Rolnik poszedł do dyskontu. Tak ocenił paprykę
Rolnicy z podwarszawskich Bronisz alarmują, że ich produkty sprzedawane są po bardzo niskich cenach, nieadekwatnych do kosztów produkcji. Tymczasem w sklepach te same warzywa osiągają kilkukrotnie wyższe ceny. Ministerstwo Rolnictwa przyznaje, że sytuacja wymaga uwagi.
Jak podaje "Fakt", papryka sprzedawana u rolnika za 4-5 zł za kilogram, w sklepie kosztuje nawet 17 zł. Rolnicy podkreślili w rozmowie z dziennikiem, że na takiej różnicy zarabiają głównie pośrednicy i sieci handlowe.
— W sklepach jest drożej, bo towar przechodzi przez pośredników — mówił "Faktowi" Eugeniusz, rolnik z woj. mazowieckiego
Posłuchaj doświadczonego zbieracza. O tym pamiętaj, idąc na grzyby
Rolnik ocenił paprykę z dyskontu. "Pokrzywiona, robaczywa"
Jeszcze większym problemem są skupy, które nie tylko oferują niskie stawki, ale często preferują tańszy towar z importu.
Artur, rolnik z okolic Przytyka, opowiadał "Faktowi", że miesiąc temu, gdy na rynek wchodziła polska papryka, skupy zdecydowały się na import, co natychmiast spowodowało gwałtowny spadek cen oferowanych krajowym producentom.
Wtedy też poszedłem do jednej z sieci dyskontów. Patrzę, a tu papryka po 7 zł, pokrzywiona, robaczywa, przemysłowa. Od nas taka była skupowana po 1-1,20 zł. Ludzie wtedy myślą, "ile ten rolnik musi mieć pieniędzy". Prawda jest taka, że my walczymy o każdy grosz. To już chyba będzie nasz koniec — mówił dziennikowi Artur.
Ministerstwo Rolnictwa przyznaje, że sytuacja wymaga uwagi, zwłaszcza że często występuje nadprodukcja niektórych gatunków oraz brak kontraktacji, które zapewniałyby stabilność cen.
Resort wspólnie z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) bada możliwość zmowy cenowej wśród skupów, co miałoby negatywny wpływ na sytuację rolników. Jak zaznaczył cytowany przez dziennik Stefan Krajewski, brak długoterminowych umów i gwarantowanych cen to jedna z głównych przyczyn obecnych problemów.
Oddają pomidory za co łaska
Niskie stawki oferowane przez skupy często nie wystarczają rolnikom na pokrycie kosztów produkcji. W tej sytuacji wielu z nich decyduje się na organizowanie samozbiorów. Nie tylko po to, by odzyskać choć część nakładów, ale również by uniknąć marnowania plonów.
Jak informowaliśmy w WP Finanse, taki krok podjęło małżeństwo z Niewirkowa koło Zamościa. Anna i Tomasz Saganowie, właściciele plantacji pomidorów, borykają się z problemem nadmiaru warzyw. Jak tłumaczyła pani Anna, przetwórnia odbiera od nich zaledwie jeden transport dziennie, co jest niewystarczające przy obecnej skali zbiorów.
Aby uniknąć marnowania plonów, postanowili zorganizować samozbiory, gdzie każdy może zapłacić za pomidory tyle, ile uzna za stosowne. Rolniczka dodała, że część dochodów z akcji zostanie przeznaczona na remont kościoła w Dubie.