Pracownicy „Y” i pracodawcy – skazani na siebie

Na rynku pracy trwa ciągła wymiana pokoleń

Pracownicy „Y” i pracodawcy – skazani na siebie
Źródło zdjęć: © Thinkstock

20.11.2012 | aktual.: 20.11.2012 13:28

*Na rynku pracy trwa ciągła wymiana pokoleń. To już reguła: media, do spółki z naukowcami, każdemu z nich nadają jakąś nazwę. Na emeryturę zaczyna odchodzić pokolenie baby boomersów, kariery kontynuuje pokolenie X. Nadchodzi czas pokolenia Y. Ale czy przypinanie kolejnych określeń i literek ma w tym przypadku sens? Może to tylko teorie bez poparcia w praktyce? *

Pokolenie Y – kto je widział?

Y, według definicji analityków, to człowiek urodzony po roku 1980, ale nie później niż w 1995. Wynika z tego, że pokolenie Y jest w pewnym sensie pionierskie. Pierwsze, które da się wyodrębnić na polskim rynku pracy. Przynajmniej według takich samych kryteriów, jakie socjologowie i ekonomiści stosowali w krajach zachodnich. Poprzednie generacje, pracujące krócej lub dłużej w PRL, funkcjonowały jednak w innych, nie zawsze dających się porównać warunkach.

Pokolenie Y zostało u nas opisane pod kątem zachowań na rynku pracy, motywacji, przyzwyczajeń konsumenckich itp. Badania przy różnych okazjach prowadziły zarówno globalne, jak i krajowe firmy konsultingowe.

Zdaniem naukowców, wynika z nich przede wszystkim, że pokolenie Y rzeczywiście istnieje. Przynajmniej w wielkich miastach, tam, gdzie duże skupiska ludzkie tworzą podstawę do podawania ścisłych wyników. Można o nim mówić, bo reprezentujący je ludzie różnią się pod względem wyznawanych wartości, zachowań i dokonywanych wyborów od tych, którzy wstępowali na rynek pracy w poprzednich okresach.

Zdolni, ale czy ambitni?

Co mogą oferować i czego żądają w zamian „Ygreki” na rynku pracy? Eksperci, jak na przykład dr Wojciech Szewko z Business Centre Club, uważają, iż jako pracownicy są niezwykle wartościowi. Szybko się uczą, są za pan brat z technologią. Innowacyjni, kreatywni, bystrzy. Z zapałem zmierzają do osiągnięcia kolejnych celów. Ale przy tym łatwo się nudzą, mają tendencję do częstszej zmiany firmy, znacznie rzadziej wykazują tendencje do pracoholizmu. Wśród przedsiębiorców pojawiają się opinie, że nie wahają się zawalczyć o swoje. Nawet w sposób, który dla przełożonych czy współpracowników, przyzwyczajonych do respektu dla zwierzchnika, może wydawać się niekiedy szokujący.

Były gastronom z Trójmiasta, który w swojej branży bardzo często zatrudniał właśnie „Ygreków”, wspomina: - Wszystko było w porządku, gdy układało się po ich myśli. Kiedy zdarzyło mi się kogoś zwolnić, bo na przykład spóźniał się notorycznie albo nie przychodził, nie miał on problemu ze złożeniem skargi do Państwowej Inspekcji Pracy. Nawet od urzędnika usłyszałem kiedyś, żebym się nie przejmował, bo to teraz normalne. Na forach, a również w naukowych opracowaniach podkreślana jest roszczeniowość pracowników z młodego pokolenia. To na przykład, że łatwiej przychodzi im zażądać podwyżki czy nagrody, i to nie zwlekając, natychmiast po sukcesie, do którego się przyczynili.

Nie panikują też przed zmianą. Jeśli coś im w firmie nie pasuje, łatwiej niż ich rodzicom przychodzi im przejście do innej. Unikają sytuacji, w których zachwianiu ulega równowaga między życiem prywatnym a pracą – na korzyść tej ostatniej. Tak jakby mniej lękali się jej utraty.

Eksperci widzą przyczynę takich zachowań w całym splocie okoliczności. – Proszę pamiętać, że to są dzieci rodziców, którzy na początku lat 90., u zarania kapitalizmu, wpadli w swoistą pułapkę przedsiębiorczości – przypomina Monika Zakrzewska z PKPP Lewiatan. – Wielu z nich zdołało się wtedy wzbogacić. Czego im w młodych latach zabrakło, starali się zapewnić dzieciom. Miało to przełożenie na wzrost poczucia bezpieczeństwa. Młodych ludzi ominął też na przykład stres związany z egzaminami na studia. Edukacja na poziomie szkoły wyższej stała się czymś powszechnie dostępnym. To udogodnienie, o które poprzednie generacje musiały walczyć, im zostało po prostu dane.

Szef też mi nie podskoczy

Według analityków, młodzi ludzie dzisiaj znacznie rzadziej są gotowi na daleko idące poświęcenia dla kariery. Zwiększają się zarazem wśród nich oczekiwania, że państwo mocniej wesprze regulacje prorodzinne. Dla starszych takie stwierdzenie brzmi jak herezja: praca nie jest dla nich najwyższą wartością.

Czy jednak nie przeraża ich bezrobocie, szalejące przecież zwłaszcza wśród młodych? Wśród ekspertów słychać głosy, że Ygreki dobrze wiedzą, iż w ich pokoleniu konkurencja jest słabsza. Pracodawcy i tak będą na nich skazani – w końcu kadry w sposób naturalny ulegają stałej wymianie. W dodatku prognozy przewidują, że już od 2015 roku większość województw odnotuje ujemne saldo wchodzących i wychodzących z rynku pracy. Oznacza to przewagę liczby osób przechodzących w tzw. stan spoczynku nad osobami aktywnymi zawodowo. Pod tym względem czas pracuje więc dla pokolenia Y.

TK/MA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)