Praca za friko: dlaczego się na nią zgadzamy?

„Zrób to i to, ale zapłaty się nie spodziewaj!”. Jakie przyczyny mogą sprawić, że zdecydujemy się na taką ofertę?

Praca za friko: dlaczego się na nią zgadzamy?
Źródło zdjęć: © Thinkstock

07.08.2012 | aktual.: 07.08.2012 17:50

„Zrób to i to, ale zapłaty się nie spodziewaj!”. Jakie przyczyny mogą sprawić, że zdecydujemy się na taką ofertę? Na pewno wizja późniejszej ewentualnej współpracy, roztoczona przez zleceniodawcę. Motywacją może też być np. nasza chęć zdobycia doświadczeń i kwalifikacji.

Ale zdarza się i tak, że zleceniobiorcy bawią się w wolontariat w ramach przysługi świadczonej znajomym – „bo nie wypada odmówić”. I na tym często wychodzą najgorzej.

Darmowi tylko niektórzy

Niepłatne zlecenia „na próbę” to problem powtarzający się tylko w niektórych branżach. Raczej rzadko zdarza się dopominanie o darmowe usługi u dentysty czy hydraulika. Ale o napisanie tekstu reklamowego, stworzenie projektu okładki lub serii zdjęć? Tu sytuacja wygląda inaczej.

Redaktorom, fotografom czy grafikom, zwłaszcza pracującym jako freelancerzy, zdarza się z miejsca usłyszeć od zlecającego, że to tylko próba, za którą nie przewiduje wynagrodzenia. Albo jeszcze mniej sympatycznie, już po wykonaniu pracy: że… nie tego oczekiwał. Rezultat bywa ten sam: brak gratyfikacji za włożony trud i wysiłek.

Eksperci są co prawda zdania, że freelancerzy stosunkowo rzadko zgadzają się z góry na formę darmowego wykonywania zleceń. – Jeśli to robią, najczęściej widzą w tym szansę na określone korzyści. Na przykład spodziewają się stałej współpracy z atrakcyjnym, renomowanym pracodawcą – uważa Monika Zakrzewska z PKPP Lewiatan.

Zleceniodawcy ze swej strony tłumaczą, że konieczna jest przecież jakaś forma sprawdzenia umiejętności kogoś, kto ma wykonać określoną pracę. Co będzie, jeśli zawiedzie w krytycznej sytuacji? Trzeba więc przetestować go wcześniej.

– Dobrym przykładem może być tu zajęcie tłumacza – wyjaśnia Grażyna Roman, zajmująca się działalnością wydawniczą. – Kryteriów tego zawodu od strony prawnej nie ma. W zasadzie każdy może przyjść do mnie i zapewnić, że podoła zadaniu. Jeśli nie znam człowieka, a chcę się przekonać, czy będziemy mogli współpracować, muszę dać mu kilkustronicową próbkę do sprawdzenia. Innej rady nie ma.

Jakoś sobie radzą

Czy to jednak naprawdę realny problem? Okazuje się przecież, że profesje skupiające wielu freelancerów, a zarazem najczęściej stykające się z propozycjami niepłatnych zleceń, radzą sobie na rynku pracy.

Na przykład, według danych portalu wynagrodzenia.pl, co czwarty fotograf zarabia przynajmniej 4 tys. zł. Przeciętne zarobki w tym zawodzie nie należą wprawdzie do wysokich (ok. 2,3 tys. zł), ale też i nie do najniższych. Lepiej powodzi się grafikom, ze średnią płacą sięgającą 2,8 tys. zł. Z kolei programiści mogą zarobić nawet powyżej 5 tys. zł. Jak podawał portal Biznes-Firma.pl w kwietniu tego roku, szacunkowo polski freelancer zarabiał średnio 2,5 tys. zł. Są też tacy wolni strzelcy, którzy zarabiają nawet dziesięciokrotnie więcej. A przy tym 60 proc. freelancerów w naszym kraju jest zadowolonych z tej formy pracy i z osiąganych dochodów. Może więc mówienie wręcz o utrudniającej im życie zmorze darmowych zleceń to przesada?

Być może wiele zależy tu po prostu od czynników psychologicznych. Kto dobrze się czuje w skórze wolnego strzelca i jest gotów na pewne ryzyko, łatwiej poradzi sobie z dyskomfortem i stresem związanym z takim trybem pracy.

– Freelancer będzie zadowolony wtedy, gdy taka forma pracy będzie zgodna z jego typem osobowości. Przypuszczam, że te 40 proc. niezadowolonych to osoby, które freelancerami zostały z konieczności, a lepiej czułyby się jako pracownicy etatowi – mówi Monika Zakrzewska.

Przyjacielowi trudno odmówić

Darmowe zlecenie za obietnicę pracy, czy zadanie, za które nie dostaniemy pieniędzy, ale dzięki niemu znacząco podniesiemy swoje umiejętności, to jeszcze pół biedy. Najgorsze są przypadki, w których wykonawca nic nie zyskuje, a przeciwnie: marnuje czas, nerwy, niekiedy zraża przyjaciół.

- Istnieje takie cyniczne powiedzenie, że na przyjaciołach się traci – mówi Jacek, 38 lat, grafik i programista. – Myślę czasami, że dużo w nim prawdy. Gdy robię zlecenie komuś znajomemu, tracę przecież w kilku aspektach, nie tylko finansowo. Tracę więcej czasu, bo wiadomo: pojawiają się rozmowy, uwagi, dyskusje. Tracę też nerwy, bo znajomi często wykorzystują swój status i marudzą, żądając w nieskończoność poprawek. Albo jeszcze gorzej – nie wiedzą, czego chcą, wymagają ciągłych zmian. Zdarzają się też ludzie, którzy mają dużo pieniędzy i mogliby zapłacić, ale wolą „przyoszczędzić” na znajomym. W związku z czym znajdują sobie jelenia. Czyli mnie.

Stres czy strata czasu to nie jedyne bolączki darmowej pracy dla znajomych. Darmowi wykonawcy wymieniają inne wady: pracuje się przecież po godzinach, kosztem własnego wypoczynku. Bywa, że zleceniodawca wywiera silną presję czasową. Bywa, że wykonaną pracę modyfikuje po swojemu, oczywiście zdaniem jej wykonawcy – kompletnie bezsensownie. Dlatego w takie przysługi wpisane jest ryzyko poważnej kłótni, a nawet zerwania przyjaźni.

- Zdarzył mi się też kiedyś taki przypadek. Znajomy poprosił mnie o wykonanie zlecenia, które doskonale mógł zrobić sam. Oczywiście za darmo. Sam w tym czasie pojechał na zakupy. Bardzo mi się to nie spodobało – wspomina Jacek. – Dlatego robienie przysług znajomym to niekiedy prawdziwy kłopot. Odmówić trudno, a zrobić… czasami jeszcze ciężej.

Tomasz Kowalczyk/MA

fotografusługigrafik
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (32)