Pszczelarze załamani. Ponoszą klęskę w starciu z groźbą ze Wschodu
Pszczelarze są "załamani" niskimi dopłatami od państwa i wysokimi kosztami prowadzenia pasiek. Przegrywają z tanim miodem ze Wschodu, który "psuje rynek". - Zainteresowanie zakupem miodu jest mizerne - wskazuje w rozmowie z WP Finanse Hanna Idziorek, prezes rejonowego koła pszczelarzy w Białymstoku.
Na jednym z portali internetowych widnieje ponad 60 ogłoszeń dotyczących sprzedaży rodzin pszczelich. Redakcja WP Finanse zadzwoniła do jednego ze sprzedawców.
- Zmniejszam swoją pasiekę. Nie ma chętnych na miód, więc utrzymywanie wielu rodzin pszczelich po prostu się nie opłaca - przyznaje w rozmowie z WP Finanse pan Andrzej z woj. dolnośląskiego. Sprzedaje rodziny pszczele za 500 zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Fala zwolnień w Polsce. Dominują te branże. "Pęka bańka"
Na bardziej radykalny krok zdecydował się pan Marcin z woj. wielkopolskiego. - Likwiduję pasiekę. Mam już dość dokładania do tego interesu - tłumaczy. Za rodziny pszczele chce 400 zł, ale nie wyklucza negocjacji.
Dopłaty dla pszczelarzy "to nieporozumienie"
Pszczelarzy, którym kończy się cierpliwość, jest jednak znacznie więcej. Wszystko przez splot kilku niekorzystnych czynników.
W tym roku pszczelarze są bardzo rozżaleni, ponieważ są bardzo małe dopłaty do sprzętów i środków transportu do przewozu uli. To są śmieszne dopłaty i jakieś nieporozumienie - przyznaje w rozmowie z WP Finanse Hanna Idziorek, prezes rejonowego koła pszczelarzy w Białymstoku.
Obecnie to koło zrzesza 165 członków, ale niewykluczone, że ta liczba się skurczy. Efekt negatywnych nastrojów wśród pszczelarzy będzie widoczny dopiero w przyszłym roku, ale nasza rozmówczyni podkreśla, że sytuacja jest bardzo trudna zarówno dla pszczelarzy zawodowców, jak i amatorów.
Za dopłaty dla pszczelarzy odpowiada Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). Refundacja dla osób powyżej 40. roku życia sięga do 60 proc. kwoty netto, ale, jak wskazuje prezes, w umowach zazwyczaj pojawia się kwota 20 proc. Na przyczepki to około 10 proc.
Poza rażąco niską wysokością dopłat problemem jest konieczność składania wielu wniosków. Jeśli pszczelarz skorzysta z dotacji np. na przyczepkę, to nie może jej sprzedać przez kilka lat. Prezes koła podkreśla, że po sezonie można taki sprzęt kupić taniej, więc sięganie po dotacje straciło sens.
- Kupiłem wózek do przewożenia uli. Zapłaciłem 8 tys. zł, a chcą mi oddać 150 zł. Jak w takiej sytuacji miałbym dalej działać? - zastanawia się pan Marcin.
Problemem jest także fakt, że na razie nie wiadomo, jakie będą dotacje na leki dla pszczół. - Na dzisiaj koszty prowadzenia pasieki są bardzo duże. Pszczelarze nie liczą czasu, który na to poświęcają, ale ja całe dni spędzam na pasiekach - przyznaje prezeska koła, dodając, że na leki bez dotacji dla swojej pasieki musiałaby wydać co najmniej 1,5 tys. na cały roczny sezon. Do tego trzeba doliczyć suplementy.
- Sama zastanawiam się, co zrobić dalej. Nie będę likwidować, ale na pewno zmniejszę pasiekę - wskazuje.
Z jej obserwacji wynika, że dla pszczelarzy, dla których zajmowanie się miododajnymi owadami to przede wszystkim pasja, największym problemem stała się "niepewność".
Wartość zapylania roślin przez pszczołę miodną to są miliardy złotych dla gospodarki krajowej, więc wszyscy na tym korzystamy. Państwu powinno zależeć, żeby wspierać tę działalność i motywować do stawiania pasiek, ale jest odwrotnie. Jesteśmy załamani - zaznacza prezeska koła.
Ludzie odwracają się od polskiego miodu
Z drugiej strony od 2023 r. jest problem ze zbyciem miodu.
- Zainteresowanie zakupem miodu jest mizerne również w tym roku. Miód, który napływał i napływa głównie z Ukrainy i z Chin, psuje rynek - przekonuje prezes koła.
