Proces Bogusława B., byłego szefa Art-B, będzie kontynuowany
Proces Bogusława B., skazanego wcześniej w aferze Art-B, obecnie oskarżonego o wyłudzenia za pomocą tzw. piramidy finansowej, będzie kontynuowany. W środę B. wycofał swój wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Teraz sąd zajmie się przesłuchaniami świadków.
Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się tuż przed Bożym Narodzeniem. Oskarżeni Bogusław B. i Maciej G. - według prokuratury - w latach 2005-2007 oszukali ok. 170 osób, które zainwestowały łącznie ponad 33,5 mln zł. Grozi za to do 12 lat więzienia.
W środę obrońca B. mec. Piotr Kulik poinformował, że jego klient cofnął wniosek o dobrowolne poddanie się karze, bowiem nie doszło do porozumienia ze stroną przeciwną (sprzeciw choć jednego z oskarżycieli posiłkowych oznacza, że nie dojdzie do poddania się karze i że będzie się toczył normalny proces). Natomiast pełnomocnik grupy pokrzywdzonych, radca prawny Tomasz Michalski po rozprawie powiedział PAP, że ze strony oskarżonego nie doszło nawet do próby negocjacji.
Na rozprawy wyznaczone na luty i marzec sąd zaplanował przesłuchania świadków.
W grudniu B. deklarował, że chce poddać się karze 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat wraz z nałożeniem obowiązku "naprawienia szkody" w wysokości 7,5 mln zł. Przed sądem B., który nie zgadza się na ujawnienie swojego nazwiska, odmówił wówczas wyjaśnień.
Obrona zapowiadała, że pokrzywdzeni mieliby otrzymać do 25 proc. wpłaconych kwot. Twierdziła, że B. nie ma możliwości jednorazowej wypłaty tych kwot, dlatego miałyby one nastąpić w okresie od kilku miesięcy do 4,5 roku od uprawomocnienia się wyroku. W tym celu miałaby być powołana specjalna fundacja. Prokurator zgodził się z tym wnioskiem. Pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych wnosili zaś, by B. wypłacił 80 proc. zgromadzonych kwot. Chcieli też, by B. jeszcze przed wyrokiem złożył całość tej kwoty na rachunku depozytowym w Polsce. Argumentowali, że mieli przez kilka lat podobne obietnice i nie dowierzają B. Natomiast sąd chciał, by pokrzywdzeni podali konkretne kwoty roszczeń, a nie ich wartości procentowe.
Drugi oskarżony, 55-letni Maciej G., w grudniu nie przyznał się w sądzie do winy. Powiedział, że gdy w 2005 r. zostawał prezesem jednej ze spółek, jej właściciel B. mówił mu, że są zabezpieczenia przyjmowanych kwot, choć pieniądze znajdują się na "długoletniej lokacie".
G. dodał, że gdy mówił B., że spółka nie ma pieniędzy na wypłatę odsetek inwestorom, ten odpowiadał mu, by się nie przejmował, bo "zaraz kolejny inwestor coś wpłaci". G. powiedział, że "dopiero teraz wie, czym jest piramida finansowa". Podkreślił, że nie dostał wynagrodzenia na koniec swej pracy w 2007 r.
Akt oskarżenia wpłynął do sądu w lutym 2012 r. Jak informowała wówczas stołeczna policja, dochodzenie wszczęto w 2007 r. po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego. Chodziło o podejrzenia przestępstwa polegającego na prowadzeniu działalności w zakresie obrotu maklerskimi instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia.
Ustalono, że Bogusław B. działał w imieniu spółki z siedzibą w Wielkiej Brytanii, a prezesem innej ze spółek był Maciej G. Oskarżono ich o to, że wprowadzali inwestorów w błąd, zawierając z nimi poprzez siatkę pośredników umowy. Ich przedmiotem było zarządzanie wpłacanym przez klientów kapitałem; w zamian mieli otrzymywać odsetki.
"W rzeczywistości tworzyli oni pozory profesjonalnej działalności inwestycyjnej. Zamiast gwarantowanego inwestorom jednoprocentowego zysku tygodniowo, czyli 52 proc. rocznie, oraz gwarancji zwrotu kapitału, stworzyli system służący jedynie do wyłudzania środków na zasadzie tzw. piramidy finansowej" - informowała policja.
Początkowe umowy były obsługiwane terminowo. Pieniądze pochodziły z wpłat nowych klientów lub z tych samych środków, które przekazał inwestor. Znaczna ich część nigdy nie została zwrócona.
W śledztwie Bogusław B. i Maciej G. nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Są objęci dozorem policji. Obaj byli już karani za przestępstwa finansowe.
Sprawa Art-B, w której skazany został Bogusław B., była najgłośniejszą aferą początków III RP. B. ze wspólnikiem Andrzejem G. mieli, omijając prawo przy pomocy tzw. oscylatora, zarobić 4,2 bln ówczesnych zł (420 mln dzisiejszych zł). Latem 1991 r. B. i Andrzej G., ostrzeżeni o zbliżającej się akcji UOP, uciekli z Polski i osiedli w Izraelu, którego obywatelstwo uzyskali.
B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. na 9 lat więzienia. W styczniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie odmówił Andrzejowi G. wydania listu żelaznego. Jest on nadal ścigany przez Polskę międzynarodowym listem gończym m.in. za oszustwa wobec banków.