Praca w głębinach
Oko w oko z rekinem albo dużym tuńczykiem. Do tego błękitna woda i tropikalne krajobrazy. Dla płetwonurków to codzienność. Jakie są tajniki tej profesji i jak rozpocząć pracę?
04.06.2008 10:51
Oko w oko z rekinem albo dużym tuńczykiem. Do tego błękitna woda i tropikalne krajobrazy. Dla płetwonurków to codzienność. Jakie są tajniki tej profesji?
Jedni nurkowaniem zajmują się przez cały rok – prowadzą centra czy sklepy ze sprzętem, organizują wyprawy nurkowe. Inni na co dzień pracują w zawodach, które z wodą mają raczej niewiele wspólnego. Ale gdy przychodzi sezon - jedni, jak i drudzy szukają wolnego wakatu w którymś z zagłębi płetwonurkowych świata, pakują sprzęt i jadą by szkolić kolejnych płetwonurków, otwierając przed nimi podwodny świat. Zanim jednak wyruszą by wykonywać pracę swoich marzeń muszą przejść żmudne szkolenia oraz zdobyć solidne doświadczenie.
Andrzej Głośniak jest zawodowym instruktorem nurkowania. Pierwszy raz zanurkował 10 lat temu. Jego droga do wymarzonej profesjii przebiegała podobnie jak u jego kolegów po fachu.
- To nie było zbyt miłe przeżycie – wspomina Andrzej. – Po raz pierwszy zanurkowałem we Francji, posługując się żargonem nurkowym, na tzw. Liptona - czyli góra – dół, wszystko robił za mnie instruktor, a ja nie miałem nad niczym kontroli. Po tym doznaniu wiedziałem już, że w ten sposób nie powinno się nurkować, że najpierw trzeba przejść liczne kursy – poznać tajniki nurkowania od podstaw teoretycznych aż po praktykę.
Andrzej nurkował już w Szwecji, gdzie mieszka, Polsce, Brazylii, Australii, na Malcie i w Egipcie. W tych dwóch ostatnich miejscach, w sumie przez dwa lata pracował w centrach nurkowych szwedzkiej sieci Oxygen.
Krzysztof Wnorowski z Centrum Nurkowego „Tryton” ma 28 lat. Nurkuje od 16, instruktorem jest od 7 lat. Niedawno wrócił z ekspedycji nurkowej po Meksyku, Gwatemali, Belize. Kilka dni temu po raz któryś już nurkował w Zatoce Gdańskiej, wcześniej w Papui Nowej Gwinei, Egipcie, w Ameryce Północnej i wielu innych miejscach, w tym pod lodem i w jaskiniach. Na jego liczniku – który jednak nie towarzyszy mu od początku – wyświetla się imponująca liczba - dwa tysiące. Nurkowań w jeziorach nie liczy. Andrzej i Krzysztof zgodnie podkreślają, że to praca dla tych, którzy lubią podróżować.
- To piękna sprawa, bo zwiedza się świat – mówi Andrzej. - Lubię odwiedzać nowe miejsca, ale również zakątki, w których już byłem, bo zawsze można znaleźć tam coś nowego.
- Praca instruktora nurkowania to dobra zabawa, ale też ciągłe zakładanie i ściąganie pianki, czyszczenie sprzętu i… świadomość, że trzeba być gotowym do pracy, wtedy, kiedy inni mają wolne – dodaje Krzysztof. – Tak to już jest w biznesie związanym z turystyką, ale ile się można przy tym nauczyć i dowiedzieć! I doświadczyć niesamowitych przeżyć. Podczas mojego ostatniego pobytu w Ameryce Południowej pływałem z małymi rekinami, które jak głaskało się je po brzuchu… zasypiały.
Największą i najpopularniejszą organizacją szkolącą płetwonurków na świecie jest amerykańska PADI (Professional Association of Diving Instructors. Licencje PADI honorowane są niezależnie od kraju i kontynentu, w którym chce się z licencji skorzystać lub ją zdobyć. W Polsce licencję instruktora można uzyskać także w systemach LOK, CMAS (Komisja Działalności Podwodnej PTTK), TDI, IANTD - najstarsza federacja prowadząca szkolenia techniczne, która promuje korzystanie z mieszanek oddechowych (nitrox, trimix) zamiast sprężonego powietrza. W Polsce dość mocno rozwinięte są też szkolenia w systemie SSI (głównie w Szczecinie).