Tego rodzaju miód jest określany jako "miód techniczny". - Odnosząc się do "miodu technicznego" należy zauważyć, że tego rodzaju pojęcie nie funkcjonuje w przepisach prawa - zarówno unijne jak i krajowe przepisy szczegółowe odnoszące się do wymagań jakościowych i nazewnictwa miodu nie definiują ww. pojęcia - tłumaczy redakcji WP Finanse dr Tomasz Białas, dyrektor Biura Strategii i Kontroli Wewnętrznej w Głównym Inspektoracie Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
W rozporządzeniu MRiRW zdefiniowano natomiast pojęcie "miodu piekarniczego (przemysłowego)". - Jest odpowiedni do użytku przemysłowego lub jako składnik innych środków spożywczych następnie przetworzonych. Miód piekarniczy może posiadać obcy smak lub zapach, zaczynać fermentować lub być sfermentowany oraz może być przegrzany. Tego rodzaju miód musi być specjalnie oznakowany oraz jego wyłącznym przeznaczeniem jest przetwórstwo - tłumaczy dr Białas.
Polski miód przegrywa z tańszym ze Wschodu
Wiele osób stosuje określenie "miód techniczny" w odniesieniu do miodu ukraińskiego, ale problem jest większy. Ukraina posiada przetwórnie, do których sprowadza miód z Chin i wysyła go dalej.
Problem polega na tym, że przedsiębiorcy i handlarze, którzy sprowadzają miód ze Wschodu, sprzedają go po niższych cenach. Różnice sięgają nawet 10 zł.
- Wielu klientów nie wie, jaki miód kupują. Kusi ich cena, bo jest bardzo niska, oscyluje wokół 15-16 zł - wskazuje. Handlarze i tak na tym zarabiają, bo kupują wielkie ilości miodu np. za 8 zł. Dla porównania u niej miód wielokwiatowy kosztuje 30 zł.
- Skupy nie przyjmują miodu od zawodowych pszczelarzy, bo wolą sprowadzać tańszy miód ze Wschodu. W takiej sytuacji wchodzą na rynek z bardzo zaniżoną ceną, żeby pozbyć się choć części zapasów. Te ceny są dla nas konkurencyjne - tłumaczy nam prezes koła. Z szacunków Pomorsko-Kujawskiego Związku Pszczelarzy wynika, że wyprodukowanie słoika miodu po kosztach to 35 zł.
Jak dodaje, bardzo wielu pszczelarzy zmaga się z ogromnymi zapasami. Również ten rok nie jest zły jeśli chodzi o zbiory, więc ich zapasy jeszcze się zwiększą.
- Zostało mi trochę miodu z 2023 r., ale już widzę, że w tym roku będzie to samo. Stali klienci są, ale kupują mniej. Nie podniosłam cen w tym roku, choć koszty transportu i pracy są wyższe. W moim przypadku akurat cena pokrywa koszty produkcji, ale nie ma mowy, żeby utrzymać się z prowadzenia pasieki - przekonuje Idziorek.
Jak odróżnić miód polski od zagranicznego? Jeśli na etykiecie widnieje formuła "pochodzi z kraju UE i spoza UE", to możemy mieć pewność, że miód jest z Ukrainy, Chin lub Argentyny, choć nasza rozmówczyni przyznaje, że w 2023 r. napływał również z Rosji i państw bałtyckich. Pewność co do produkcji możemy mieć tylko wtedy, gdy na słoiku widzimy: "pochodzi z kraju UE".
Służby zawracają miód z zagranicy. "Badań powinno być więcej"
Nad tym, jakie produkty przekraczają polską granicę czuwa Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS), ale zdaniem prezes i tak brakuje odpowiednich kontroli. - Miody ze Wschodu częściowo były zawracane, ale tych badań powinno być więcej - ocenia.
W odpowiedzi na pytania naszej redakcji dr Białas, przekazuje, że "kontroli granicznej IJHARS podlegają partie miodu importowanego o wielkości minimalnej 0,5 tony".
- W przypadku, gdy kontrolowany miód nie spełnia wymagań w zakresie jakości handlowej określonych w przepisach o jakości handlowej lub deklarowanych przez producenta, wojewódzki inspektor w drodze decyzji administracyjnej zakazuje wprowadzenia tego produktu do obrotu. W latach 2023-2024 (stan na 24 lipca 2024 r.) skontrolowano 1 741 partii miodu w ramach kontroli granicznych i wydano 8 decyzji zakazujących wprowadzenia do obrotu 9 partii - dodaje.
Dla przykładu na początku lipca IJHARS w Gdańsku wydała decyzję "o zakazie wprowadzenia do obrotu na teren Polski partii miodu lipowego o masie 20 880 kg importowanego z Chin". Powodem było niespełnienie wymagań odnośnie cech organoleptycznych miodu. Służby stwierdziły obecność "niedozwolonego" metalicznego smaku.
- W latach 2023-2024 do IJHARS wpłynęło 36 skarg na jakość handlową miodu. Żadna ze skarg nie dotyczyła sytuacji, w której miód miałby być "miodem technicznym". W przypadku 17 ze zgłoszonych skarg potwierdzono, że jakość handlowa miodu była niewłaściwa - kwituje dr Białas.
Przedstawiciele pszczelarzy wysłali pismo z apelem o podjęcie działań do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Na dzień publikacji artykułu nie otrzymali odpowiedzi.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl
WP Finanse na:
Wyłączono komentarze
Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski