Rybiński: w tym roku może nas czekać krach giełdowy na niespotykaną skalę
Biliony dolarów i euro pompowane od kilku lat przez banki centralne w rynki finansowe nie trafiają do realnej gospodarki, tylko napędzają spekulacje - uważa profesor Krzysztof Rybiński. Stąd wzrosty na wielu światowych giełdach w ubiegłym roku, ale i groźba pęknięcia bański spekulacyjnej i spektakularnego krachu.
22.01.2014 09:18
- Od czterech lat największe banki centralne na świecie drukują pieniądze w skali dotąd niespotykanej. Te pieniądze nie trafiają do realnej gospodarki, bo kredyty dla firm cały czas spadają, tylko na rynki finansowe. Spekulanci wykorzystują te tanie pożyczki po 0 proc., wydrukowane dolary, euro, funty i jeny, żeby kupić akcje. I ceny akcji zostały podbite do poziomów, które można uznać za bardzo drogie - wyjaśnia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
Dlatego, jego zdaniem, rośnie prawdopodobieństwo tego, że w którymś momencie jedna z giełd światowych zacznie gwałtownie spadać, wywołując efekt domina na całym świecie.
Jak podkreśla ekonomista, proces dodrukowania pieniędzy, który miał być lekiem na kryzys, który rozpoczął się w 2008 roku upadkiem banku Lehman Brothers, może stać się przyczyną jeszcze większego krachu.
- Banki centralne wspólnie z politykami i banksterami podjęły wówczas decyzję, by drukować pieniądze na masową skalę. Chciały ograniczyć ryzyko jeszcze głębszej i bardziej długotrwałej recesji. Problem polega na tym, że produkując pieniądze i pompując nimi ceny akcji, kupujemy sobie tylko czas. Ciągle bowiem rośnie ryzyko znacznie głębszego krachu, niż gdyby w ogóle tego druku nie było - przekonuje prof. Rybiński.
Ekonomista prognozuje, że kryzys może być nawet znacznie głębszy niż ten największy w historii, z lat 30. ubiegłego stulecia, a załamanie może nastąpić w kilku miejscach równocześnie.
- Moim zdaniem 2014 rok to będzie rok czarnego łabędzia, czyli rzadkiego zdarzenia na rynkach finansowych o dramatycznych konsekwencjach - przestrzega ekonomista.