Każda z organizacji nurkowych powinna posiadać program szkolenia zarejestrowany w Ministerstwie Sportu, a instruktorzy, którzy prowadzą szkolenie – tytuł zawodowy „instruktora rekreacji w specjalności płetwonurkowanie”.
W PADI najpierw przechodzi się kursy rekreacyjne – ostatnim z nich jest Rescue Diver aż do Divemaster, a potem zawodowe. Divemaster może już prowadzić kilka wstępnych kursów, nadzorować certyfikowanych płetwonurków w czasie nurkowań i pomagać instruktorowi w szkoleniach. Kolejnym stopniem jest Assistant Instructor i następnie Instructor. Żeby zostać instruktorem trzeba zatem przejść odpowiedni kurs oraz Instructor Examination (IE) [instruktorem może zostać osoba pełnoletnia – dop. red.].
Egzamin jest trudny, dość drogi i trwa kilka dni. Do tego dochodzą nurkowania stażowe, których trzeba mieć na swoim koncie odpowiednią liczbę – łącznie przynajmniej kilkadziesiąt - po każdym etapie zdobywania umiejętności nurkowych.
- Instruktor, który chciałby pracować w naszym centrum musi się zaprezentować – tłumaczy Krzysztof. – Najpierw muszę zobaczyć jak pracuje. Sto zaliczonych nurkowań to kategorycznie za mało. W Polsce uczestnicy kursów instruktorskich są traktowani zbyt pobłażliwie. Nie można zdobyć licencji i od razu szkolić. Tu chodzi o wielką odpowiedzialność za siebie i innych.
Liczy się oczywiście również nienaganne zdrowie. Z kandydatem przeprowadzany jest szczegółowy wywiad lekarski odnośnie przebytych chorób, itd. Trzeba być też odpornym na stres.
- To czy ktoś jest psychicznie przygotowany do tej pracy wychodzi już podczas kursu i egzaminu – mówi Andrzej. – Jak nie panuje nad swoim własnym strachem, egzaminu po prostu się nie zda. Opanowanie własnych emocji to podstawa.
Podczas egzaminu przeprowadzany jest więc m.in. „stress test”, który określi, czy instruktor w nieprzewidzianych warunkach poradzi nie tylko sobie sam, ale i będzie w stanie udzielić pomocy innym.
Pomimo tego, że pod wodą instruktor porozumiewa się z kursantami za pomocą specjalnych gestów, aby do tego doszło musi najpierw przekazać wiedzę teoretyczną. A że grupy kursantów są często międzynarodowe niezbędna jest znajomość języków obcych. Podczas pracy na Malcie Andrzej posługiwał się sześcioma językami – angielskim, polskim, niemieckim, szwedzkim, rosyjskim i czeskim. Poza umiejętnościami poligloty trzeba być także po prostu miłym wobec klienta oraz reprezentować taki sposób bycia i życia, który sprawi, że klient uzna instruktora za osobę godną zaufania.
- Instruktorem jest się cały czas, nie tylko do godziny 18, kiedy kończy się ostatni kurs – podkreśla Andrzej. - W miejscowościach turystycznych nie jest trudno wieczorem w klubie trafić na swoich klientów. Jeśli taka osoba zobaczy instruktora, który np. nadużywa alkoholu, straci do niego zaufanie.
Praca z przedstawicielami różnych narodowości to nie tylko językowe wyzwanie.
- Gdy w grupie jest Polak, Rosjanin, Anglik, Norweg i Szwed trzeba bardzo uważać na to, co się mówi i jak się mówi, ale też na gesty – mówi Andrzej. – Każdy z nich może mieć inne poczucie humoru i różnie reagować, a przy nurkowaniu nie ma miejsca na tego typu nieporozumienia.
Pracę można znaleźć zarówno w lokalnych niewielkich centrach czy szkołach nurkowych, jak i w filiach dużych sieci nurkowych (np. Euro-Divers, Emprerordivers) rozsianych po całym świecie.
- Działa tu z reguły zasada „silniejszy może więcej” – przyznaje Krzysztof. – Takim firmom łatwiej też pozyskiwać klientów. Wtóruje mu również Andrzej, który przekonał się, że centra nurkowe prowadzone przez lokalne firmy zwykle, choć nie zawsze, dysponują choćby gorszym sprzętem.
