Są po studiach, dorabiają fizycznie
Chcieli realizować swoje pasje, pracować zgodnie z zainteresowaniami i wyższym wykształceniem
Bibliotekarka: wyprowadzam psy sąsiadów
1,4 tys. zł netto
- Jestem kierownikiem biblioteki miejskiej, mam jednego pracownika. Zarabiam 1,4 tys. zł na rękę. Biblioteka jest niewielka, mamy stare zbiory i niestety coraz mniej czytelników. Boję się, że zlikwidują naszą placówkę. Przychodzą starsi, często emeryci proszą o jakieś lekkie książki, no i uczniowie po lektury. Jest mi przykro, że na tym stanowisku zarabiam mniej niż np. ekspedientka w sklepie. Można powiedzieć, że jestem bibliotekarką z powołania. Zawsze chciałam pracować z książkami i po maturze poszłam na bibliotekarstwo. Wykonuję swój zawód świadomie, z przekonaniem. Ale byłoby mi trudno żyć tylko z tego fachu, jestem zmuszona dorabiać. Mieszkam sama w starej kamienicy w Krakowie, dużo moich sąsiadów ma psy, dorabiam wyprowadzając pupile znajomych i sąsiadów – opowiada Hanna Gros.
Fizyk: sprzedają hamburgery
Ok. 1,2 tys. zł
- Skończyłam fizykę, a teraz studiuję zaocznie pedagogikę i uczę w szkole. Niestety każdy nauczyciel po studiach zarabia grosze. To jakaś paranoja! Trzeba szukać innych źródeł dochodu, trzeba kombinować. Nauczyciele dają korepetycje, biorą niezliczoną ilość zastępstw. Ja dorabiam w McDonald’s, trochę boję się, że będę musiała sprzedać hamburgera uczniowi. Uwielbiam fizykę, te studia były dla mnie czymś oczywistym. Dopiero w czasie nauki zaczęłam się zastanawiać, co w Polsce może robić fizyk. Okazuje się, że może pracować tylko w szkole – twierdzi Weronika Solarz, z Gdańska.
Teolog: dorabiam w komisie z autami
Ok. 1,2 tys. zł
- Prowadzę zajęcia z religii i etyki. Ale myślę o doktoracie i może uda mi się wrócić na uczelnię. Mój szwagier od lat wyśmiewa się ze mnie, że on bez matury, zarabia trzy razy więcej ode mnie. Zaproponował mi pracę w swoim komisie samochodowym. To trochę upokarzające, ale zgodziłem się. Po pracy idę sprzedawać samochody, często też je myje, czyszczę – mówi Jarosław Reymus.
Aktorka: jestem kelnerką w barze
Ok. 900 zł
- Ukończyłam łódzką filmówkę trzy lata temu i muszę przyznać, że jest kiepsko. Początkowo udało mi się zagrać w jednej reklamówce i epizod w serialu telewizyjnym. Myślałam, że jestem na dobrej drodze, ale niestety. Telefon zamilkł, na castingach mi nie wychodzi. Znajomi mówią, że taki jest los młodego aktora. W końcu nie miałam z czego żyć i zatrudniłam się w barze szybkiej obsługi, jestem kelnerką, pomywaczką, sprzątaczką. Zarabiam na rękę 900 zł, do tego mam jeszcze napiwki. Mam nadzieję, że to tymczasowe zajęcie – mówi nam anonimowo absolwentka, prosiła, żeby nie podawać jej imienia i nazwiska.
Oceanograf: sprzedaję ciuchy, pracuję w supermarkecie
Ok. 1 tys. zł
- Pracuję w organizacji, która zajmuje się ochroną środowiska. Praca to moja pasja. Zajmuję się organizacją akcji, nawiązuję współpracę z zagranicznymi partnerami. Miałam propozycję pracy w urzędzie wojewódzkim w wydziale ochrony środowiska, ale praca urzędnika mi nie pasowała – to nie dla mnie. Odmówiłam, bo chciałam zaangażować się w prawdziwą pracą na rzecz przyrody. Kłopot w tym, że nie mam z tego żadnych pieniędzy. Musiałam coś wymyślić, dlatego handluję ciuchami w Internecie. Kilka dni w tygodniu pracuję też w supermarkecie, wieczorami metkuję towar i sprzątam. Ciągle mieszkam z rodzicami, a mam 31 lat, zwyczajnie nie stać mnie na wyprowadzkę. Rodzice mówią, że powinnam znaleźć sobie pracę, a ja przecież mam pracę. Mają mi za złe, że nie chciałam przyjąć urzędniczej posady. O pracy w supermarkecie nawet im nie powiedziałam, oboje wykładają na uczelni, wyobrażali sobie, że pójdą w ich ślady. Jest mi trudno, nie wiem co robić. Muszę zarabiać więcej, ale nie chcę pracować wbrew sobie – twierdzi Honorata
Piekarz.
Ci, którzy idą pod prąd
- W Polsce ciągle jest problem z pracą poniżej kwalifikacji. Nie ma statystyk ilu jest pracowników, którzy wykonują zajęcia, która nie odpowiadają ich kwalifikacjom. Specjaliści mówią młodym ludziom, na jakie studia mają iść, jakie kierunki są najlepiej dostosowane do rynku pracy, a jakie nie. Ale przecież nie brakuje takich, którzy chcą iść na niepopularne studia, wiedzą, co chcą robić, co lubią, są określeni i nie obchodzi ich moda, czy rady doradców personalnych, idą pod prąd. Nie interesuje ich oblegana informatyka, czy prawo, bo uwielbiają fizykę, czy polonistykę. Podziwiam takich ludzi i jest mi źle, że muszą zderzyć się z przykrą rzeczywistością. Nie mogą się realizować, popadają w przygnębienie, depresję, frustrację, mówią, że są na marginesie społeczeństwa, bo muszą sprzedawać hamburgery mając doktorat. W takich sytuacjach radzę elastyczność, wytrwałość i jednak przekwalifikowanie się, najgorsze to trwać w takiej sytuacji – twierdzi Tomasz Grzegorczyk, psycholog.
(toy)