Sąd: renta i wysokie zadośćuczynienie od szpitala za błąd medyczny
Dożywotnia renta i wysokie zadośćuczynienie za błąd medyczny już prawomocne. Sąd Apelacyjny w Warszawie rozstrzygnął roszczenie kobiety, która dziś jest kaleką, wobec stołecznego szpitala. Sąd o kilkaset tysięcy zł zmniejszył kwotę przyznaną jej w I instancji.
16.12.2014 | aktual.: 16.12.2014 20:09
Mocą wyroku SA, Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny przy ul. Banacha ma zapłacić Grażynie Garboś-Jędral milion zł zadośćuczynienia z odsetkami liczonymi od września 2005 r. oraz ma jej wypłacać 6 tys. comiesięcznej renty, także liczonej od 2005 r.
Według powódki to w sumie o kilkaset tysięcy mniej niż zasądził jej w 2012 r. Sąd Okręgowy w Warszawie. Ten przyznał jej w sumie 5 mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania (liczone wraz z odsetkami od 2004 r.). Ale nawet po tej obniżce to jedna z najwyższych kwot zasądzonych w Polsce za błąd medyczny, powodujący szkodę na zdrowiu pacjenta.
Sprawa sądowa trwała w sumie dziewięć lat. 62-letnia dziś kobieta kiedyś pracowała dla tego szpitala jako radca prawny - występowała w sprawach lekarzy pozwanych za błędy medyczne. W 2004 r. sama trafiła tam z zawałem serca. Wdała się salmonelloza; doszło też do przebicia jelita grubego. Długi pobyt w szpitalu skończył się uszkodzeniem kręgosłupa, niedowładem kończyn, nieuleczalnymi problemami z trawieniem i wydalaniem oraz utratą funkcji seksualnych.
Powódka ma obecnie I grupę inwalidzką i zaświadczenie o niezdolności do "samodzielnej egzystencji". Mieszka sama i nie stać jej ani na płatną pomoc, ani na zlecone zabiegi. Mówi, że ma olbrzymie długi i żyje z pożyczek. Pobiera 1900 zł renty, a jako radca prawny zarabiała dziesięć razy więcej.
Sąd Okręgowy uznał, że pieniądze należą się jej jako zadośćuczynienie oraz odszkodowanie za błędy i zaniedbania pracowników szpitala. Ten odwołał się od tego wyroku. Adwokatka szpitala argumentowała, że sąd pierwszej instancji nie uwzględnił części opinii biegłych lekarzy, korzystnych dla szpitala. Mówiła, że nie jest pewne, kiedy doszło do zakażania salmonellą, bo mogło to nastąpić jeszcze przed przyjęciem powódki do placówki.
Firma ubezpieczająca szpital przyłączyła się w trakcie apelacji do sprawy jako tzw. interwenient uboczny (to uczestnik przystępujący do procesu, mający "interes prawny" w tym, aby dana sprawa była rozstrzygnięta na jej korzyść).
W uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Manowska powiedziała, że Sąd Okręgowy słusznie uznał, iż krzywda powódki jest "bardzo duża", a jej rozmiar i sposób traktowania w szpitalu uzasadnia jej wysokie roszczenia. - W szpitalu był brud i była możliwość zakażenia salmonellą - dodała.
Zarazem sędzia podkreśliła, że największe negatywne skutki dla powódki wywołało przebicie jelita grubego. - Nie zrobiono niczego, by zapobiec temu zdarzeniu - dodała.
Sędzia wyjaśniła, że wyrok Sądu Okręgowego zmieniono m.in. co do odsetek, gdyż za datę ich naliczania Sąd Apelacyjny uznał przyznanie powódce renty inwalidzkiej w 2005 r., a nie sformułowanie jej roszczenia w 2004 r.
W miesięcznej rencie przyznanej od szpitala sąd zawarł koszt leków, które kobieta musi brać, koszty rehabilitacji, dojazdów na nią i odpowiedniego sprzętu, a także utracone przez nią korzyści, które miałaby, gdyby cały czas pracowała.
Według wyliczeń powódki sąd "obciął" jej ok. 900 tys. zł. Nie powiedziała, czy złoży skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Adwokatka szpitala powiedziała zaś, że złożenie takiej skargi przez stronę pozwaną zależy od dyrekcji szpitala.