono stałych hejterów, co akurat specjalnie nie martwi. Dla mnie to pośredni dowód na to, że zainteresowanie marką rośnie.

Jako pierwsza chińska marka trafiliście na listę 100 najbardziej rozpoznawalnych firm świata. Jak udało się pokonać konkurencję, nawet z własnego kraju (m.in. Lenovo i Xiaomi)
?

Nasza globalna strategia w niczym nie przypomina sposobu działania innych chińskich marek. Weźmy Lenovo, które najpierw kupiło od IBM dział produkcji laptopów, a ostatnio poinformowało, że za 2,3 mld dol. przejmie od IBM dział niskobudżetowych serwerów. Geely przejęła z kolei od koncernu Forda produkcję samochodów osobowych Volvo. Obie firmy wybrały metodę zakupów, by zostać międzynarodowym graczem. My działamy inaczej. Wysyłamy do konkretnego kraju grupę, nazwijmy to, zwiadowców. Ich zadaniem jest obserwacja rynku, próba wczucia się w jego potrzeby. Dopiero po uzyskaniu tej wiedzy ruszamy z produkcją.

To coś jak szycie ubrania na miarę.

Każdy produkt jest efektem rozmów z operatorami, konsumentami. Co więcej, jako firma z międzynarodowym zapleczem jesteśmy w stanie szybko reagować na zmiany.

Mimo to udział chińskich inwestycji w Europie wynosi tylko 2,2 proc. W Polsce ten wskaźnik jest jeszcze niższy - 0,25 proc. Niewiele.

To dlatego Chiny ruszyły z promocją projektu: „Nowy szlak jedwabny". Chodzi o logistyczne rozwiązania, np. trasy kolejowe łączące nasz kraj z Europą. W tym celu powstaje nawet specjalny fundusz opiewający na ok. 16 mld dol., który sfinansuje budowę infrastruktury. Oznacza to ożywienie istniejącej od ponad 2 tys. lat trasy handlowej. Dziś transport morski z Chin do Europy trwa 30 dni. Dzięki kolei ten czas skróci się nawet o połowę. To dobrze wróży również polsko-chińskim relacjom.

„Wzajemne poznanie się leży u podstaw współpracy gospodarczej. Na razie wiedza o Polsce pozostaje w Chinach na poziomie lat 90. ub.w." - mówił tymczasem Zuotao Xiang, wicedyrektor Centrum Studiów Europejskich na Uniwersytecie Pekińskim. Zgadza się pan z tym?

Tak, bo wielu rzeczy o Polsce dowiedziałem się dopiero tu, na miejscu. Wcześniej miałem nikłe pojęcie o waszej historii. Nie znałem tak pięknych miast jak Kraków czy Gdańsk. I nie wiedziałem o istnieniu bursztynu - ten kamień mnie zachwycił. Jestem przekonany, że gdyby Chińczycy mieli tę wiedzę, którą ja mam teraz, częściej przyjeżdżaliby nad Wisłę. Najpierw jako turyści, z czasem w roli biznesmenów. Dlatego zachęcam do promowania polskiej kultury, tradycji i obyczajów w Chinach.

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)