Praca, czy macierzyństwo?
Praca, czy macierzyństwo? A może jedno i drugie? Zapytaliśmy mamy o ich wybory i o to, jak radzą sobie w domu bez pracy lub w pracy bez dziecka.
26.05.2008 | aktual.: 26.05.2008 13:41
Janka urodziła rok temu i zdecydowała, że jak tylko dziecko podrośnie pójdzie do pracy. Tak też zrobiła. W wychowaniu dziecka pomagają rodzice Janki.
- Szef poszedł mi bardzo na rękę i mam teraz nienormowany czas pracy. Mogę zaczynać pracę tak jak mi pasuje, ważnej jednak, by przepracować te osiem godzin. Bez rodziców bym sobie nie poradziła. Mój mąż jest kierowcą i czasem nie ma go tygodniami. Gdy idę do biura, to zawożę dziecko do rodziców. Kłopot w tym, że oni mieszkają na drugim końcu miasta. Samo dowóz wraz ze staniem w korkach zajmuje mi czasem ponad godzinę. Tak samo jest, gdy po pracy zabieram dziecko. Nie jestem pewna, czy dobrze zdecydowałam, bo ani nie jestem stuprocentowym pracownikiem, ani stuprocentową matką. Prawdę mówiąc zdecydowały względy finansowe. Spłacamy kredyt na mieszkanie i ja po prostu muszę pracować – mówi Janina Białowieża, pracuje w biurze rachunkowym w Sopocie.
Magda też poszła do pracy. Jest przedstawicielką w biurze podróży. Pracuje nawet więcej niż wcześniej. Kilkunastomiesięcznym Michałem zajmuje się mąż - Marcin, grafik komputerowy.
- Mój mąż został telepracownikiem, pracuje w domu i zajmuje się dzieckiem. Ja postanowiłam wrócić do pracy na cały etat. Takie rozwiązanie dużo bardziej nam się opłaca. Niestety ulgi i świadczenia proponowane przez rząd są dla nas bardzo nieopłacalne. Uważam, że dobrze zdecydowaliśmy. Jestem bardzo zadowolona. A mąż doskonale sprawuje się jako mama, cieszę się że była taka możliwość, by mąż mógł pracować w domu – twierdzi Magda Gajos z Wejherowa.
Patrycja ma już dwuletnie dziecko, drugie urodziła dwa miesiące temu. Od dwóch lat nie pracuje.
- Nie było innej rady, nie miałam nikogo z kim mogłabym pozostawić dziecko. I właściwie nie chciałam. Trochę brakuje mi pracy na uczelni, byłam asystentką. Gdy odchodziłam, mój promotor powiedział nawet, że dziecko staje mi na drodze do kariery. Gdy dowiedział się o drugim nie chciał nawet ze mną rozmawiać. Koleżance powiedział, że chyba zwariowałam albo mój mąż ma jakieś kompleksy i chce mnie zamknąć w domu. To przykre. Ja jednak nie żałuję, że jestem w domu. Jeszcze zdążę zrobić karierę. Bardziej bym się bała, się ominą mnie pierwsze kroki moich dzieci albo ich pierwsze słowa. To prawda jest nam ciężko, mąż pracuje jako handlowiec, sprzedaje materiały budowlane. A ja naprawdę nie mam czasu, żeby dorobić – mówi Patrycja Bałman, jest doktorem, pracowała na jednej z trójmiejskich uczelni.
Ewelina opiekuje się dzieckiem w dzień, a wieczorem idzie do pracy. Do godziny 22 jest kelnerką w jednej ze słupskich restauracji. Pracuje na zlecenie.
- Zmieniam się z mężem. On wraca z pracy, a ja idę do pracy. Dla nas to jedyne rozwiązanie. Zarabiamy niewiele, nie mamy własnego mieszkania. Wynajmujemy dwa pokoiki z kuchnią za niebotyczną dla nas sumę. Ulgi rządowe? Nas to w ogóle nie dotyczy. Ja i mąż pracujemy na zlecenie, nie jesteśmy etatowymi pracownikami. Mąż pracuje na różnych budowach, nie ma jednego pracodawcy. Tak można więcej zarobić – mówi Ewelina Marczak.
Mirka jest samotną matką. Ma 22 lata, studiuje w Gdańsku zaocznie anglistykę. Mieszka na stancji. Robi tłumaczenia, jest też kelnerką w jednej z restauracji. Stara się o pracę w szkole języka angielskiego. Dzieckiem opiekują się znajomi i właścicielka stancji.
- Jest ciężko. Ale staram się jak mogę. Dzięki przyjaciołom nie wiem co bym zrobiła. Chciałabym pracować w szkole, ale obecnie więcej zarabiam w restauracji jako kelnerka. Bardzo pomaga mi też właścicielka stancji. Gdy dowiedziała się o ciąży, nie robiła mi wyrzutów, od razu powiedziała, żebym się nie martwiała. Niestety nie mam wsparcia w rodzicach, którzy odwrócili się ode mnie. Ojciec dziecka wyjechał do Irlandii. Mówił, że przyśle pieniądze. Niestety tylko mówił – opowiada Mirka, prosi by nie podawać nazwiska.
Krzysztof Winnicki
Ustawa prorodzinna
Jak pisze „Gazeta Wyborcza” projekt ustawy rodzinnej jeszcze w czerwcu ma trafić do Sejmu. Planowane zmiany mają ułatwić rodzicom godzenie pracy z życiem rodzinnym. Projekt zakłada m.in. , że urlopy macierzyńskie. Będą trwały 26 tygodni przy jednym dziecku (teraz to 18 tygodni) albo 39 tygodni w przypadku urodzenia więcej niż jednego dziecka przy jednym porodzie (teraz to 28 tygodni). Urlopy maja być wydłużane stopniowo: w 2009 r. będzie to 20 tygodni, w 2010 r. i 2011 r. - 22 tygodnie, w 2012 r. i 2013 r. - 24 tygodnie. Osoby zatrudniające opiekunkę do dziecka będą sobie mogły odliczyć od podatku koszty jej zatrudnienia.
Kobiety w ciąży będą dłużej otrzymywały świadczenia chorobowe. Nie przez 182 dni, jak jest teraz, ale do 270 dni. Ma to pomóc kobietom w ciąży zmuszonym do przebywania na długotrwałych zwolnieniach. Projekt zakłada też, wyższe składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe dla osób przebywających na urlopie wychowawczym . Wysokość podstawy wymiaru składek ma być zwiększona do kwoty wynagrodzenia przed tym urlopem. Nie mogłoby to jednak przekroczyć 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Nie będzie można zwolnić osób pracujących w zmniejszonym wymiarze czasu pracy ze względu na opiekę nad małym dzieckiem. Przedszkola i żłobki przyzakładowe będą mogły być finansowane z zakładowych funduszy świadczeń socjalnych. Z tego funduszu będzie też można finansować opiekę nad dziećmi pracowników w wybranych przez nich przedszkolach i żłobkach.
Zobacz też:
URLOP NA STRAJK W SZKOŁACH
WYSPA SAMOTNYCH MATEK