Ofert pracy można szukać w centrach i stowarzyszeniach nurkowych w kraju lub w Internecie.
- Polski rynek, nie jest łatwy, bo kiedy nad Morzem Czerwonym sezon trwa prawie cały rok, w Polsce tylko 3-4 miesiące – mówi Krzysztof.
Praca latem znajdzie się jednak i nad Bałtykiem, niekoniecznie nad morzem. Zanim zacznie się jednak zarabiać trzeba zainwestować, „utopić” mnóstwo pieniędzy w kursy, sprzęt i masę innych drobnych elementów. Przykładowo kurs Divemaster kosztuje ok. 2 tys. zł., instruktorski IDC/OWSI (PADI) ok. 3,6 tys. zł, a Master Scuba Diver Trainer ok. 680 Euro. Na stronie internetowej PADI [ale też innych organizacji nurkowych] znaleźć można zakładkę poświeconą ludziom zajmującym się nurkowaniem profesjonalnie – PADI Pro.
Umieszczane są tam ogłoszenia pracy w centrach nurkowych całego świata, wraz z informacją o językach, jakie są od instruktora wymagane. Są też specjalistyczne strony internetowe zawierające wykaz wolnych wakatów dla instruktorów na różnych kontynentach - www.diversjobs.com czy www.jobs4divers.com.
- Można też wybrać sobie kraj czy miasto i tam poszukać centrów nurkowych – radzi Andrzej. – Znajdujesz to, co ci odpowiada i wysyłasz CV. Oczywiście latem takich ofert jest znacznie więcej. Krzysztof radzi, by wybierać te miejsca, w których samemu chciałoby się nurkować.
Które miejsce jest najpiękniejsze?
- To zależy od tego, czy ktoś chce oglądać podwodne jaskinie, wraki czy koralowce i rybki – wyjaśnia Andrzej.
Instruktor nurkowania, choć jego praca przy okazji polega na spełnianiu cudzych i własnych marzeń o eksploracji niezwykłego, podwodnego świata, za każdym razem musi pamiętać, że jego priorytety to odpowiedzialność i zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom kursu. A tych może być w grupie nawet ośmiu.
- Problem nie tkwi w ilości osób, które nurkują w grupie, ale w tym, jacy w tej grupie są ludzie – podkreśla Andrzej. - Każdy ma jakieś doświadczenia, jedni lepsze, inni gorsze, czasami lęki czy nawet fobie.
O niektórych taka osoba dowiaduje się podczas kursu. Szkolenie jest ograniczone czasowo i ten limit trzeba maksymalnie wykorzystać na to, by poradzić sobie psychicznie, bo fizycznie z reguły wszyscy są przygotowani. Stres jest, ale w czasie kursu uczymy się go kontrolować i staje się on naszym sprzymierzeńcem. Nad niektórymi rzeczami mamy kontrolę, inne mogą zaskoczyć. Zadaniem instruktora jest nauczenie przyszłego nurka, aby nie doprowadzać do takich sytuacji, a gdy już się pojawią, jak sobie z nimi radzić. Większość kursu polega na symulowaniu sytuacji awaryjnych pod okiem instruktora.
Dorota Głośniak, Advanced Open Water Diver, w centrum nurkowym na Malcie pracowała w biurze, a pod wodą robiła zdjęcia. Opowiada o tym, jak jeden z klientów nurkować chciał bardzo, ale tak samo bardzo bał się wody.
- W drodze na miejsce, przyznał mi, że oprócz samej wody, to on się jeszcze ryb boi.
Często fobie „uaktywniają” się dopiero, gdy spotka się twarzą w twarz z wielkim tuńczykiem. Dla innych takie spotkania z mieszkańcami morskich przestworzy to też największa frajda.
- Najbardziej niesamowitym dla mnie podwodnym przeżyciem było nurkowanie na Malcie na farmie tuńczyków – opowiada Andrzej. - W wielkich, długich na ok. 100 metrów i głębokich na 30 siatkach hodowano ok. 3 tys. tuńczyków. Każdy z nich o długości kilku metrów i ważący ok. 350-450 kg. Gdy się tak pływa między nimi ma się wrażenie nierealności. Wrażenia jak z filmu.
ac
zdjęcia Dorota Głośniak