Pracujesz na śmieciówce? Chcesz się ubezpieczyć? Zapłacisz karę!

Umowy śmieciowe dają ludziom pracę, jeśli znikną, urzędy pracy zasilą tysiące nowych bezrobotnych - przekonuje wielu przedsiębiorców

Pracujesz na śmieciówce? Chcesz się ubezpieczyć? Zapłacisz karę!
Źródło zdjęć: © ˆ Gajus - Fotolia.com

23.12.2013 | aktual.: 23.12.2013 13:24

*Umowy śmieciowe dają ludziom pracę. Jeśli znikną, to urzędy pracy zasilą tysiące nowych bezrobotnych - przekonuje wielu przedsiębiorców. Jednak w wielu przypadkach umowę o dzieło wręcza się pracownikom nawet w sytuacji, gdy zgodnie z kodeksem jego praca ma charakter pracy na etat. Jeśli zachoruje, nie należy się mu nic. A gdy sam postanowi się ubezpieczyć, może nawet zapłacić karę. *

Umowa o dzieło czy zlecenia zwalnia zleceniodawcę z szeregu obowiązków i świadczeń, jakie znajdziemy w Kodeksie pracy. Warto w tym miejscu zadać sobie ważne pytanie: Czy człowiek pracujący na umowie śmieciowej ma ze strony pracodawcy jakiekolwiek zabezpieczenie w postaci ubezpieczenia?

- Najpierw definicja. Umowa śmieciowa to legalna umowa zastosowana w sposób nielegalny. A więc ktoś, kto jest uważany za pracodawcę nie jest pracodawcą, tylko zleceniodawcą, czy stroną umowy na wykonanie określonego dzieła - tłumaczy Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Przewodniczącego KK NSZZ "Solidarność". - Umowy zlecenia i o dzieło są ważne i potrzebne, ale powstały do określonych celów. Tymczasem mówimy tu o łamaniu prawa, czyli tam gdzie zgodnie z kodeksem powinien być etat (on jest precyzyjnie zdefiniowany) daje się umowę cywilno-prawną. Tyle dla doprecyzowania. Co do zasady uważamy, że obowiązki i prawa powinien definiować rodzaj wykonywanej pracy a nie rodzaj zawartej umowy. A więc nieważne jak nazywa się moja umowa, za tę samą pracę mam te same obowiązki (obciążenia) i te same uprawnienia, w tym ubezpieczenia. Ponadto mamy system emerytalny kapitałowy i nawet tydzień mojej pracy powinien pracować na moją emeryturę. Stąd nasz postulat o oskładkowanie tych umów. I teraz ważna różnica - umowy o dzieło
nie mają w ogóle ubezpieczeń, zlecenia mają, ale w tym drugim przypadku są daleko gorsze. Ponadto przy zleceniach tylko pierwsza umowa zlecenie jest oskładkowana, następne nie. Firmy często robią tak, że robią pierwszą minimalną od której płacą, a właściwe wynagrodzenia lokują w kolejnych, które już oskładkowane nie są. Niedawno "Gazeta Wyborcza Trójmiasto" opisała przypadek mężczyzny, który po studiach zmuszony był pracować przez trzy lata na śmieciówce. Kiedy postanowił dobrowolnie ubezpieczyć się w NFZ, okazało się, że za brak ciągłości ubezpieczenia musi zapłacić prawie 4 tys. zł kary.

- Objęcie ubezpieczeniem dobrowolnym uzależnione jest, zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej, od wniesienia opłaty dodatkowej na rachunek Narodowego Funduszu Zdrowia - wyjaśniał w Gazecie Wyborczej Trójmiasto Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego Funduszu. - Wysokość tej opłaty uzależniona jest od okresu, w którym osoba ubezpieczająca się dobrowolnie nie była objęta ubezpieczeniem zdrowotnym. I tak jeśli, ktoś nie był ubezpieczony w okresie od 3 miesięcy do roku, by ubezpieczyć się dobrowolnie, musi wnieść opłatę dodatkową w wysokości 762,65 zł, w okresie powyżej 1 roku do 2 lat w wysokości 1 906,63zł, w okresie powyżej 2 lat do 5 lat w wysokości 3 813,25 zł, w okresie powyżej 5 lat do 10 lat w wysokości 5 719,88 zł, w okresie powyżej 10 lat w wysokości 7 626,5 zł.

Dla jaśniejszego obrazu sytuacji pytamy jeszcze przedstawiciela Solidarności: Co się dzieje w razie choroby pracownika zatrudnionego na umowie śmieciowej? - Nie ma go. Teoretycznie nie pracuje, nie zarabia, nie ma płatnego chorobowego. Skutki mogą być dramatyczne. Tak jak w przypadku tego chłopaka, któremu właściciel firmy poobcinał palce*. Okazało się, że nie można mu udzielić pomocy. Podobnie z urlopem. Firma pewnie puści pracownika na tzw. urlop, ale on w tym czasie nie zarabia. Po za tym zawsze będzie dyskryminowany wobec osób na etacie, którym urlop przysługuje z urzędu. Zawsze w pierwszej kolejności firma puści takiego na urlop, niż śmieciowego - mówi Marek Lewandowski.

  • Właściciel firmy budowlanej z Piaseczna pod Warszawą i jego pracownik obcięli 23-letniemu mężczyźnie pięć palców, podcięli mu gardło, a na koniec zostawili nagiego w lesie, żeby się wykrwawił tylko za to, że ten domagał się od nich zaległej się wypłaty. Ranny 23-latek przeżył tylko dzięki temu, że resztkami sił zdołał dowlec się do pobliskiej szosy, gdzie znaleźli go kierowcy.

ml,MA.WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (219)